niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 2


 Przez dłuższą chwilę piłkarze stali przed zamkniętą bramą klasztoru, ziajając i ocierając pot z czoła, niezdolni do żadnych wysiłków.
- Ja pierdolę - sapnął Ramos. - Nie wiedziałem, że tak ciężko być zakonnicą.
- A to dopiero początek - mruknął Pepe.
- Nigdy więcej nie będę pił alkoholu - zaprzysiągł Cristiano. - Skutki pijaństwa są potworne!
- Narzekacie - skrzywił się Iker. Wytarł twarz rąbkiem welonu. - Trzeba pomóc kumplowi.
Wskazał na Xabiera, który kontemplował klasztorny mur z rozanielonym wyrazem twarzy.
- Jemu to trzeba pomóc odnaleźć mózg, a nie babę - rzekł Kepler zgryźliwie. - Zadzwoni ktoś, czy będziemy tak tu stali, do usranej śmierci?
Iker podszedł do furty i obmacał starannie jej futryny.
- Ej, tu nie ma dzwonka - zdziwił się.
Otumanieni upałem piłkarze patrzyli na niego jak na trójgłowe cielę. Pierwszy ocknął się Xabi, który bez słowa odsunął Casillasa od furty i ujął w dłoń kołatkę.
- A zapukać nie łaska? - zapytał.
- No patrzcie, patrzcie, nasz Romeo myśli - parsknął Cris.
Nie zwracając na niego uwagi Alonso energicznie załomotał w nabijane żelaznymi ćwiekami odrzwia. Otwarły się po chwilę z niemiłosiernym zgrzytem. Barczysta zakonnica w trudnym do określenia wieku, o twarzy opalonej na brąz, zmierzyła wzrokiem przybyszów.
- Szczęść Boże! - odezwał się Iker. - Pielgrzymujemy tu z Argentyny!
- Szczęść Boże. To z daleka siostry przybyły - zadziwiła się zakonnica. - A wchodźcie, kochane, wchodźcie, co ja was tu pod murem trzymam na tym upale!
Dziedziniec zewnętrzny, ku uldze piłkarzy, obsadzony był starymi drzewami, dającymi mnóstwo cienia, tak, że wydawał się niemal mroczny oczom nawykłym do oślepiającego słońca. Siostrzyczki z Realu maszerowały pokornie za Teklą ku kościołowi, po którego prawej stronie bielały zabudowania klasztorne.
- Poczekajcie tu kochane, usiądźcie sobie, odsapnijcie - wskazała im ławkę pod rozłożystą lipą. - Ja muszę lecieć, środek na mszyce na ogniu mi stoi, a wiecie jak to jest, sama nie dopilnujesz, to nic z tego nie będzie. Matka przełożona jest w kościele, zaraz pewnie wyjdzie. Pokutę nowicjuszkom zadaje, całą Sekstę przegadały.
- Seks...? - zdziwił się Ramos. Cris bez namysłu zdzielił go wypróbowanym ciosem łokcia w żebra. - Khuuu... Ała.
- Siostra wybaczy, nasza droga siostra Sergia jest cokolwiek słaba na płucach, jak też i na umyśle - wyzłośliwił się Pepe. Iker wzniósł oczy do nieba.
- A to nasze powietrze dobrze jej zrobi, czyste jak kryształ! - zareklamowała walory okolicy Tekla. - Dwa tygodnie i będzie miała siostra płuca jak dzwon!
Klepnęła Ramosa spracowaną dłonią w ramię.
- Siostro Teklo! Siostro Teklo! Ratunku! - rumiana zakonnica biegła ku nim z rozwianym welonem i wyrazem paniki w wielkich niebieskich oczach. - Pali się, szopa się pali!
- Na miłosierdzie Pańskie! - wybuchnęła Tekla. - Czy siostry Carmeli samej na chwilę zostawić nie można? Pewnie znowu siostra jakiś romans od pani Rosario wycyganiła, tej co ryby nam przywozi, co?
Siostra Carmela spuściła głowę i zakręciła czubkiem buta w ziemi.
- Nooooo tak...
- I zamiast pilnować odwaru jak mówiłam, siostra czytała, tak?
- No tak...
- Idziemy! - Tekla wskazała srogim gestem kierunek Carmeli. - A potem siostra się wyspowiada ojcu Laurentemu! Romanse czytać, też mi coś! I cała moja robota na nic!
Tak pomstując i poganiając nieszczęsną siostrę Carmelę, Tekla opuściła gości i wraz ze swą towarzyszką znikła gdzieś za kościołem.
Piłkarze stali pod drzewem, plecaki zwaliwszy na bezładną kupę koło ławki. Matka przełożona jakoś się nie pojawiała, a oni nie wiedzieli co dalej.
Wtedy z kościoła wyszła stara zakonnica, obok niej zaś szła Anna. Oczy Xabiego zapłonęły, z piersi wyrwało się głębokie westchnienie, gdy jego ukochana przechodziła nieopodal, ze skromnie pochyloną głową, słuchając uwag staruszki.
- To ta matka? - zapytał Ramos.
- To Anna - jęknął Xabier miłośnie.
- Ta stara, baranie! - syknął Pepe.
Anna powiedziała coś do starej zakonnicy. Iker nastawił uszu.
- Nie - powiedział. - To siostra Euframina, czy jakoś tak, nie słyszę dobrze.
- Eufrozyna - poprawił machinalnie Xabi, obdarzony słuchem jak nietoperz i odprowadził odchodzącą Annę spojrzeniem.
Staruszka obrzuciła "siostry" chłodnym spojrzeniem, tak przenikliwym, że panowie poczuli się niczym prześwietleni rentgenem. Rozpoznała ich, na pewno ich rozpoznała.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - rzekła, podchodząc.
- Na wieki wieków - odparli chórem.
- Podejdź no, dziecko - stara zakonnica pokiwała kościstym palcem na Ronaldo. - Jak masz na imię?
Piłkarze zbili się w ciasną kupkę. Czuli, że groziła im demaskacja.
- Cristia... - zaczął Cris bezmyślnie. Pepe, szczerząc cały czas zęby w uśmiechu, kopnął go w kostkę. - Crista!
- Crista - powtórzyła staruszka. - Czy po to obrałaś życie w Chrystusie, aby oddawać się teraz grzesznym praktykom?
- Ale jakim? - zdziwił się Cris. - Co ja takiego zrobił... łam?
Maniakalny uśmiech Pepe nieco się poszerzył, zaś Iker ukrył twarz w rękawie habitu. Ramos przyglądał się kolegom z lekkim zdziwieniem.Tylko Xabi zachował pokerową twarz.
- Twoje brwi! - zagrzmiała zakonnica z nieoczekiwaną siłą. - Są wy-de-pi-lo-wa-ne! To grzech i rozpusta!
- Niech siostra okaże jej chrześcijańskie miłosierdzie - Xabi przemówił falsetem. - Siostra Crista jest bardzo młoda i dopiero niedawno wstąpiła na ścieżkę Chrystusową.
- Tak jest - poparł go Iker. - Wciąż zdarza się mu.. to znaczy jej, błądzić!
Teraz to on kopnął Crisa, który spuścił głowę, udając skruchę.
- Strasznie zgrzeszyłam, przyznaję! - jęknął teatralnie.
Zakonnica westchnęła.
- No cóż, moje dziecko, ten jeden raz mogę ci wybaczyć. A siostra - wskazała Xabiego. - Nie dosłyszałam siostry imienia?
- Xabieria.
- Dziwne... - mruknęła staruszka. - Nie znam takiej świętej.
- Została kanonizowana przez ojca świętego Benedykta XVI - wtrącił szybko Pepe. Iker i Cris dostali ataku dziwnego kaszlu, a Ramos wciąż nie wiedział o co chodzi.
- Ach, skoro tak mówisz... Nie nadążam za tymi kanonizacjami, już nie te lata... - zadumała się staruszka. - W każdym razie, siostro Xabierio, niech siostra idzie do infirmerii, tam siostrę umówią na badania hormonów. Broda siostrze rośnie.
Cała piątka zaniemówiła.
Ramos ukradkiem spojrzał na kiełkujący zarost Xabiego, który był dość owłosionym osobnikiem i musiał się często golić.
- Bo ja...ja...ja...- wyfalsetował Xabi. W sukurs przyszedł Ramos, który odblokował się najszybciej i już w głowie wymyślił idealne łgarstwo.
- Siostra Xabieria ma problemy natury hormonalnej i właśnie jedną z naszych pątniczych intencji jest jej szybkie wyzdrowienie.
- A cóż to za choroba?- starsza zakonnica spojrzała na Ramosa bladoniebieskimi oczyma, a wyglądała przy tym tak, jakby doskonale wiedziała, że kłamie.
- Ibrahimiwizm! zełgał Ramos.
Xabi stał załamany, Pepe udawał, ze kaszle a Iker kontemplował winorośl pnącą się po ścianie klasztornej.
- Słucham?
- To taka choroba, która objawia się bardzo uciążliwym owłosieniem i jest praktycznie nieuleczalna. To jest nazwa od...od...
- Od słynnego doktora! Zlatana Ibrahimovicia! - dorzucił Pepe - Tak, bardzo ciężka, ale siostra Xabieria znosi ją z pokorą i cierpi w skrytości ducha.
Eufrozyna wyglądała na średnio przekonaną, ale miała na głowie ważniejsze sprawy niż zajmowanie się hormonami Argentynki.
- Dobrze. Proszę za mną, pokażę wam wasze cele.
- Cele? Wiezienne?- zapytał mało inteligentnie Ronaldo, ale zaraz został uciszony przez Keplera, który uczynnie dźgnął go w żebro.
Eufrozyna na szczęście nie dosłyszała, gdyż szła kilka kroków przed nimi. Zaraz za nią maszerował Iker i rozanielony Xabi. Ramos z przerażeniem obserwował ponure klasztorne korytarze a pochód zamykał Pepe i Ronaldo.
- Zamknij mordę.-syknął Pepe.- Cele klasztorne nieogarze! Weź ty się lepiej nie odzywaj, mogliśmy kurwa powiedzieć, że jesteś głuchoniemy!
Cris nie odezwał się ani słowem. Chciało mu się płakać! Nie no, nie będzie przecież płakał!
Co to jest za miejsce? Tutaj jest tak ciemno i wilgotno, zepsują mu się włosy! A jak dostanie grzybicy?
Spojrzał na równo przycięte paznokcie, przejechane bezbarwnym lakierem i odżywką. Jak będą poczerniałe? Irina nie wpuści go do łóżka, straci fanki i kontrakty reklamowe! Nie prześcignie Messiego w popularności i będzie biedakiem!
- Mamusiu.- jęknął pod nosem.
- Nasze dormitorium jest w zachodnim skrzydle, siostry zakwaterujemy we wschodnim - rzekła, nie odwracając się Eufrozyna. - Dach tam trochę przecieka, ale teraz lato, rzadko pada.
- Brakuje pieniędzy na remont? - zapytał ostrożnie Iker.
- Brakuje, brakuje. Kiedyś było nas więcej, teraz liczba powołań spada, więc wschodnie skrzydło stoi puste, darczyńców mało, nie to, co kiedyś.
Staruszka zatrzymała się przed stromymi kamiennymi schodami.
- Dalej, wybaczcie, nie pójdę, za stara jestem na taką gimnastykę. Całe piętro jest do waszej dyspozycji, ale radzę dormitorium północne, tam chłodniej i dach w lepszym stanie. I nie zapomnijcie zamykać drzwi, bo robi się straszny przeciąg.
Zakonnica odwróciła się i postąpiła kilka kroków, potem zatrzymała się, jakby coś sobie przypomniała.
- Ach, umywalnię też tam macie, możecie się odświeżyć, a potem proszę o drugiej na obiad. Tylko się nie spóźnijcie, siostra Domitylla tego bardzo nie lubi.
Pozostawieni samym sobie przez siostrę Eufrozynę wspięli się na piętro, rzucili bambetle w sali dormitorium i z przyborami toaletowymi pod pachą popędzili korytarzem, podkasując habity, w kierunku upragnionej umywalni. Cris odnalazł drzwi do upragnionego przybytku jako pierwszy. Otworzył je szarpnięciem i zamarł, przejęty zgrozą.
Pod bielonym sufitem podwieszono rurę z prysznicami, biegnącą przez całą długość pomieszczenia, przy jednej ze ścian. Pod prysznicami, na kamiennej posadzce, leżały zbite z drewnianych listewek kratownice, na ścianie przeciwległej zaś znajdowały się dwie, sędziwe, żeliwne umywalki, o mocno poobijanej emalii oraz samotny, metalowy wieszak na ręczniki. I to było wszystko.
Rozpędzeni kumple wpadli na plecy Ronalda, ale i to nie ruszyło go z miejsca, stał, wmurowany grozą, niczy biblijna Żona Lota.
- No rusz się, żelku! - warknął rozwścieczony Pepe, szturchając Crisa w plecy.
- Boże Przenajświętszy - jęknął Portugalczyk. - Co to, kurwa, jest?
- Łazienka, głąbie - odparł zgryźliwie zgrzany i spragniony mycia Iker.
- Łazienka? To? - wrzasnął Cris. - TO? To... to... to jest jakaś nora! Tu nawet nie ma lustra!
- Lustro to narzędzie próżności - odparł filozoficznie Xabi.
Pepe, bezceremonialnie wepchnął Crisa do środka. Ten stał tylko i patrzył, jak jego kumple się rozdziewają i wskakują pod prysznice.
- Uauaua! - zawył Ramos, odkręciwszy kurek. - Ziiiimna woda!
Tego było dla CR7 za wiele.
- I ja mam tu spędzić prawie miesiąc - rzekł. Chwiejnym krokiem podszedł do kąta, przykucnął i jął się miarowo kiwać w tył i w przód.


___________________________________________________________________________
Kolejny rozdział zmagań naszych Siostrzyczek. Cóż napisać? Mamy niezły ubaw, wymyślając fabułę a natchnienie znalazłyśmy w katalońckim kabarecie Crakovia :D Polecamy ich skecze, jeśli ktoś jeszcze nie widział :D Życzymy miłego czytania! 
                                                                           Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)

PS. Ponieważ Martina, oprócz pisania w dublecie ze mną(czyt Fiolką) rozpoczęła również swojego samodzielnego bloga, chciałabym go niniejszym polecić! :D
http://bluecuracaao.blogspot.com/ - Fiolka :)

                                                                                

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 1


 Było południe, tak skwarne, jak tylko potrafi być lipcowe południe w Hiszpanii. Słońce stało w zenicie na błękitnym niczym porcelana niebie, prażąc niemiłosiernym skwarem łysawe aragońskie wzgórza. Wszystko co żyło, pochowało się w najgłębszym cieniu, wszystko z wyjątkiem małej grupki postaci w czerni, stojącej na poboczu szosy, biegnącej w tym miejscu przez szczyt wzgórza.
Ktoś patrzący z daleka uznałby tę malowniczą i mocno zgrzaną grupę, objuczoną wypchanymi plecakami, za zakonnice, zdążające do leżącego na sąsiednim wzgórzu klasztoru, jednak gdyby przyjrzał im się bliżej mógłby się bardzo zdziwić.
Pod welonami i kornetami kryły się bowiem znajome twarze graczy Realu Madryt. Panowie, opływając potem pod ciężkimi habitami, kontemplowali ze smętnymi minami widok. U ich stóp leżało małe miasteczko Caspe, za nim połyskiwała srebrzyście wstęga sztucznego jeziora o tej samej nazwie. Kogoś innego mógłby ten pejzaż zachwycić, jednak Królewscy jakoś nie tryskali entuzjazmem.
- Gdzie my kurwa jesteśmy?- jęknął Pepe
- Jak długo tutaj będziemy?- Ronaldo prawie łkał wpatrując się błagalnie w Ikera.
- Do skutku!- odpowiedział za niego Xabi.
- Alonso jak tylko wyjdziemy to już sobie wymyślimy jak masz nam za to podzękować.- mruknął Ramos patrząc ze zgrozą na nogi odziane w skarpetki i skórzane sandały.- Wyglądam jak jakiś pedał!
- Żadna nowość.- zauważył złośliwie Pepe
- Odszczekaj to!
- Cisza! - Iker ledwo powstrzymywał się przed rękoczynem.- Zgodziliście się, więc nie marudźcie.
- Ale Iker! Byliśmy zalani! To się nie liczy.
- Trzeba było mi nie obiecywać, że pomożecie!- Xabi wyglądał jakby miał zaraz się rozpłakać.
- Zamknąć dzioby! - huknął Casillas. - Musimy sobie coś ustalić, więc słuchać i nie przerywać!
- Ale... - zaczął Ronaldo.
Iker posłał mu mordercze spojrzenie.
- Przed sobą macie, łosie, klasztor benedyktynek - objaśnił. - W nim znajduje się kobieta, w której zakochał się Xabi, - wskazał na Alonsa, który znosił upał ze spokojem Indianina. - My zaś mamy mu pomóc ją stamtąd wyciągnąć.
- Ale jak się wyda, że my to my, to będzie skandal! - zbulwersował się Ramos. - Prasa nas rozszarpie, a trener zabije!
- Toteż dlatego słuchajcie co mówię - zażądał Iker, ocierając pot, który zalewał mu oczy. - To jest klasztor, przypominam. Żadnych bluzgów, żadnych pieprznych dowcipów. Żadnego darcia mordy. Żadnych makijaży i kosmetyków...
Ramos i Ronaldo jęknęli jednogłośnie.
- Dezodorantu też nie można? - zapytał Pepe i powąchał własną pachę. - Uuuuch, śmierdzę jak świnia.
- Też nie. Mydełko i woda. Jesteśmy zakonnicami z Argentyny, pielgrzymujemy by uczcić wybór tego ich kardynała na papieża. Każdy pamięta swoje zakonne imię?
- Taaa - mruknęli.
- No to alleluja i do przodu! - zakomenderował Iker.
Ruszyli w kierunku klasztoru. Zamykający pochód Alonso odpłynął myślami w przeszłość, przypominając sobie wydarzenia, które ich tu przywiodły.
To było cztery miesiące temu, w marcu, przyjechali wtedy do Saragossy na wyjazdowy mecz z tamtejszym Realem. Dwudziestego dziewiątego marca, tak. Zakwaterowali się w najlepszym hotelu w mieście. Pamiętał to tak wyraźnie, tłoczyli się w hotelowym holu z walizkami, a Mou warczał na nieszczęsną dzieweczkę z recepcji, która na skutek dziwnego bałaganu w dokumentach nie miała pojęcia o niczym i nie potrafiła im pomóc.
I wtedy objawił się anioł. Przecudowna istota o wielkich, aksamitnych oczach spłoszonej sarny zeszła po schodach i przywitała ich ciepłym głosem. Anna Lombardo. Xabi patrzył na nią z zapartym tchem, chociaż, prawdę mówiąc widywał tego anioła za każdym razem, gdy bywali w Saragossie. I za każdym razem tracił oddech i zdrowy rozsądek. Ale kto by nie stracił rozsądku dla tej nieskazitelnie gładkiej skóry, rzęs niczym skrzydła motyla i ruchów tańczącego elfa?
Uśmiechnęła się leciutko na jego widok i w jednej chwili rozwiązała cały problem, rozmiękczając nawet tego gbura, Mou.
Oczywiście, że próbował nawiązać z nią kontakt, udało mu się z nią kilka razy porozmawiać. Była inteligentna, obdarzona wielkim poczuciem humoru i ciętym dowcipem. Padłby jej chętnie do stóp, byle tylko zgodziła się pójsć z nim na kawę, ale Anna była niczym niezdobyta twierdza. Miła, grzeczna i zawsze na dystans. I zawsze życzyła im powodzenia przed meczem.
Na treningu przed meczem Xabi dalej marzył o anielskiej Annie. Był tak rozmarzony, że podczas mini sparingu wewnątrz drużyny, nie zauważył nadbiegającego z przeciwka Crisa i władował się na niego z impetem.
- Aua!- jęknął Ronaldo trzymając się za łydkę.- Kurwa, Alonso gdzie ty masz oczy? Krwawię! O Boże!- krzyknął, a połowa drużyny zbiegła się dookoła nich.
Mou z wściekłością malującą się na i tak zwyczajowo posępnym obliczu, przedarł się przez tłumek i jął sztorcować Alonsa.
- Alonso, zastanawiam się, czy ja dobrze robię zabierając cię do Saragossy. I wiesz co wymyśliłem?
- Pewnie coś głupiego...- wyrwało się któremuś z chłopaków.
Wkurzony Mou szukał wzrokiem gagatka, ale wszyscy jak na zawołanie przybrali poważne miny. Nawet Kepler wyglądał jak na audiencji u papieża.
- Dzisiaj grzejesz dupskiem ławę! - wysyczał trener. - Po co mam cię wpuszczać jak myślisz o niebieskich migdałach? Obudź się chłopie, bo jak tak dalej pójdzie to ja za ciebie wejdę!
Pepe wydał z siebie zduszone parsknięcie, Iker zaczął bardzo pilnie drapać się rękawicą w nos, a Mesut schował się za plecami Benzemy.
Przerośnięte ego Mourinho zostało zranione. Przez resztę dnia trener obnosił się z ostentacyjnym fochem. I, oczywiście, posadził Xabiego na ławkę.
Zremisowali ten mecz, 1:1, ale nie przejęli się za bardzo. Barca i tak odjechała daleko poza ich zasięg, koncentrowali się teraz raczej na Lidze Mistrzów. Wrócili więc do hotelu w wesołych nastrojach, po czym rozkręcili imprezkę w jadalni, przeznaczonej tylko dla nich. Xabi nigdy nie był miłośnikiem dzikich szaleństw, ale lubił towarzystwo swoich kumpli. Siedział więc, pił wino i patrzył jak szaleli, nawet spokojny zazwyczaj El Santo trochę się rozbujał.
Alonso nie pamiętał już jak to się stało, ale w pewnym momencie wyszedł z jadalni. Chyba potrzebował odrobiny świeżego powietrza, poszedł więc na patio. I tam była ona, stała pod kwitnącym drzewkiem pomarańczowym, patrząc w wygwieżdżone niebo.
- Co pani tu robi? - zapytał, wyjątkowo nieinteligentnie.
- Myślał pan kiedyś o tym - powiedziała rozmarzonym głosem - że wokół tych lśniących punkcików na niebie być może krążą inne światy? Pełne życia?
Stanął tuż za nią, wdychając delikatny zapach jej włosów. Czy to był jaśmin? A może magnolia? Nie wiedział, ale delikatny, kwiatowy aromat płynący od Anny burzył mu krew znacznie mocniej niz wypite wino.
- Nie myślałem o tym - powiedział. - Ale to fascynujące.
- Tak. Nowe światy, nowe możliwości...
Odwróciła się ku niemu, jej oczy błyszczały w świetle gwiazd. Tak musiała wyglądać Lúthien Tinúviel , pomyślał Xabi, miłośnik Tolkiena, patrząc na piękną twarz dziewczyny.
- Nie myślał pan czasami, że dobrze byłoby być kimś innym? Tak po prostu rzucić wszystko i zacząć od zera?
Usmiechnął się.
- Chyba mi się nie zdarzyło.
Jej oczy pociemniały.
- Jest pan szczęsciarzem. Robi pan to co kocha. - powiedziała.
- A pani nie?
Stali teraz tak blisko, że ich twarze i ciała dzieliły tylko centymetry.
- Nie powinnam o tym mówić... - szepnęła.
Pochylił się nad nią i pocałował delikatnie. Otworzyła oczy i spojrzała na niego z tak bliska. Niemal się zachłysnął widząc w jej oczach niemal dziecinną ufność i bezbronność.
- Anna! - zawołał ktoś z wnętrza hotelu. - Anna, gdzie ty jesteś?
Zanim się zorientował, znikła. I od tej pory już jej nie widział.
Następnego ranka w hotelu panowało zamieszanie. Któryś z gości umarł. jakiś nieszcześliwy wypadek, czy coś, Xabi się w to nie zagłębiał. Szukał natomiast Anny, jednak nadaremno. Znikła. Wyjechała w nocy i nikt nie wiedział dokąd.
Idący przed Alonsem Pepe czuł wyraźnie spływającą mu po plecach prosto między pośladki strużkę obrzydliwie gorącego potu. Ten piekielny habit był najzupełniej nieprzewiewny, w dodatku czarne, z odrobiną białego zaledwie. Czuł się jak w piecu hutniczym, a na końcu wędrówki nie oczekiwał go basen, pełen rozkosznie chłodnej wody, na kelnera z drinkami też nie było co liczyć. Jakim cudem, zamiast wylegiwać się na plaży ze swoją dziewczyną, on, Pepe, opływa teraz potem na jakimś aragońskim zadupiu?
Przypomniał sobie. Po finale Ligi Mistrzów popili wszyscy tęgo, nie co dzień się w końcu wygrywa taką imprezę. Jakoś tak wyszło, że w pewnym momencie usiedli sobie razem, on, Xabi, Cris, Iker i Ramos, nad kolejną butelką wina, ignorując zupełnie pijackie pląsy i błazenadę kumpli. I wtedy Alonso zaczął nawijać o tej lasce z hotelu w Saragossie, Annie. Opowiedział im łzawą historyjkę, jak to się zakochał, a ona zniknęła, potem zaczął przysięgać, że ją odzyska, bo to się nie może tak skończyć. A oni kretyni go dopingowali.
- Kurwa - jęknął Pepe i potknął się o kamień, tłukąc sobie boleśnie duży palec u nogi. - Kto wymyślił te pierdolone sandały?!
Kumple odpowiedzieli wzruszeniem ramion.
I wtedy, wrócił do snucia wspomnień Kepler, Xabi zapytał ich, czy by mu nie pomogli.
- Bo wiecie, ona jest w klasztorze - oznajmił.
- Że, kurwa, proszę, gdzie? - zapytał Cris.
- W klasztorze - odparł spokojnie Xabier.
- Nie no stary ja rozumiem, jesteś ekstrawagancki, te twoje berety, koszule i te sprawy. Rozumiem twój styl, ale zakonnica? Czy ciebie Xabierku sufit na łeb nie zleciał? To jest za-kon-ni-ca! Czujesz to? Mniszka! Nie możesz odbierać jej Jezusowi! - jęknął Pepe
- Ale że jak Jezusowi? - Ramos podrapał się po głowie- Przecież Jezus nie chodzi sobie ot tak po ziemi i nie ma haremu mniszek. Poza tym, sorry panowie, ale on na pewno miał lepszy gust. Bellucci grała Marię Magdalenę, no ale ona miała warunki.
Xabi popatrzył na Sergia ze stalowym błyskiem w oku.
- Sugerujesz, że Anna jest brzydka?
Iker schował twarz w dłoniach załamując się poziomem inteligencji swoich kumpli.
- Alonso, do złamanego pędzla wielkiego Mou! Oni. w ten jakże subtelny sposób, chcą ci powiedzieć, że Anna jest poza zasięgiem! Zajęta!
- Jak kibel - zarechotał Ronaldo.
- Boże! Widzisz i nie grzmisz!- wkurzył się Casillas- Sam jesteś kibel, żelowa pizdo!
- Wal się, Casillas! - obraził się Cris. - A ty, Alonso weź koło i pierdolnij się w czoło. Co chcesz zrobić, porwać ją z tego klasztoru, czy jak? I co ci z tego przyjdzie?
- No właśnie - poparł go Pepe. - Przecież jak złożyła śluby czystości, niech ktoś, kurde, poleje, jeśli złożyła śluby, to tego... Znaczy nie tego i nic z tego.
- No kurwa mać - sapnął Xabi i wychylił gwałtownie kubek wina. - Jesteście debile. Ona jeszcze nie złożyła ślubów, jest nowicjuszką! Nie kumacie?
- To jest bez sensu - orzekł Ramos, patrząc na niego mętnym wzrokiem. - To jest kompletnie, konkretnie bez sensu.
Wtedy Xabi wyłożył im swój plan.
Jakieś trzy butelki wina później zgodzili się wziąć w tym udział.
A teraz stali przed bramami bernardyńskiego klasztoru, z perspektywą spędzenia trzech tygodni na udawaniu, że są kobietami, w miejscu pozbawionym telewizji, playstation, miękkich łóżek i porządnej wanny. Szlag, zaklął Pepe, no jasny szlag by tę całą miłość trafił.
_______________________________________________________________________
Witajcie! Nasze drugie wspólne dzieło do którego długo się przymierzałyśmy. Mamy nadzieję, że Wam się spodoba. No to ruszamy z perypetiami nowych Siostrzyczek! :D 
                                                                           Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)