czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 6

 
    Anna biegła przez klasztorne korytarze, nie zwalniając ani na chwilę. Nie zauważyła nawet siostry Carmeli, która niosła ze sobą kosz wypełniony słodkimi bułeczkami.
- Co to za wichura była? - zszokowała się pulchna mniszka patrząc za oddalającą się nowicjuszką. - Taki galop może źle wpłynąć na trawienie.
Panna Lombardo zwolniła dopiero przed drzwiami prowadzącymi do kościoła. W barokowym wnętrzu pyszniły się święte obrazy w złotych ramach a wokół ołtarza ustawiono figury apostołów ewangelistów,nad którymi unosiły się tłuste amorki. Całość raczej charakteryzowała styl kiczowatego baroku, ociekając nadmiernym zdobnictwem i bogactwem wnętrza.
   Wnętrze było jasne, ściany kiedyś pomalowane na gołębiowy kolor, dzisiaj były szare i mocno przybrudzone a większości figur odłaziła złota farba.
Obrazy również ,aż prosiły się o renowację, jednakże nikogo nie było na to stać, wieś niegdyś sponsorowana przez bogatego barona podupadła, gdy do władzy doszedł generał Franco. Teraz ludność utrzymywała się z rolnictwa i wszelkiego rodzaju rękodzieła.
   Ale nie to teraz zaprzątało głowę Anny Lombardo. Dziewczyna przebiegła przez główną nawę a gdy stanęła przed obliczem Matki Boskiej trzymającej na rękach małego Jezusa, upadła na kolana i zaniosła się płaczem.
Patrzyła prosto na matkę Chrystusa, czując jak w jej sercu goreje zakazane uczucie do Xabiera Alonso.  Przed oczami stanął jej nagi piłkarz, który tak niedawno trzymał ją w ramionach.
- Wybacz mi grzesznicy, ale jestem tak bardzo nieszczęśliwa.- załkała padając krzyżem przed boskim obliczem Maryi.
   Modliła się żarliwie, by rodzicielka Jezusa pozwoliła jej wyzbyć się uczucia do Xabiego. Nie mogli być razem, nie teraz gdy zamknęła się w klasztorze by bez reszty oddać się służbie Chrystusowi.
Nie mogła kochać mężczyzny, ta miłość była grzeszna i nikomu nie przyniosłaby nic dobrego.
Przez jej umysł niczym świetlista błyskawica, przemknęło wspomnienie Carlosa.
Jej młodzieńczej miłości, pierwszego mężczyzny którego pokochała a który w noc po ich wspólnym uniesieniu, zmarł wpadając pod samochód.
Żyła z tym przez kolejne lata, patrząc jak koleżanki wychodzą za mąż i zaczynają rodzić dzieci. Zakładały rodziny a ona nadal cierpiała, bo wszystkie jej niepowodzenia były proroctwem Jonasza, który przyśnił się jej matce, gdy była z Anną w ciąży. Ojciec powiedział swojej małżonce, że to brednie światłoćmiące, ale donia Marisol wiedziała swoje. Jej dziecko będzie cierpiało. I wszystko idealnie się sprawdziło.
Anna spróbowała raz i biedny Carlitos stracił życie. Potem do hotelu jej rodziców zaczęli przyjeżdżać piłkarze z Realu Madryt.
   Spotkała Xabiego, który bezskutecznie próbował zdobyć jej przychylność a ona cierpiała, bo jej serce biło przy nim mocniej, ale klątwa Jonasza zawisła nad nimi niczym miecz Damoklesa. Była chodzącym fatum. Zabiła Carlitosa i nie przeżyłaby, gdyby Xabiemu coś się stało.
W tę noc, gdy Alonso całował ją w ogrodach hotelowych stało się nieszczęście.
Pewien biznesmen, próbował ją podrywać, szybko jednak przerwała jego awanse a potem stała się tragedia. Rankiem, pokojówka Pepita znalazła go leżącego w strugach krwi.
Anna zaraz po złożeniu zeznań na policji podjęła ostateczną decyzję, decyzję która miała uchronić Xabiego przed nieszczęściem.
Poszła do klasztoru.
Oddała się Bogu w opiekę, modląc się by siła sakramentów świętych oddaliła od niej pech i wyrwała z serca Xabiego Alonso.

    Na kolację serwowano dzisiaj słodkie bułeczki, konfiturę i kakao, co nie bardzo przypadło do gustu piłkarzom.
- Próbowałem przekonać Domityllę, żeby odpuściła sobie coś z tych słodyczy - wyznał smętnie Pepe. - Ale nie dała się przekonać. Ta baba sypie pięć łyżeczek cukru do herbaty!
- A ja jestem taki głodny - mruknął Ramos. - Mięsa bym zjadł.
- Nie marudźcie - zganił Iker.
- Cicho, ta mumia nas prześwietla - syknął Ronaldo.
Istotnie, Eufrozyna lustrowała swym przenikliwym wzrokiem piłkarzy, obdarzając szczególną uwagą puste miejsce, zajmowane zazwyczaj przez Xabiego.
- A cóż to się stało siostrze Xabierii? - zapytała. - Nie zamierza spożyć dziś kolacji?
Piłkarze spojrzeli na siebie, usiłując wymyślić błyskawicznie powód nieobecności Rudobrodego.
- Bo eee, tego, ona jest, no wie siostra... - stęknął Iker.
- Cioteczka z czerwoną walizeczką do niej przyjechała! - wyrwał się Ramos.
Bułka wypadła z dłoni zakonnicy i plusnęła do kubka, wychlapując jego zawartość na habit matki przełożonej. Siostry i nowicjuszki jęły się odwracać w ich stronę.
- Co proszę? - zapytała zdumiona Eufrozyna.
- No właśnie? - dodała matka, ścierając kakaowe bryzgi z rękawa.
Iker spojrzał na te wszystkie zaciekawione twarze i przełknął ślinę. Chciał odpowiedzieć, ale uprzedził go Cris.
- No jak to, nie wiedzą siostry? Morze czerwone Xabierii wylało, ujeżdża czerwoną falę, dama w czerwieni ją odwiedziła? Oddaje honorowo krew? - wyszczerzył zęby i zamachał znacząco starannie wydepilowanymi brwiami.
Eufrozyna przeżegnała się ze zgrozą.
- Jezusie, Maryjo i wszyscy święci, a cóż to za słownictwo jest?
Casillas nastąpił na stopę Crisa pod stołem, po czym zwrócił się do starej zakonnicy ze słodyczą, acz przez nieco zaciśnięte zęby.
- Wybaczcie siostry, Crista pochodzi z marginesu społecznego i wciąć nie pozbyła się niektórych nawyków. To kolejna z intencji naszej pielgrzymki, aby Pan dał jej siły do pracy nad sobą.
Ronaldo zgrzytnął zębami, ale nic nie powiedział.
- Siostra Crista chciała powiedzieć - kontynuował Iker - że siostra Xabieria ma te dni w miesiącu.
Zakonnice pokiwały głowami ze zrozumieniem, tylko Eufrozyna najwyraźniej nie była przekonana.
- O ile mi wiadomo od tego się nie umiera - rzekła cierpko.
- Skąd ty to możesz wiedzieć, antyku jeden - wymamrotał Cris w kakao. - Ostatni okres miałaś pewnie w średniowieczu.
- Co siostra mówi? Nie dosłyszałam - lodowato błękitne oczy przewiercały teraz napastnika Realu na wygląd.
- Prosi Boga o wybaczenie za swe grubiaństwo - ubiegł Ronalda Iker.
 Ach, Pan Bóg na pewno wybaczy - wtrącił się Laurenty. - Ona jest taka młoda...
Rzekłszy to obdarzył Crisa powłóczystym spojrzeniem, oblizując przy tym kąciki ust. Ronaldo poczuł, że wypite właśnie kakao chce z powrotem na zewnątrz.
Szpitalniczka spojrzała na spowiednika koso, matka przełożona zaś zakryła ręką twarz.
- Ach, ach, moje drogie - ksiądz zaklaskał w ręce. - Przypominam, że po kolacji będę spowiadał!
- Pamiętamy - rzekła matka sucho.

   Siostrzyczki z Realu nie były skłonne do oczyszczania swych dusz u Laurentego, więc po kolacji uciekły od razu do swej kwatery. Wszystkie oprócz Pepe, który musiał pomóc jeszcze przy sprzątaniu.
Kiedy wszystko było pozmywane i poustawiane na półkach, Kepler zwędził ze spiżarni świecę  i zapałki, potem życzył Domitylli i nowicjuszkom dobrej nocy i wymknął się na małą wycieczkę. Ze swojego kuchennego posterunku zauważył otóż, że ojczulek Laurenty w ciągu dnia nader często znika w drzwiach wschodniego skrzydła, po czym pojawia się z powrotem na dziedzińcu z zaczerwienionymi policzkami i lśniącymi oczyma. Drogą dyskretnej obserwacji Pepe ustalił, że księżulo dekuje się w niewielkim składziku, w którym zakonnice przechowywały bieliznę pościelową.
Wcześniej, za dnia, zdążył tylko zajrzeć do składziku i stwierdzić, że znajdują się tam wyłącznie półki ze stosikami bielizny, postanowił jednak zbadać sprawę dokładnie. Sprawdził, czy nikt go nie obserwuje, zapalił świecę i wszedł do składziku.
Półki istotnie zawierały tylko poszwy i prześcieradła, a przecież wielebny nie chodził tu dla przyjemności obcowania z wyrobami lnianymi. Pepe poskrobał się palcem pod kornetem i rozejrzał uważnie.
Dwie czarne nitki zaczepione o drzazgę, wystającą ze środkowej półki na tylnej ścianie składziku przykuły jego uwagę. To nie była gruba wełna, jak ta, z której wykonano habity zakonnic, tylko miększe i droższe włókno.
Pepe odstawił świecę, zajrzał pod prześcieradła, obmacał półkę i sięgnął w jej głąb. Nic. Obmacał obramowanie regału. Nic. Sfrustrowany pchnął półkę oburącz.
Coś szczęknęło. Pchnął jeszcze raz i tylna ściana otworzyła się niczym drzwi. Za nią znajdował się korytarzyk, pod ścianami korytarzyka stały zaś przedmioty znajome oczom Pepe i radujące jego serce. Skrzynki. Skrzynki z winem.
- Alleluja! - szepnął. - Hosanna, Hejsanna!
Bez namysłu wyciągnął jedną butelkę, po czym skonstatował, że drzwi, będące ścianą, zamknęły mu się za tyłkiem. I najwyraźniej nie były przeznaczone do otwierania z tej strony, nie miały bowiem żadnej klamki, a że otwierały się w stronę korytarzyka, należało je pociągnąć.
- Kurwa - zaklął Pepe. - Jeszcze tu szkieletem zostanę.
Nie mając innego wyboru pomaszerował korytarzykiem przed siebie. Na całe szczęście kończył się on drzwiami, wyposażonymi w zwyczajną klamkę, które dały się otworzyć bez wysiłku i jak się okazało, prowadziły do zakrystii. Zamknięte idealnie wtapiały się w boazerię i gdyby Pepe nie wiedział skąd przyszedł, nie byłby w stanie ich zauważyć.
Zdmuchnął świecę i przemknął do głównej nawy, tylko po to, by ujrzeć ojca Laurentego, wtaczającego się głównym wejściem. Kepler przykucnął za ławką, rozglądając się jednocześnie za lepszym ukryciem.
Tymczasem w dormitorium zajmowanym przez piłkarzy wrzała kłótnia. Zaczęła się zaraz po powrocie z kolacji i nie przerwały jej nawet wieczorne ablucje, które, zwłaszcza w wypadku Crisa, trwały bardzo długo.
- Ty kretynie - Iker był wkurzony nie na żarty. - Pilnuj swojej mordy! Mogłeś nas wysypać, zakonnice tak nie mówią, debilu!
- To nie moja wina! - protestował Cris. - Wypraszam sobie! To Ramos!
- A czyja?
- Co on odpieprzył? - rozbudzony hałasem Xabi wystawił głowę spod kołdry.
Iker streścił mu rozmowę, jaka odbyła się przy kolacji.
- Ronaldo, jak ty czasami coś walniesz... - Rudobrody popatrzył ciężkim wzrokiem na kolegę.
- Ja?! A Ramos to co, on się wyrwał z tą walizeczką! - Cris nie przyznawał się do winy. - Nie zwalajcie na mnie, taniochy jedne!
Iker trzepnął go otwartą dłonią w potylicę, tak, że Ronaldowi welon opadł na oczy.
- Iker broni Ramosa, bo go kocha a mnie ma w dupie. To jest nepotyzm, to była wina Ramosa, że się prawie zdemaskowaliśmy! Nie moja wina!- Cris jęczał po tym, jak dostał potężnego gonga od obrońcy Realu.
Kepler, który chwilę wcześniej wszedł niezauważony, zaśmiał się niczym don Pedro z popularnej w Polsce bajki, a Ramos w tym momencie uśmiechnął się szyderczo i rzekł:
- Kryśka ty tutaj nie pierdol, przypominam ci jak na boisku Weidenfeller czule masował ci łydkę. Przyznaj się coś do niego czujesz, nawet Irina żaliła się Sarze, że planujesz z nim wakacje.
W Ronaldzie zawrzała krew.
- Odszczekaj to!
- Sam sobie szczekaj!- prychnał Sergio.- Zakochani, zaczarowani... kiedy Romuś zrobi ci masaż tajski to zamiast oliwy użyje żelu? Luuuuuuuuubisz to!
Iker z Alonsem mieli miny jakby coś śmierdziało a ubawiony Pepe niemalże tarzał się po podłodze.
- Lubię Romka i ch**j ci do tego!
- A przyznałeś się!
- I co? Ty się tulisz do Ikera to mnie może masować Weidenfeller! Zazdrościsz!
- Spokój! - ryknął nagle Iker. - Pepe, gdzie ty byłeś?
- Zwiedzałem - odparł stoper z niewinną miną. - Nie wolno?
Przez chwilę panował spokój. Piłkarze przygotowywali się do snu, a Cris próbował, dość bezskutecznie, łapać zasięg na komórce.
- Te Ramos jesteś za- konnicą? - zapytał Pepe wyciągając spod habitu flaszkę wina, którą buchnął temu zbokowi, ojcu Laurentemu.
- Za motoryzacją...- odpowiedział spokojnie Sergio.- Skąd masz tę flaszkę?
- Pożyczyłem sobie od naszego umiłowanego ojczulka Laurentego.- Kepler wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Jesteśmy zamknięci w tej ruinie a ja dzisiaj wybitnie muszę się znieczulić. Ta stara niejednokrotnie przełożona tak mnie obsztorcowała...- mruknął zeźlony, próbując ostrzem noża wepchnąć korek do butelki.
- A co ci znowu zrobiła?- zapytał wicekapitan.
- "Siostra grzeszy"- tak zaczęła swój monolog. Przyzwoita zakonnica nie świeci gołymi kostkami i gdzie mam skarpetki? Kurwa 40 stopni w cieniu a ona mi każe nosić skarpetki do sandałów! Dasz wiarę?!
- Pepe, daj trochę tego wina - zażądał Iker. - Ja z nimi na trzeźwo nie wytrzymam.
- Spoko, starczy dla wszystkich.
Korek z głośnym "Pop!" wreszcie ustąpił, wpadł do środka i po chwili butelka krążyła już między kumplami.
- Alonso,  napij się, może się wyluzujesz - zarżał Ramos. - Łatwiej ci będzie poderwać tę Annę!
Xabi spiorunował go wzrokiem.
- Gdyby mógł któryś z was przeżyć to samo co ja... - rzekł niemal z nabożną czcią.
- A niech mnie pies, a niech mnie czart rudobrody się zakochał nam!  - zapiał Pepe, uświadamiając wszystkich, ze od jego śpiewu kwiaty więdną, a ptaki w  popłochu zrywają się z drzew.
- Wiecie co?! Obaj się leczcie! Ja prawie zostałem zgwałcony! A wy się wydurniacie z Alonsem! Nie cierpię tego miejsca! - jęknął Ronaldo.
- Z kim ja tutaj przebywam.- załamał się Casillas ukrywając twarz w dłoniach. - Zakochany idiota, błazen i niepokalana dziewica z żelem na włosach.
- Ej, a ja?! - niemal obraził się Ramos.
- Ty póki co burzysz krew tej nawiedzonej Emmanuelli. Dziewczyna dzisiaj zwierzała się w konfesjonale, że jest chyba lesbijką.- zarechotał Pepster.
Oczy przyjaciół zwróciły się na stopera Realu z zaciekawieniem.
- A skąd ty masz takie informacje?- obruszył się Sergio.
- No właśnie skąd?!- pisnął Ronaldo.
Iker i Rudobrody nic nie mówiąc patrzyli na uśmiechniętego Keplera.
- Ten stary zbok prawie mnie nakrył jak buszowałem po piwniczce z winem.
To wymknąłem się niepostrzeżenie i schowałem w konfesjonale. Nie moja wina, że akurat kilka z dziewczynek wpadło pogadać z Laurentym. Tak się składa, ze oprócz pikantnych szczegółów dotyczących ust Ramosa i jego przepastnych ócz, dowiedziałem się też co nieco od Anny. - dodał a jego oczy świeciły się przy tym kpiarsko.- Przyznajcie mi jestem bossem!
- Jesteś idiotą.- mruknął Iker- Ale udało ci się. To teraz nam powiedz co Anna mówiła.
- Co ja z tego będę miał?- zapytał Kepler
- Mów co usłyszałeś!? - ryknął Xabi, wyglądał przy tym jakby miał zamiar obtłuc stopera a jego oczy pałały jakimś wewnętrznym ogniem.
- Tolka spokojna, Tolka spokojna...Adin, dwa tri...- Kepler uśmiechnął się upijając łyk wina. Realowcy musieli jeszcze sekundę poczekać, aż potężnie mu się odbije a potem opowiedział im co mówiła Anna. - Ona cię kocha Xabierku. Ko- cha!
- Ale jak?- jęknął Xabi załamanym głosem.- Jakim cudem? Widzieliście, uciekła przede mną do klasztoru a teraz jest oziębła.
Cris westchnął potężnie.
- No sorry memory, ale ja widziałem coś innego. Prawie cię przeleciała w tej łazience.
Ramos kopnął go w łydkę.
- Auaaaaaaaaaaaaa!- kwiknął- Za co znowu?!
- Za żywota! - odpowiedział obrońca.-  Oszczędź sobie prostackich komentarzy!
- Bo co?!- postawił się Cris.
- Bo cię trzasnę tak, że ci się odbije oranżadą z komunii, imbecylu!
- Zakuta pała!
- Matoł!
- Ciszaaaaaaaaaaaa- warknął Iker. - Zamknijcie paszcze patafiany.  A ty Pepe kontynuuj.
Kepler zaczął opowieść od nowa a Iker usiadł między nabzdyczonym Crisem i obrażonym Sergiem.
- Fajnie, że mogę mówić dalej. Gdzie ja skończyłem?- zapytał Ikera.
- Na kochaniu...- przypomniał bramkarz.
- A tak, tak... Anna wyznała na spowiedzi, że jest skołowana bo czuje coś do Xabiego, ale nie może być z nim bo wisi nad nią klątwa Jonasza?
- To któryś z braci Jonas*?- włączył się Cris.
- Ty jak coś pierdolniesz. - Kepler załamał ręce.- Jonasz to był prorok, który przynosił ludzią Niniwy złe nowiny, bo się prowadzili nie tak jak trzeba i byli idiotami. Czaicie motyw? Ona myśli, że jest jak Jonasz i przez nią ludzie kończą źle. Wspominała o jakimś Carlitosie a potem trupie w hotelu.
-  No to chociaż wiemy na czym stoimy. - odezwał się Iker.
Koledzy spojrzeli na Xabiego.
Nie próbował ukrywać, że opowieść Pepe zrobiła na nim ogromne wrażenie.
Anna go kocha a to jest najważniejsze. Nikt i nic ich nie rozdzieli, nawet ten Jonasz czy jak mu tam! Ochroni ją i siebie i na zawsze będą razem i ich astralna miłość.
Fałszywe siostrzyczki, pokrzepione winem usnęły w końcu przy akompaniamencie świerszczy i cykad.
Zakończył się kolejny dzień w tym strasznym miejscu, gdzie diabeł mówi dobranoc a asfalt zwija się po zapadnięciu zmroku.


* Jonas Brothers- zespół z US and A :D
___________________________________________________________________________
Witajcie! W tym tygodniu wyrobiłyśmy się wcześniej, więc już dziś prezentujemy kolejny rozdział :D
Mam nadzieję, że nasze wyjaśnienie a propos zachowania Anny, przynajmniej leżało koło logiki a jeśli nie, to trudno...Przecież to opowiadanie jest komedią :D
Dziękujemy za tak liczne komentarze to naprawdę pokrzepiające, że gro osób podziela nasze krzywe poczucie humoru. 

Fajnie, że jesteście z nami ;) Jak zawsze życzymy Wam miłego czytania :)
PS> Cris w tym opowiadaniu nie jest gejem! Jest 100% macho! 
Polecamy również zapoznać się z tym filmikiem. :D 

                                                                           Pozdrawiamy Fiolka&Martina

piątek, 24 maja 2013

Rozdział 5




    Noc istotnie była ciężka, bo naćpany tajemniczymi niebieskimi prochami Pepe długo nie chciał zasnąć, upierając się najpierw, że jest łabędziem i zaraz odleci na księżyc. Kiedy już udało się go ściągnąć z parapetu i wsadzić do łóżka, zmienił zdanie, stwierdził, że już rozumie Alonsa, ponieważ też się zakochał i czuje głęboką potrzebę zaśpiewania serenady obiektowi swojej miłości.
- Ona jest taka piiiijjjęęęękna - rzekł, z zachwytem w  mętnym spojrzeniu. - Taka sexy!
- Ale kto? - zdziwił się Ronaldo. - Zakonnice to stare mumie, a te nowicjuszki pasztety sztuka w sztu...
Umilkł, pod straszliwym spojrzeniem Xabiego, po czym się poprawił.
- Same pasztety oprócz Anny oczywiście!
- Mylissssszsz się! - Pepe chwiejnym krokiem wyszedł z łóżka. - Moja Eufozynka jest śliczniejsza i zaraz jej zaśpiewam pod oknem.
- Cris, cóżeś ty za piguły skołował? - zapytał Ramos ze zgrozą. - Jemu zwarzyło  mózg!
- Trzymajcie go, on wychodzi! - wrzasnął równocześnie Iker, zrywając się z łóżka. Zaplątał się w kołdrę i wyłożył się jak długi, na szczęście Xabi popisał się przytomnością umysłu i złapał Keplera przed  samymi drzwiami dormitorium.
   Rano Pepe obudził się z potwornym bólem głowy, a dzwon wzywający na jutrznię odbijał mu się echem w czaszce, potęgując doznania. Stoper chciał przyłożyć rękę do głowy, ale nie mógł. Coś ją trzymało.
Uniósł głowę i skonstatował, że jest przywiązany prześcieradłami do łóżka.
- Co wy mi zrobiliście?! - wrzasnął.
- Nie pytaj - odparł sucho Casillas. - I nie ćpaj więcej.
- Ja ćpałem? - zdumiał się Pepe.
- Nawaliłeś się jak stodoła, zarwaliśmy przez ciebie noc! - rzekł nadąsany Cris, przeglądając się w ręcznym lusterku. - Mam wory pod oczyma! Jak ja wyglądam?!
- Przestań jojczeć i się ubieraj - burknął Ramos.
Tylko Xabi, jak zwykle, zachowywał spokój, myśląc, że już za chwilę zobaczy Annę.
Podczas porannej mszy, odprawianej przez spowiednika, ojca Laurentego, Iker walczył z narastającą sennością, Spędził większość nocy na pilnowaniu Pepe, wstał przeraźliwie rano i jego organizm, przyzwyczajony do regularnych dawek snu, domagał się stanowczo swych praw. Powieki opadały mu niczym ołowiane wieka, głowa się kołysała, wreszcie, podczas czytania, odpłynął w słodkie objęcia Morfeusza.
Obudziło go dyskretne szturchanie w bok. Otworzył oczy, zastanawiając się czemu Sara budzi go tak wcześnie, przypomniał sobie jednak, że przecież Sarę rzucił, a poza tym znajduje się w żeńskim klasztorze.
- Siostro Ikerio czy mnie siostra słyszy? - szepnęła do niego konfidencjonalnie siostra Scholastyka, z wyrazem troski na końskim obliczu. - Spać, to tu można, ale chrapać to już nie!
Casillas pokiwał głową na znak, że zrozumiał i rozejrzał się dyskretnie. Z jego kumpli drzemał tylko siedzący obok Ramos, reszta dzielnie się trzymała. Kopnął Sergia w kostkę.
   Po mszy zakonnice pomaszerowały przez dziedziniec zewnętrzny, a potem wewnętrzny do skrzydła w którym znajdował się refektarz. Niemiłosiernie ziewający piłkarze wlekli się na końcu, pochód zaś zamykał Ronaldo, który nie chciał, aby ktoś widział jego zapuchnięte od braku snu oczy.
Kiedy jednak znalazł się w wąskim i ciemnym korytarzu, wiodącym do refektarza, okazało się, że nie jest tam sam.
Ojciec Laurenty stał nonszalancko oparty o ścianę a przykrótkawa, sutanna odsłaniała jego białe, pocerowane czarną nicią skarpety.
- Szczęść Boże siostrzyczko...- podszedł bliżej, tak że jego rybie oczy były teraz na wysokości sztucznych piersi Ronalda.
- Szczęść Boże...- zapiszczał Cris a brzmiał przy tym jak przyduszana przez kota mysz.
Stary spowiednik taksował kształty Cristy, śliniąc się przy tym, jakby właśnie oglądał kawał befsztyku na targu.
- Siostrzyczki są z Argentyny?- zapytał przysuwając się jeszcze bliżej, do CR7 doszedł zapach przetrawionej cebuli i gdyby nie to, że był przed śniadaniem, to niechybnie od tego smrodu jedzenie podeszłoby mu pod same gardło.
- Szi...- odpowiedział a raczej zabulgotał, smród z paszczy tego jegomościa wywołał kolejną falę mdłości. Zrozumiał jak to jest być w pierwszym trymestrze ciąży i dziękował wyższej instancji, że jest stuprocentowym macho a nie słabą kobietą.
- Czemu siostrzyczka jest taka milcząca? Te piękne...- zaakcentował a w ciemności błynsął mu złoty ząb...- ponętne...usta...
Jezu zgwałci mnie! Co to za debil? Mamusiu!- prawie się udławił własnym językiem, który trzymał za zębami. Miał ochotę rozpędzić się i przypierniczyć temu zbokowi z partyzanta. A potem poprawić w krocze.
Laurenty położył mu dłoń na biodrze, sunąc w górę ku sztucznie wypchanemu popiersiu, ale z refektarza wysunął się Pepe grzmiąc głośno a dosadnie.
- Criiiiiista czekamy na siostrę!
- Muszę lecieć!- Cristiano oprzytomniał, zakasał habit i pędem pobiegł do refektarza, po drodze łapiąc hausty powietrza.
Na salę wpadł zdyszany, siadając na ławie z ciężkim westchnieniem na ustach.
Xabi na chwilę oderwał się od kontemplowania światła,  które wpadając przez wąską okiennicę rozpraszało się nad głową Anny, tworząc nad nią świetlistą aureolę, podobną do tych na obrazach świętych.
- Dobrze się czujesz?- szepnął do Crisa, widząc że oprócz worków pod oczami, jego niegdyś opalona skóra, teraz przybrała kolor mocno ziemisty.
- Ten...ten...ten taniocha...- jęknął niemal płaczliwie. - On mnie obmacał...
- Kto?- wyrwało się Ramosowi.
- Książę...
- Kto?- zapytał zdezorientowany Iker.- Jaki znowu książę? Jeśli przypomniał ci się bal u Juana Carlosa*, to przecież jego syn Felipe** wyjaśnił ci, że kuzyn Uwaldo*** nie jest gejem i to macanie przy bufecie było wynikiem jego ślepoty. Nie wiedział, że jesteś facetem.
Crist wyciągnął rękawa chusteczkę, dmuchając w nią potężnie.
- Ksiądz! - odpowiedział.
- Ten spowiednik?- zapytał zniecierpliwiony Pepe.
- Tak!
- O kurwa...- wyrwało się Ramosowi na tyle głośno, że siostra Eufrozyna dosłyszała końcówkę i wpatrywała się w fałszywe siostrzyczki wzrokiem godnym potomkini bazyliszka.
Co się jompisz, zasuszona paskudo?- pomyślał w skrytości ducha CR7
- On urwał znaczy się święty Jerzy głowę tego smoka...- poprawił kolegę Iker.
- Takie tam rozważania o świętych - wyszczerzył się Ramos.
- Wydawało mi się, że chyba jednak uciął mieczem - rzekła w zadumie siostra Carmela.
Siostra Eufrozyna chrząknęła.
- Też tak myślałam - powiedziała. - Miło jednak dowiadywać się nowych rzeczy.
Spożywszy grzanki i popiwszy je czarną kawą, zakonnice udały się do swoich zajęć. Xabi tym razem został wraz z Anną oddelegowany do biblioteki klasztornej.
- W rachunkach mam porządek, w mojej bibliotece podręcznej też - oznajmiła matka przełożona, prowadząc ich długim korytarzem na parterze. - Dziękuję wam, moje kochane. Dobrze by było, gdybyście teraz zajęły się biblioteką klasztorną. W księgozbiorze jest bałagan, a myszy i wilgoć narobiły nieco zniszczeń.  Poukładajcie książki, popodklejajcie, no wiecie. Klej, nożyczki i papier są w biurku.
Z lekkim stęknięciem otwarła potężne dwuskrzydłowe drzwi. Za nimi znajdowało się ogromne pomieszczenie, którego większą część wypełniały regały, zaś na małym kawałku przy oknach tłoczyły się pulpity czytelnicze i sędziwe biurko.
- No, zostawiam was same - oznajmiła matka. - Myślę, moje drogie, że sobie poradzicie. Szczęść Boże!
Niestety, Xabi nie poradził sobie w ten sposób, w jaki by chciał. Anna znikała mu między regałami, zawalała książkami do podklejenia, lub wręcz umykała na pomościk, z którego można było sięgnąć na półki pod samym sufitem. Była jak duch, jak dym, jak nieuchwytna nimfa. Zirytowany Xabier ciął papier i babrał paluchy w kleju, niczego nie osiągnąwszy.
Tymczasem Pepe w klasztornej kuchni stał z zakasanymi rękawami nad wielkim stołem, na którym piętrzył się kopiec mąki. W jego wierzchołku Domitylla utworzyła krater, do którego wrzuciła masło i wlała ostrożnie żółtka.
- Jeszcze trochę gałki muszkatołowej i soli - mruknęła, dosypując przyprawy. - Ślicznie. Teraz siostra się skoncentruje. Ja zaraz wleję rozczynę, a siostra wyrobi ciasto, ale porządnie!
Sięgnęła po stojący przy potężnej trzypiekarnikowej kuchni, bo nie kuchence, garnek. Pepe przyglądał jej się dosyć nieuważnie, bowiem dwie nowicjuszki, Pepita i Maria, wkładały zmyte po śniadaniu naczynia do kredensu, wypinając przy tym wcale zgrabne tyłeczki.
- Uwaga, leję! - huknęła Domitylla, wyrywając Keplera z nastroju kontemplacyjnego. - Wycieka bokiem, niech siostra zarabia!
Pepe czym prędzej wsadził łapy w kopiec mąki, ociekający teraz szarobeżową, mętną i ciepłą cieczą. Zaczął gnieść, ciasto przeciskało mu się między palcami, robiły się kluchy, a rozczyna próbowała zwiać, tak, że aż spotniał pod habitem. Po dłuższej chwili jednak ciasto zaczęło wyglądać jak ciasto.
- Zagniotłam! - wykrzyknął dumnie i w tym momencie poczuł, że okropnie swędzi go nos. Odruchowo podniósł rękę do twarzy i ujrzał, że jest kompletnie oblepiona ciastem, a tymczasem swędzenie wzmagało się bezlitośnie, doprowadzając go niemal do obłędu. Spróbował potrzeć nos barkiem, zmarszczył go, wreszcie zrobił zeza zbieżnego.
- Siostro Domityllo... - jęknął. - Niech mnie siostra po nosie podrapie! Swęęęęęędzi, ajajajaj!
Domitylla, śmiejąc się, spełniła jego życzenie, a on poddawał się z błogością drapaniu jej szorstkich dłoni.
W tym właśnie momencie na salę wkroczył Cristiano.
- Siostra Eufrozyna przysyła zalecenia diete... O rany! Pepe! - zreflektował się. - Peperzecież co wy robicie?
- Drapię siostrę Keplerię w nos - objaśniła dobrodusznie Domitylla. - Zawsze swędzi jak się człowiek nie może podrapać. Da siostra te zalecenia.
Cris w milczeniu podał kartkę, łypiąc nieufnie na kumpla. Ten, korzystając z faktu, że Domitylla była odwrócona do niego tyłem, popukał się w czoło, zostawiając na nim smugę ciasta.
Domitylla przestudiowała treść kartki, podziękowała Crisowi, a kiedy wyszedł odwróciła się do Pepe.
- Ładnie siostra zagniotła, a teraz trzeba wyrobić - orzekła. - To bardzo uspokaja, wie siostra?
- Naprawdę? - zainteresował się Kepler, wkurzony właśnie na Crisa.
- No. Była siostra kiedyś taka zła na kogoś, że miała mu ochotę przywalić? - zapytała Domitylla.
- Oj, ile razy... - westchnął Pepe.
- No widzi siostra, mnie też się to zdarza. Wtedy robię ciasto drożdżowe. Uformuje siostra kulę z ciasta - poleciła.
Kepler uformował nieforemną bułę.
- I teraz niech siostra w nią wali pięściami ile tylko Pan Bóg dał sił! - skomenderowała Domitylla. - Może też siostra rzucać nią o stół!
Tego Pepe nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Ramos pielił pomidory, wyrzekając w duchu na niesprawiedliwość dziejową. Dlaczego to on musiał machać motyką w palącym słońcu, a tymczasem Iker i Tekla siedzieli w cienistej szopie (tej samej, którą podpaliła niechcący, ale zaledwie trochę Carmela w dniu ich przyjazdu), piklując, czy jakoś tak, sadzonki czegoś tam? Że niby był jak słoń w składzie porcelany? Też coś.
Obok jedna z nowicjuszek, hoże, czarnowłose i czarnookie dziewczę, zbierała wypielone chwasty, ściętą trawę i inne organiczne odpadki na taczkę, aby wywieźć je do kompostownika. Zamierzała właśnie pchnąć wyładowany kopiasto pojazd, gdy w Ramosie piknęła słynna madrycka dżentelmeneria. Odłożył motykę między pomidory.
- Słuchaj no dziecko, zostaw tę taczkę - rzekł rozkazująco. - Jak masz na imię?
- Emmanuella - rzekła śmiało.
 - Dobra, Emanuella - rzekł rzeczowo Sergio. - Dokończ za mnie te pomidory, a ja zawiozę te śmieci.
Chwycił rączki taczki i lekko, jakby ten nabój nic nie ważył, pomaszerował do kompostownika. Emmanuella patrzyła na niego z rozdziawioną buzią i wypiekami na policzkach.
- Jaka siostra jest silna! - powiedziała z zachwytem, gdy Sergio wracał.
- Dobra, dobra, kończ te pomidory - mruknął.
- Ale siostro, jeszcze tam jes kupa zielska! O, i tam! - Emmanuella wskazywała smukłym paluszkiem.
Ramos zacisnął zęby i zabrał się do roboty. Kiedy kursował z taczką, nowicjuszka rozmaślonym wzrokiem taksowała jego postać, a zwłaszcza bicepsy wyglądające spod zawiniętych rękawów habitu.
Skończywszy przysiadł na murku, okalającym warzywnik. Jak spod ziemi wyrosła Emmanuella i przysiadła obok niego.
- Siostro Sergio(czyt Serżjo) czy siostra była kiedyś zakochana?- Nowicjuszka przysunęła się do Ramosa spoglądając na niego rozkochanym wzrokiem.
- Ekhm...- zakaszlał Ramos prawie się krztusząc. - No więc droga Emmanuello, kiedyś w Argentynie, gdy jeszcze mieszkałam na przepastnych stepach, był jeden chłopak. Lecz nasza miłość zgasła jak zdmuchnięta świeca, gdyż poczułam że muszę zostać poślubiona Jezusowi. - odpowiedział Sergio a Emanuella nadal wpatrywała się w niego jak w cudowny obraz.
"Co ja kurwa wygaduję?" - jęknął w duchu. "Mało mi, że dupy lecą na mnie w życiu realnym to jeszcze bałamucę zakonnice!"
- Siostra jest taka mądra. - Emanuella położyła dłoń na jego kolanie.
Odsunął się prawie spadając z murku na którym siedział.
- Życie nauczyło mnie mądrości drogie dziecko.- zakasłał.- A teraz proszę wybaczyć, ale słońce źle na mnie działa.- uciekł tak szybko, na ile pozwalały mu nogi zaplątujące się w materiał habitu.
Na obiad podano potrawę o egzotycznie brzmiącej nazwie "kulebiak". Były to bochenki pysznego, drożdżowego ciasta, kryjące w sobie smakowite, mięsno-warzywne nadzienie. Domitylla twierdziła, że przepis dostała podczas pielgrzymki na Jasną Górę, w Polsce. Danie zrobiło furorę, zwłaszcza z uwagi na niezmiernie delikatne i puszyste ciasto.
- Niebiańskie! - zachwyciła się matka przełożona. - Takie puchate, takie... och, jak puch z anielskich skrzydeł!
- To wyłączna zasługa siostry Keplerii - odparła skromnie Domitylla. - Nikt tak nie wyrabia ciasta jak ona!
Pepe zaś siedział przy stole jadalnym z błogą miną, promieniując spokojem.
- Odtąd zawsze przed meczem będę robił ciasto drożdżowe - zapowiedział. - Nie macie pojęcia jak to odstresowuje!
- Zajebiście - mruknął w talerz Xabi, zżerany fustracją i niezaspokojonym pożądaniem.
   Po południu wrócili do swych zajęć. Eufrozyna dowaliła Crisowi noszenie jakichś ciężkich skrzyń  z flaszkami o tajemniczej zawartości, Pepe pocił się przy zmywaniu, a potem przy  przygotowaniach do kolacji, Xabi nosił niezliczone tomy w bibliotece, a Iker i Ramos rozrzucali gnój na grządkach.
Skończywszy pracę w bibliotece i bezowocne uganianie się za niedostępną Anną, Xabi poczuł, że musi się umyć. Był spocony, zakurzony, a do tego śmierdział mysimi szczynami. Nie myśląc wiele wyjął czysty habit i majtki z plecaka, na ramię zarzucił ręcznik i pomknął do umywalni, zapominając zamknąć za sobą drzwi na zasuwkę.
Pluskał się błogo w strumieniach przyjemnie chłodnej wody, gdy na korytarzu rozbrzmiały kroki. Pomyślał, że to któryś z chłopaków i spokojnie kontynuował ablucje, mydląc swą owłosioną pierś.
Anna, bo ona to była, szukała siostry Xabierii na polecenie matki przełożonej, która nie mogła się doszukać jakiegoś starego rachunku, a okazał on się nagle niezmiernie potrzebny. Z sercem, trzepocącym w piersi jak niespokojny ptak, zagłębiła się w korytarz wschodniego skrzydła. Policzki ją paliły, czuła, że się rumieni, a nie chciała pokazać Alonsowi, że cokolwiek do niego czuje, postanowiła zatem obmyć twarz zimną wodą.
Wbiegła do umywalni, zatrzaskując za sobą drzwi i zamarła. Pod prysznicem stał bowiem Xabier, w całej swojej krasie, nagi jak go Pan Bóg stworzył. Anna spojrzała na jego muskularne, lśniące od wody i mydlin ciało i spłonęła potężnym rumieńcem.
- Anno! - wykrzyknął Xabi. - Najdroższa!
Ruszył ku niej, a ona poczuła, że jeśli ten wyglądający jak półbóg mężczyzna podejdzie bodaj jeden krok bliżej, ona mu ulegnie.
- Nie! - krzyknęła i zaczęła uciekać.
Niefortunnie jednak pośliznęła się na kostce Szarego Jelenia, porzuconej z wzgardą przez Ronaldo na środku posadzki i wylądowała na podłodze.
- Nic ci nie jest? - Alonso podniósł ją troskliwie, przesłaniając swym nagim ciałem cały świat.
      Wkurzony Cristiano człapał po schodach dormitorium, kłócąc się z Ramosem o to kto miał dzisiaj gorszą pracę.
- Śmierdzę jak apteka! - jęczał.
Ramos przysunął się do niego na tyle blisko, że Cris poczuł zapach potu przemieszany z kompostem i łajnem niewiadomego pochodzenia. Jego delikatny nos, nie był przyzwyczajony do tak dewastujących zmysł węchu smrodów.
- I co Cristo? Przebijesz ten smród?- brwi obrońcy poruszyły się a ich właściciel wyszczerzył białe jak śnieg w alpach zęby.
"Muszę zapytać Ikera, gdzie ten ciołek robił licówki."- pomyślał CR7, głośno zaś dodał.
- Pachniesz jak wieprz! Dlatego wybać, ale nie będę z tobą przebywał i idę się wykąpać.- wypruł do góry, jakby gonił go sam Laurenty.
Z czeluści swojego plecaka wydłubał piankę do golenia, krem i pensetę, gdyż rano ze zgrozą zauważył, że dwa włoski na jego brwiach są siwe!
Zadowolony z ręcznikiem przerzuconym przez ramię wparował do łaźni i wtedy zobaczył to!
Nowicjuszka Anna leżała na kafelkach a Alonso trzymał ją w barczystych ramionach. Może w tym widoku nie byłoby nic zdrożnego, przecież nie żyli w średniowieczu, ale...
Xabi był odwrócony do Ronaldo plecami i CR7 widział w całej okazałości, umięśniony tyłek swojego kumpla, kuszaco wypięty w jego stronę. Opanowała go homoseksualiza, najpierw ksiądz, potem zadek Xabiego.
Stanął  w miejscu z rozdziawionymi gałami, jakby ktoś zamienił go w posąg.
 - Co tak sterczysz jakbyś zobaczył ducha?- Kepler usiłował wejść do łazienki, ale Ronaldo zatarasował drzwi własnym ciałem.
- Nie możesz tam wejść!- powiedział z mocną
- Niby czemu?- Ramos włączył się do rozmowy.
- Ponieważ tam się odbywa upadek moralności!
- Czego? Ronaldo czy tobie odpierdoliło od przebywania z Eufrozyną? Jaki znowu upadek?
- Właśnie?! - Iker też się zainteresował. CR7 spojrzał na kolegów i rzekł bardzo, ale to bardzo poważnym głosem.
- Alonso leży goły na Annie!
- Chwała Najwyższemu!- przeżegnał się Iker
- Wrócimy do domu i klimatyzacji! - Ramos upadł na kolana, tak jakby chciał modlić się do Allaha.
Kepler jednak był sceptyczny.
- Pożyjemy, zobaczymy...- jakby jego słowa wydały się prorocze, bo Cris dostał w plecy drzwiami tak mocno, że zatoczył się pod staromodną komodę, pamiętającą jeszcze młodość generała Franco.
Z łazienki wybiegła zarumieniona Anna, z przekrzywionym welonem i rumieńcami na policzkach a zaraz za nią przesłonięty ręcznikiem Xabi z mydlinami na włosach i pianą na brodzie.
Dziewczyna popatrzyła na piłkarzy i uciekła na korytarz jakby gonił ją sam Lucyfer.
- No i w pizdu... - jęknął Iker
- Amen - chórem dokończyli Ramos i Pepe.
    Xabi podniósł się z kafelków, okrywając swoją nagość puchatym ręcznikiem. Wyglądał jakby świat runął mu na głowę a serce pękło na milion kawałków.
Anna go nie chce.- z taką myślą położył się spać.
Inne rozterki szarpały Crisa, który uświadomił sobie, że świat nie dzieli się na bogatych i taniochy, ale na normalnych facetów- takich jak on oraz dybiących na ich urodę- gejów.

*Król Hiszpanii Juan Carlos
** Syn króla, książę Felipe
*** zmyślony kuzyn obu panów :D

________________________________________________________________________________
W ubiegłym tygodniu rozdział nie był nadzwyczaj długi, dlatego dzisiaj postanowiłyśmy popracować dłużej i intensywniej :D Oto efekt dzieła naszych rąk i umysłów, które przez powyższe dzieło a nawet działo( w końcu Realowcy to ciężka artyleria) ryją się doszczętnie. 
Życzymy Wam miłego czytania :)
                                                                          Fiolka&Martina

PS. Taki tam Alonso...w hamaku *_* <3 ^^ 

piątek, 17 maja 2013

Rozdział 4


 Cristiano przebudził się w środku nocy z krzykiem na ustach, cały mokry od zalewającego go potu. Śniła mu się siostra Eufrozyna, która chciała namydlić go "Szarym Jeleniem". Groźne oblicze zasuszonej szpitalniczki wyryło mu się w pamięć, dokładnie tak samo jak widok zakrwawionej podpaski w damskim wc, kiedy jako nastolatek musiał wypełnić głupi rozkaz starszego kolegi.
- Mamusiu!- jęknął rozglądając się po ciemnej celi. Reszta chłopaków smacznie spała, Pepe pochrapywał przez sen a Alonso wzdychał i mamrotał imię swojej Anny.
Cris położył się z powrotem na niewygodnej pryczy i nakrył połatanym kocem. Chciało mu się płakać, chociaż tylko cieniasy i najgrosze taniochy okazują słabość. On jest wielkim CR7 i nie powinien jojczeć. Jutro wszystkim pokaże, jak zajebistym jest aktorem i że mógłby być nominowany do Oscara.
Dzień upłynął piłkarzom na wprawianiu się w nałożone na nich obowiązki. Pepe zameldował się w kuchni kilka minut po piątej, patrząc łakomym wzrokiem na pachnący chleb, który wyciągała z pieca siostra Domitylla. Od zapachu zaburczało mu w brzuchu, czego nie omieszkała zauważyć pulchna mniszka.
- Siostra jest głodna, proszę się częstować. Świeżutki chlebuś a tutaj wiejskie masełko. Czasem lubię sobie podjeść przed posiłkiem. - zachichotała kucharka.
"Widać". - pomyślał stoper Realu, głośno zaś powiedział.
- Och ja też, szczególnie konfiturkę z wiśni.
- A wie siostra, że nie widać? Wszystkie jesteście takie chuderlawe, najbardziej to Crista i Sergia, ale ta druga siostrzyczka jest słabowita na płucach to normalne. Na naszych specjałach na pewno nabierzecie krzepy. - pomachała chochlą, którą zamierzała przemieszać owsiankę.
Sergio westchnął teatralnie, słuchając monologu siostry Tekli. Iker był mistrzem aktorstwa, ponieważ nawet on dał się nabrać na to, że bramkarz jest zainteresowany uprawą ziół.
- Powiem coś siostrom w sekrecie.- Tekla rozejrzała się na boki a potem pochyliła konspiracyjnie, jakby właśnie miała im do przekazania tajemnicę wagi państwowej. - Sekretem uprawy ziół jest czytanie im literatury.
- Poważnie?- zapytał entuzjastycznie Iker. - A co lubią czytać?
Ramos załamał się postawą przyjaciela, który świetnie bawił się udając ciemną masę.
- A no to różnie. Mięta lubi kryminały, tymiankowi czasem czytuję Kwiatki św Franciszka a lubczyk...- zarumieniła się niczym piwonie, które rosły pod klasztornym murem.- Lubczyk lubi romanse...Tylko błagam niech mnie siostrzyczki nie wydadzą, bo siostra Eufrozyna i matka przełożona nie popierają tego typu lektur. - zachichotała niczym pensjonarka.
- Wcale im się nie dziwię...- wyrwało się Sergiowi.
- Co siostra mówiła, bo niedosłyszałam?
- Ekhm mówiłam, że się troszkę dziwię. U nas w Argentynie można nam podczytywać dobre romanse...- zaplątał się, ale szybko z pomocą przyszedł mu Iker.
- Nasz umiłowany ojciec święty, Franciszek mawia" W miłości nie ma nic zdrożnego...".
- Ma siostra absolutną rację. Jeśli siostra chce, to pożyczę jeden romans. Dostałam od pani Rosario, tej co przynosi nam ryby. - mniszka wyciągnęła z pod wiaderka książkę obłożoną kolorową gazetą.
Iker przyjął ją z nabożną czcią i obiecał szybko zwrócić.
- " Jego oczom ukazało się białe berło piersi..." Matko kochana i święty Jezu na bananie co to jest?- rechotał potem Pepe, którego Domitylla wysłała do ogrodu po zioła. Chłopaki schowajcie to, potem sobie poczytamy. Berła piersi, brzmi jak opis laski z penisami zamiast cycków.- ubawiony stoper poczłapał do kuchni z koszyczkiem wypełnionym ziołami.
Tymczasem w infirmerii Ronaldo pocił się właśnie nad misą, ucierając w niej maść na żylaki.
- Niech siostra miesza energicznie - zaleciła Eufrozyna, przewiercając go tymi swoimi bladymi oczyma. - Maść nie może się zwarzyć.
- A nie prościej byłoby kupić w aptece? - bąknął nieśmiało.
- W aptece? - zgorszyła się szpitalniczka. - Siostra wie, ile by to kosztowało? Nie stać nas!
Cris zacisnął zęby i począł energiczniej pracować pałką do ucierania, chociaż woń płynąca z misy przyprawiała go o mdłości.
- Jak już siostra skończy ucieranie i przykryje misę czystym płótnem, pójdzie siostra tam - Eufrozyna wskazała biały parawan na końcu pomieszczenia. - Siostrze Felicydzie trzeba zrobić zastrzyk podskórny na alergię.
Cristianowi zrobiło się jakoś słabo. Nie bał się igieł, był w końcu honorowym krwiodawcą i dawał się kłuć regularnie, ale myśl o wbijaniu czegokolwiek komuś innemu była przerażająca.
- Zastrzyk...? - pisnął słabo. - Ale że ja?
- Co też siostra - ofuknęła go Eufrozyna. - Ja. Siostra będzie asystować. Jestem dyplomowaną pielęgniarką.
CR7 odetchnał z ulgą.
I tak im płynął dzień, na pracy, przeplatanej modlitwą. Xabier w roztargnieniu dłubał w papierach, gapiąc się na porządkującą bibliotekę Annę.
- Strasznie jest zapuszczona, sama nie wiem co tu mam - wyjaśniła siostra przełożona, odpędzając kurz skrajem habitu. - trzeb to, ekhe! Khe! Pospisywać.
Odłożyła na biurko wyjętą z półki książkę, która wznieciła unoszące się w gabinecie obłoki pyłu.
- Myślę, Anno, że to dobre zajęcie dla ciebie. Wyrabia skupienie, którego tak ci brakuje. A siostra Xabieria, cóż, siostro, byłabym wdzięczna za posegregowanie mi tych starych rachunków. Rozumie siostra, osobno za prąd, osobno za żywność i tak dalej.
- Tak matko przełożona - Anna dygnęła, z uporem wbijając spojrzenie w dębowy parkiet.
- Oczywiście - rzekł Xabi w roztargnieniu.
- Ja muszę iść, spowiednik czeka na mnie w kościele, mamy mnóstwo spraw do omówienia. Szczęść boże, moi mili!
Z tymi słowy zniknęła za drzwiami.
Xabi wahał się, czy nie podejść do Anny i na tym wahaniu zeszły mu co najmniej dwie godziny. Dwie godziny sortowania rachunków i łypania okiem na ukochaną, noszącą tomy z półki na biurko i z powrotem.
Wreszcie jego męska, a rycerska natura nie wytrzymała.
- Może siostrze pomogę? - zapytał.
- Jestem tylko nowicjuszką - odparła spokojnie. - I dziękuję, nie trzeba.
- Nooo to... pomogę siostrze!
Poderwał się zza stołu w kącie, za którym siedział i wyjął Annie z rąk ciężki tom.
- Anno...
- Co pan tutaj robi?! - syknęła z oburzeniem. - Myślał pan, że pana nie poznam? Albo pańskich kolegów?
- Przyjechałem po ciebie - rzekł żarliwie. - Nie możesz... Nie możesz tak odejść!
- Mogę i zrobię to! - w jej wielkich oczach zakręciły się łzy. - Również dla pańskiego dobra! Proszę uznać, że jestem dla pana martwa.
- Nie mogę! - jęknął Xabi.
- Proszę wracać do swoich rachunków i dać mi spokój.
Nie śmiał się sprzeciwić, usiadł więc posłusznie za stołem, ale do rachunków nie miał głowy. Odwrócił starą listę zakupów i popatrując na ukochaną jął pisać wiersz.
Po nieszporach podano kolację, co niezmiernie ucieszyło Ramosa i Ikera, którym po ciężkiej pracy w ogrodzie zdrowo burczało w żołądkach. Tym razem Domitylla zaserwowała paellę, którą wraz z nowicjuszkami roznosił i nakładał na talerze Pepe, przepasany różowym fartuszkiem, co wzbudziło usilnie tłumioną eksplozję wesołości u jego kolegów.
- Opanujcie się, cymbały - syknął kątem ust do Ramosa i Crisa, chichoczących w rękawy habitów. - Iker, zrób im coś!
- Nie mogę - El Santo uśmiechnął się do niego promiennie znad widelca pełnego ryżu. - Bardzo ci do twarzy w tym fartuszku... Keplerio.
Kiedy wreszcie każda zakonnica i każda nowicjuszka otrzymała swoją porcję, Kepler mógł zasiąść do stołu.
- Ej, kto to jest ten ksiądz? - wskazał dysretnie widelcem jegomościa w sutannie, siedzącego obok matki przełożonej.
- Który? - zainteresował się Ronaldo.
- A ilu tu masz księży, matole? - zirytował się Pepe. - Ten, który siedzi obok matki i się na ciebie gapi maślanym wzrokiem.
Cris zerknął dyskretnie.
Faktycznie, ksiądz, o twarzy okrągłej i bladej niczym księżyc w pełni, podkreślonej jeszcze łysiną czołową, skrzętnie ukrywaną pod pożyczką, wlepiał swe szkliste, jakby rybie, oczy w niego.
- On mnie rozpoznał! - syknął. - Na pewno!
- To jest spowiednik, osły - wyjaśnił spokojnie Iker. - Ja bym się bardziej martwił o Xabiego.
Oczy piłkarzy skierowały się na kolegę, któy grzebał niemrawo widelcem w paelli i mamrotał coś pod nosem.
Co mamrotał, okazało się po komplecie, gdy Pepe, usiadłszy z rozmachem na łóżku Xabiera, strącił jakiś papier, który wdzięcznie spłynął na posadzkę. Stoper podniósł go i zamarł.
- Chłopaki, Alonso poezję zaczął pisać!
- Pokaż! - Cris próbował mu wydrzeć stroniczki z ręki.
Twe oczy jak u sarny a poranek był wtedy parny,
Leżałaś na trawie a ja śniłem o tobie na jawie,
Anno zniewoliłaś mą duszę
Umrzeć z miłości muszę!- przeczytał Kepler, jedną ręka trzymając kartkę z różowej papeterii a drugą ocierając łzy śmiechu. - Rudobrodego chyba całkiem popiździło.
- E no... całkiem fajne, ale Cohelo to on nie będzie. Powinien dopisać coś o śmierci za życia z musu potrzeby. - zauważył Ronaldo wąchający kartkę. - I pachnie jakoś tak taniochą.
- Co ty cały czas z tą taniochą?- syknął Ramos- Zakochał się to pisze wiersze, wy debile lepszych byście nie napisali.
- Oraz nie czyta się cudzej korespondencji.- Iker zabrał Portugalczykom kartki.
- Święty Iker, dajże nam się pośmiać. Cały dzień musiałem siedzieć w kuchni i słuchać wywodu o kuzynie Domitylli, don Alejandro, który umarł na zawał przez przedawkowanie karkówki z jakimś diabelskim sosem barbecue. - Kepler wzniósł oczy do nieba.
- A ja widziałem zastrzyk!- zapiszczał Cris- Normalnie odczułem ból metafizyczny.
- Jesteś idiotą.- Ramos walnął CR7 w potylicę.
- Odszczekaj to!
- Spierdalaj!- odpowiedział uprzejmie Hiszpan.
- Wy niczego nie rozumiecie! - Xabi stanął w plamie księzycowego światła. - To jest miłość! To jest przeznaczenie!
- Mów mi jeszcze - mruknął Ronaldo, podsuwając sobie poduszkę pod brodę.
Alonso spojrzał na niego wzrokiem zranionej sarny.
- To jest metafizyka - rzekł podniośle. - Ona jest moją Luthien! A ja - jej Berenem.
- Przejęzyczyłeś się, Xabierku, o całe dwie samogłoski - zauważył złośliwie Pepe. - Ty nie jesteś Berenem, tylko zwyczajnym baranem. Oczadziałym z miłości, do tego.
- No mówiłem - jęknął dramatycznie Xabi, kładąc dłoń na piersi. - Wy nic nie pojmujecie!
- Pojmujemy - mruknął Ramos. - Pojmujemy, że chce nam się spać, a ty latasz jak poparzony i pieprzysz do wiersza.
- Ona jest moją Ofelią! A ja musialem jej szukać! Wejść do mrocznego Hadesu...- tłumaczył się Alonso.
- Dobrze, że nie do sedesu - wymamrotał Casillas w poduszkę.
- Nie no on jest niemożliwy!- Pepe energicznie wyskoczył z łóżka i połknął dwie tabletki nasenne, które Cris zwędził z infirmerii. Po chwili stanął przy misce z wodą, stojącej na małym stoliczku. - Chłopaki...
- Czego? Też chcesz pisać wiersze?- Iker wychylił głowę spod kołdry.
- Nie! Gorzej! Podłoga się trzęsie!- wyszeptał przerażony Pepe, a koledzy mogli dostrzec jak drypci w miejscu i macha rękami jak wielki pelikan szykujący się do lotu.
- Te Ronaldo skąd wiedziałeś, że to są tabletki nasenne?- zapytał podejrzliwie Ramos.
CR7 prychnął jak urażony kot i wzruszył ramionami.
- Są niebieskie.
- I?- maglował Casillas.
- No nie wiecie, że niebieskie tabletki są na sen?
- A po czym wnosisz?- dopytał Ramos, czując że zaraz pierdyknie go w ten głupi kaczy dziób.
- No bo tak jest, na forum Bravo Girl przeczytałem!
- Ja pierdole!- Ramos palnął się w głowę otwartą dłonią.- On jest debilem!
- Ty uważaj co mówisz! Jestem Cristiano Ronaldo!
- A ja lataaaaam! Ja lataaaaaaam! Jestem łabędziem! - Pepe zamachał ramionami jakby chciał odlecieć.
- To będzie ciężka noc - powiedział do siebie Iker.


____________________________________________________________________
Rozdział krótszy od poprzednich, ale obiecujemy się poprawić i następny będzie dłuższy. Za tekst dzisiejszego rozdziału uważamy "Berła piersi", które Fiolka wydłubała z Harlequina swojej rodzicielki. :P Życzymy Wam miłego czytania!
                                                                                  Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 3


 Ronaldo w końcu wziął się w garść a na jego twarz wypłynął błogi uśmiech, gdyż dosłownie przed chwilą przypomniał sobie o małym zawiniątku na dnie swojego plecaka.
Z miną zadowolonego kota począł przerzucać wszystkie swoje rzeczy w tym zapas majtek od Kelvina Kleina.
Gdy w końcu znalazł pożądany przedmiot, pisnął niczym podniecona małolata, doskoczył do Ramosa i zaczął z nim tańczyć.
- Co ci odwaliło? Jesteś chory psychicznie matole?- Ramos odskoczył od CR7 jak poparzony.
Iker patrzył na to wszystko ze stoickim spokojem a Pepe zaczął się śmiać. Xabi nagusieńki jak go Pan Bóg stworzył władował się pod prysznic.
- Mam mydło od Gucciego! - pochwalił się Portugalczyk wyciągając kostkę pachnącą cytrusami i piżmem.
- Powaliło cię?- Ramos odebrał mu kosmetyk.- Myślisz, że mniszki nie skapują się, że pachniesz jak facet? Mamy myć się szarym mydłem i nie pachnieć.
- Ale one pachną jak pingwiny! - jęknął zapłakany Cris.
- Nie przesadzaj.- zauważył Kepler- Wytrzymasz trzy tygodnie o szarym mydełku, nie jesteś jakąś pieprzoną ciotą. - podał mu kostę szarego mydła o zawiłej nazwie "Szary Jeleń"
- Siary Jele...nini? - próbował odczytać.- Co to jest? Ja mam się tym wymyć? Taką taniochą?! To wy-klu-czo-ne! Jestem Cristiano Ronaldo! I będę przez to miał uczulenie!
- A ja Iker Casillas i nie dramatyzuj...
- Jak cię wypryszczy to cię natrzemy kremikiem.- zarechotał Ramos
- Spadaj pedale!- ryknął zapłakany Ronaldo.
-Pedale?! Sam jesteś pedał, cioto z Madery!- Ramos doskoczył do niego, ale Pepe uniemożliwił mu atak.
W pomieszczeniu rozległ się baryton Xabiego.
- Cuuuuuuuuuuuudna jak seeeeeeeeeeen... ma bogini wiosny, jaaaaaaasna jak dzień...gdybym ciebie dostał. To bez dwóch zdań...serce bym tobie dał!
- Niech on lepiej zamknie mordę. - Ramos zatkał uszy.
- Co to za wycie?!- jęknął rozżalony Ronaldo. - Ja ci pokażę ja śpiewać! - Portugalczyk usiłował śpiewać, ale Pepe zamknął mu usta łapą.
- Stul pysk CR7, od twojego śpiewu wiedną kwiaty i gniją kartofle w mojej piwnicy, działasz na mnie gorzej niż uroda Lewandowskiego.
- Dobrze, że nie tego, jak mu tam, Kuby - wzdrygnął się Cris. - Jeszcze mi się śni po nocach jak mnie wyprzedza... Koszmar...
Pepe zamarł z ręką w powietrzu.
- Ty wiesz, że mnie też? - rzekł z zainteresowaniem. - On i Piszczek. Tylko w moim śnie ja ich gonię i nie mogę dogonić. Zawsze się budzę zlany zimnym potem, a raz to nawet wrzeszczałem!
- Serio? - Ronaldo z wrażenia zapomniał nawet o mydełku.
Przez otwarte okno wpłynął srebrzysty dźwięk gongu.
- Przestańcie pieprzyć o głupotach- przyganił Iker. - Myjcie i ubierajcie, bo się spóźnimy na obiad i będzie siara.
- To nie są głupoty, ja się nawet nad psychoterapią zastanawiałem! - oburzył się Cris.
- Widzisz - Pepe oparł się na jego ramieniu, a w czarnych oczkach zalśnił mu złośliwy błysk. - Kochany El Santo też ma koszmarne sny, ale nie z Borussią w roli głównej.
- Nie? - zdziwił się Ronaldo.
- Nie. Jemu się śni Carbonero - zarżał Kepler.
Casillas posłał mu mordercze spojrzenie.
- Grabisz sobie, łysy - powiedział Sergio, zdecydowany bronić Ikera.
- Najbardziej to tu sobie grabi niejaki Alonso - odparł portugalski obrońca, odkręcając kurek. - Kurwa mać, za tę zimną wodę ja ci wymyślę, Xabierku, coś ekstra!
Światło wpadające przez wąskie okna refektarza, natychmiast gubiło się gdzieś pod jego wysokimi sklepieniami, tak, że niewiele go docierało do stołów.
- Nie będę widział co jem - syknął Ramos kątem ust do Ikera, gdy zaprowadzono ich do środkowego stołu.
- Może to i lepiej - mruknął Cris.
Kapitan uciszył ich obu spojrzeniem. Wszystkie zakonnice i nowicjuszki patrzyły wyczekująco na matkę przełożoną, niziutką staruszkę o twarzy gęsto pokrytej zmarszczkami. Kogoś ona Ikerowi przypominała, ale nie mógł sobie przypomnieć kogo.
Matka przełożona uśmiechnęła się, co upodobniło ją do zadowolonej rodzynki. Iker już wiedział: ona wyglądała jak niania Ogg z powieści Pratchetta!
- Moje drogie dzieci! - rzekła. - Zanim zmówimy modlitwę chciałabym powitać serdecznie pielgrzymujące tu aż z Argentyny siostry Ikerię, Xabierię, Sergię, Cristę i Keplerię. Zatrzymają się u nas w swej podróży na trzy tygodnie i pragnęłabym, aby czuły się tu jak w swym rodzimym klasztorze. Witajcie kochane!
Iker skłonił głowę z gracją.
- Dziękujemy, czcigodna matko przełożona za to gorące powitanie nas, niegodnych - odparł. - Mamy nadzieję, że nie staniemy się dla was ciężarem, lecz przyjaciółkami i podporą.
"Jezu, skąd on ma taką gadkę? " pomyślał zaskoczony Kepler.
Odmówiono modlitwę, po czym kilka sióstr i nowicjuszek pod dyrekcją pulchnej i rumianej siostry Domitylli zaczęło roznosić wazy z zupą.
- Brokułowa, badzo zdrowa! - zachwalała Domitylla.
Ronaldo patrzył z narastającą rozpaczą w talerz. Nienawidził brokułów jak zarazy. Spojrzał z wyraźną niechęcią na Xabiego, który jadł zupę z takim wyrazem twarzy, jakby to był orgazm w płynie. Gapił się, oczywiście na tę swoją Annę, jak sroka w gnat. Cris poczuł, że ma ochotę pieprznąć rudobrodego talerzem w łeb.
Zaserwowane przez zakonnice danie wzbudziło początkowo również nieufność Pepe, który szturchnął zawartość talerza parę razy łyżką, zanim zdecydował się spróbować. Zielonkawa breja nie wyglądała zbyt kusząco, jednak zebrał się na odwagę i wpakował sobie porcję do ust. I tu nastąpił wstrząs. Zupa była wyśmienita, w najlepszych knajpach takiej nie jadł.
- Ależ to jest przepyszne! - wykrzyknął entuzjastycznie.
Domitylla wzięła się dumnie pod boki.
- Widzę, że siostra Kepleria zna się na dobrej kuchni - orzekła. - A niektórzy tak na brokułową nosem kręcili!
Pogroziła chochlą w kieerunku stołu nowicjuszek.
- Nasz umiłowany Ojciec Święty, Franciszek, dostał właśnie koszulkę Lionela Messiego. Czy to wasz krajan, drogie siostry?- zapytała siostra Eufrozyna.
Xabi spojrzał na Ikera, który błagał wzrokiem Pepe i Ramosa, żeby tylko niczym się nie zdradzili. Kepler złośliwie szturchnął pod stołem Crisa, który z uporem wpatrywał się w zieloną breję, tylko dlatego, żeby nie zdradzić tego jak bardzo się wkurzył. Papież nie chciał jego koszulki! Foch z przytupem!
Po kopniaku Keplera, łyżka wypadła mu z ręki, z impetem zanurzając się w zupie brokułowej. Z ust Ronaldo wyrwał się jęk bólu a na jego twarzy malowało się obrzydzenie, bo cały gors habitu uflogany był zieloną paćką, przypominającą rzygowiny.
- Czy siostra się źle poczuła?- zapytała matka przełożona.
Realowcy zaniemówili w oczekiwaniu, tymczasem Ronaldo spojrzał na zakonnicę z przerażeniem w oczach.
- Eeeeeyyyyy- zadudnił, zaraz jednak przeszedł na piskliwy falsecik.- No bo ja się wzruszyłam tym faktem. - odpowiedział cokolwiek nazbyt nerwowo.
- To musi być bardzo pobożny i dobry człowiek z tego Messiego, skoro Ojciec Święty mu kibicuje. - wyrwało się jednej z zakonnic. - No i Pan Bóg pomaga mu grać, prowadzi go święty Józef!
W Ronaldzie zawrzała krew.
Dobry? Dobry? Takiego wała!
Iker, który nie posiadał daru czytania w myślach i tak doskonale wiedział, że jego kolega toczy wewnętrzną walkę.
- My nie znamy się na piłce.- odpowiedział uśmiechając się w stronę starszych zakonnic.- Nie mamy telewizora!
- Ja tam wolę Ronaldo!- Cris nie wytrzymał.
- Rolando?! A kto to jest?- zapytała siostra Eufrozyna.- Pewnie jakiś bezbożnik! Co to za imię?! Jest taki święty?
Ramos w jednym momencie zrobił się siny ze śmiechu, pokwikiwał nad brokułową, Xabi nie uczestniczył w tej konwersacji patrząc maślanym wzrokiem w stronę stołu, przy którym posilała się Anna.
Kepler był w siódmym niebie, nudził się w tej budzie niemiłosiernie a takie chwile, były niczym na wagę złota.
Czekał z zapartym tchem na reakcję Ronaldo.
- Ronaldo to dobry zawodnik! - pisnął Cris.- Widziałam go kiedyś!
- Siostra chadza na mecze?
- Siostra Crista chciała powiedzieć, że jeszcze będąc w nowicjacie widziała go w telewizji.- Iker próbował opanować sytuację. Stare zakonnice łyknęły to kłamstwo jak młody bociek a Casillas w duchu podziękował wyższej instancji, która pozwoliła im dalej kontynuować tę maskaradę. Obiecał sobie solennie, że w zaciszu celi pierdyknie Cristiano tak, aż zadudni mu w głowie na Anioł Pański.
- Kochane moje - rzekła matka przełożona, zwracając się do fałszywych siostrzyczek. - Myślę, że mogę liczyć na waszą pomoc w naszym skromnym gospodarstwie?
- Ależ oczywiście! - Iker energicznie pokiwał głową, aż zafalował mu welon. - Jak mówił... am, nie chcemy być ciężarem, niech więc matka dysponuje nami jak jej się podoba.
Siostra Eufrozyna wbiła przenikliwe spojrzenie w Crisa. "Jeśli matka to niania Ogg, ta jest babcią Weatherwax" przemknęło Casillasowi przez głowę.
- Myślę, że siostra Crista chętnie pomoże mi w infirmerii - rzekła. - Nie mogę się schylać, a to konieczne przy zbieraniu ziół, a siostra wygląda na młodą i sprawną...
Ronaldo zamarł z otwartymi ustami. No koniec świata, trzy tygodnie w towarzystwie tej zmory?
W rzadkim u niego przebłysku szybkiego myślenia Ramos dyskretnie pacnął Crisa w potylicę.
- Oczywiście, pomogę siostrze - pisnął CR7 rozpaczliwie.
- Siostro Keplerio, udowodniła już siostra, że zna się na kuchni, zapraszam więc do mnie - oznajmiła jowialnie Domitylla.
Pepe przywołał pospiesznie na twarz uśmiech, w zamierzeniu promienny, w rzeczywistości cokolwiek bolesny. Ramos zaczął chichotać i stroić do niego spod welonu głupie miny.
Wtedy odezwała się siostra Tekla.
- Na te płuca siostry Sergii najlepsza będzie praca w moim ogrodzie. Ruch, świeże powietrze, uleczymy siostrę raz-dwa! A i siostrę Ikerię zapraszam, bo blada jakaś! Nie mają siostry nic przeciw?
Złośliwy uśmieszek spłynął z twarzy Ramosa, zastapiony przez narastającą zgrozę.
- Uwielbiamy pracę w ogrodzie! - głos Ikera ociekał fałszywym entuzjazmem. - To cudowne!
Matka przełożona obdarzyła zakonnice promiennym uśmiechem.
- Pan Bóg się raduje, widząc jak się wspaniale dogadujecie - pochwaliła. - Siostro Xabierio... Siostro Xabierio!
Alonso bez reszty zagapił się w Annę, która oświetlona wąską strugą słonecznego światła wyglądała jak istota nie z tej ziemi. Nie docierało do niego absolutnie nic.
Wtedy kipiący furią Cris wziął łyżkę i walnął nią potężnie w palce wspartej na stole dłoni Alonsa.
- Auuuuu! - zawył Xabi. - Kurrrrrrrrrr... Kurrrr... Kuuurrrcz mnie chyba złapał!
- To się później rozmasuje - rzekł z zimną krwią Iker. - Matka do ciebie mówi... Siostro.
Xabi spojrzał na matkę błędnym wzrokiem.
- Mam nadzieję, że siostra wyleczy do jutra ten kurcz, bo będę potrzebowała siostry rąk do papierkowej roboty - oznajmiła, uśmiechając się szeroko.
_____________________________________________________________________________
Z poślizgiem, ale w końcu udało nam się wspólnymi siłami zmontować nowy rozdział!
Życzymy miłego czytania! 
                                                                     Fiolka&Martina :)