środa, 24 lipca 2013

Rozdział 13



    Ogrodzenie posiadłości oplecione było dzikim winem, w większości martwym, festony uschłych pędów zwisały też z żelaznej, ręcznie kutej furtki. Spomiędzy nich szczerzyła się zastygła w metalu paszcza jakiegoś potwora.
   - Strasznie tu - szepnęła Pepita, żegnając się znakiem krzyża.
   - Ja wam mówię, to szaleniec - oznajmiła Bernarda, podtrzymująca z jednej strony poobijanego Xabiego.    - Powinniśmy uciekać!
   - Ktoś może by otworzył? - zasugerował Ronaldo z drugiej strony Alonsa, nie ukrywając irytacji. Rudobrody był ciężki, poza tym wymagał obejrzenia przez lekarza, a te gęsi tu stały i klekotały bez sensu.
Anna spojrzała na pobladłą twarz Xabiego, wzniosła oczy w niebo, po czym nacisnęła klamkę.
   - W imię Boże....! - rzekła.
    Furtka otworzyła się, wydając przy tym przeciągły, powolny zgrzyt, jak każda szanująca się furtka rodem z horroru. Pięcioosobowa grupka wstąpiła na chodnik z kamiennych płyt, popękanych i poprzerastanych trawą i mchem, jak również jakimiś dziwnymi, małymi grzybkami.
   - Czy mi się wydaje, czy ja słyszę Procol Harum? - zdziwiła się Bernarda. - No wiecie, ten ich przebój, "Bielszy odcień bieli"?
   - Coś słyszę - potwierdziła Anna z wahaniem.
   - Ja też - powiedział Cris. - Muzykę.
Pepita zmarszczyła czoło, myśląc intensywnie.
   - Bernarda, a skąd ty taką muzykę znasz? - zapytała.
   - Mój ojciec tego słuchał w kółko, zwłaszcza jak się najarał - odparła Bernarda. - No jak bonie dydy, to jest Procol Harum!
   - Dobiega zza drzwi - rzekł z lekkim wysiłkiem Xabi.
   Wszyscy spojrzeli na masywne, dębowe drzwi, rzeźbione w skomplikowane, wężowo-potworne ornamenty, kryjące się w cieniu masywnych kolumn ganku.
   - Faktycznie - stwierdził Cris. - Doktor Hu ma dziwny gust do muzy.
Dotarli wreszcie pod same drzwi. Anna ujęła w dłoń mosiężną kołatkę i załomotała.
    Przez chwilę panowała głucha cisza, rozcieńczana jedynie sączącą się ze środka muzyką.
Potem drzwi otworzyły się, również poskrzypując, zupełnie jakby pochodziły z horroru wytwórni Hammer.
Drżąca i przerażona grupka (nawet Ronaldo podzwaniał zębami) weszła do wielkiego hallu o ścianach wyłożonych drewnem i dawno nie odkurzanych, o czym informowały powiewające tu i ówdzie pajęczyny.        Na przeciwległym końcu hallu znajdowały się imponujące, drewniane schody, owijające się wokół obudowanego mosiężnymi kratami szybu staroświeckiej windy.
   - Rany, tu Dracula mieszka, czy coś? - zapytał osłupiały Cris, patrząc na przykurzoną rycerską zbroję, ustawioną pod ścianą.
   - Nie, doktor Hu - odparła Bernarda z irytacją. - Mówiłam, że jest walnięty.
Straszliwy rzęgot i dzwonienie zagłuszyły końcówkę jej wypowiedzi. Cała grupka, z wyjątkiem poturbowanego Xabiera, podskoczyła w górę, zaskoczona i przerażona. To stary zegar szafkowy wybił godzinę.
    Winda szczęknęła, zgrzytnęła, po czym w szybie pojawiła się zjeżdżająca z góry kabina. Z chrobotem zatrzymała się na parterze, po czym ktoś znajdujący się w jej wnętrzu odsunął z chrzęstem mosiężne kraty.
   - Jak się macie? - zapytał nieznajomy, wysoki i szczupły mężczyzna z imponująco rozczochraną fryzurą, odziany jedynie w szkarłatny, jedwabny szlafrok i czarne skórzane spodnie. - Wybaczcie, nie ma dzisiaj mojego wiernego lokaja, dałem mu wychodne.
   - My mamy tu chorego, ale chcieliśmy tylko zatelefonować.- odezwała się nieśmiało Anna.
   - Zróbcie coś!- jęknęła gruba Bernarda.
   -Co?- pisknął Ronaldo.
   - Cokolwiek! - zasyczała Pepeita.
Xabi czuł jakby w głowie rozdzwoniły mu się wszystkie dzwony z Asturii.
   - Och jest pani stało?- zapytał zaaferowany doktor mrugając, jak się wydawało wytuszowanymi rzęsami. - Och kochaniutka zarost pani rośnie? Czy pani czasem nie jest słodziutką transwestytką z transseksualnej Transylwanii?- zapytał kokieteryjnie.
Ronaldo nie mógł powstrzymać śmiechu, Anna zaczęła kaszleć a nowicjuszki patrzyły na wszystko z autentycznym przerażeniem.
   - Nie jestem transem!- wycharczał Alonso.
   - Nie?! No nie powiedziałbym.- zarechotał doktor.- Proszę do mojego gabinetu a panie pingwiny zostaną przed drzwiami, wejdzie tylko ta ślicznotka z oczami jak sarenki. -spojrzał w stronę Anny.
   - Ale ja muszę...- wyjąkał Cris, nie chcąc by przyjaciel został zdemaskowany. Kto wie co temu świrowi może przyjść do głowy. A jak przeszczepi Alonso mózg i Brodaty oszaleje na dobre? Jak stanie się dziwadłem albo gejem?!
   - Skarbeńku...musi to na Rusi...- odpowiedział doktor.- Pachniesz czosnkiem a ja...- poruszał ustami muśniętymi błyszczykiem.- Nie lubię tego zapachu.- puścił mu buziaka, po czym pomógł Annie wgramolić Alonsa do gabinetu.
   Ciężkie, dębowe drzwi zatrzasnęły się za nimi z hukiem a Cris został sam z przerażonymi nowicjuszkami, które padły na kolana i zaczęły się modlić.

    Tymczasem grupa Gutierreza podążała przez wzgórza, porośnięte gęstymi krzakami. Grupa to była skromna, zaledwie czteroosobowa, złożona z Gutiego, Pepe, pięknej, blondwłosej policjantki i młodego policjanta, tego samego, który obwieścił w klasztorze zaginięcie dziewczynki.
    Pepe od razu dojrzał, gdzie mianowicie koncentruje się spojrzenie Gutiego i nie poczuł się zdziwiony, ogniskowało się ono bowiem na kształtnym tyłeczku idącej przed fałszywym biskupem policjantki.
   - Guti, opanuj się - wysyczał półgębkiem. - to glina!
   - Władza mnie podnieca - odparł Guti, również szeptem.
   - Powstrzymaj swojego rumaka.
   - Widząc taką dupeczkę?- zapytał fałszywy nuncjusz.- Jakbym jej wjechał w te bimbałki, to zobaczyłaby kto ma właściwą władzę.- zarechotał Guti.
Pepe tylko jęknął w duchu. Kroiła się katastrofa.
    Grupka podążała wytrwale przez zarośla. Policjantka co chwilę pochylała się i rozgarniała krzaki, w poszukiwaniu dziewczynki.
Guti wreszcie nie wytrzymał.
Kiedy piękna funkcjonariuszka pochyliła się po raz kolejny, poklepał ją po tyłku. Przedstawicielka władzy wyprostowała się gwałtownie.
   - Spałował ktoś kiedyś eminencję? - zapytała wrogo.
Guti chwycił się pod bok.
   - Byłabyś pierwsza, maleńka - odparł zalotnie.
   - Niech eminencja trzyma ręce przy sobie - odparła nieprzejednana przedstawicielka prawa.
   - Nie mogę, dziecko - odparł Guti. - To zew natury!
   - Chyba zlew.- mruknął pod nosem Pepe.
     Gutierrezowy chamski podryw przerwał dziecięcy płacz. Policjant poświecił latarką w stronę zarośniętej leszczyną, leśnej dróżki. W odległości kilkunastu metrów stała mała, umorusana, dziewczynka a jej ciemne oczy wyrażały ogromny strach. Pepe nie namyślając się długo zakasał habit i wypruł w stronę dziecka jak rasowy sprinter. Pochwycił ją w ramiona, przytulając do siebie.
   - Jestem u Bozi?- zapytała mała Dulce.
   - Nie, ale jesteś bezpieczna kochanie.- odpowiedział stoper.
   - Jakie to wzruszające!- załkał fałszywie Guti łapiąc policjantkę za tyłek, za co dostał pałką po rękach. - Auaaa! Za co?
   - Nie lubię mazgai.- odpowiedziała policjantka z jadowitym uśmiechem.
   - Dla ciebie maleńka mogę być nawet supermenem!- Gutierrez nie zamierzał odpuścić.
  Ora Maria, bo tak miała na imię policjantka podeszła do niego kręcąc zgrabnym tyłeczkiem. Nie zauważył, że w prawej ręce trzyma niewielkich rozmiarów przedmiot. Dziewczyna przysunęła się do niego sunąc dłońmi w stronę jego spodni a gdy zbliżała się do dowodu jego chwały, poczuł jakby sam Zeus przyładował mu błyskawicą w krocze.
    Gutierrez złapał się za klejnoty, zginając się jak scyzoryk i spektakularnie padając na ściółkę leśną.
Nikt nie miał zamiaru mu współczuć, bo grupka cieszyła się z odnalezienia dziewczynki.

    Tymczasem grupa Ikera i Ramosa przedzierała się przez wyjątkowo krzaczastą część lasu w stronę migającego światełka.
   - Co to u licha jest?- zapytał Sergio zabijając wyjątkowo jadowitą komarzycę, która udziabała go w szyję.
   - Wygląda jak chatka w lesie.- Paloma przyjrzała się dokładniej, wychodząc na przód grupy. Nie zauważyła gęsto porastającego krzewu naszpikowanego wystającymi kolcami i z impetem wsadziła tam nogę.
Zawyła z bólu łapiąc się za stopę a w jej stronę od razu ruszyła reszta grupy.
   - Nic ci nie jest?- Iker złapał ją, żeby nie upadła co bardzo nie spodobało się Jose Alfonsowi.
   - Odsuń się pingwinie, jestem lekarzem!- próbował odepchnąć Ikera, ale cicha do tej pory nowicjuszka Maria Sanz pacnęła go po głowie latarką.
   - Trochę szacunku dla habitu człowieku małej wiary!
Świrolog oburzył się, jakby właśnie ktoś stwierdził, że nosi damską bieliznę i nadymał się jeszcze bardziej.
   - Wszystkie jesteście takie same! Chwalicie Chrystusa a co tam wyrabiacie pod habitami to Bóg jedyny raczy wierzyć.
   - Jose!- syknęła Paloma.- Natychmiast przeproś siostry Ikerię i Sergię a także Marię. Zachowujesz się jak ostatni bucyfał bez mózgu.
   - A ty jesteś zaślepiona tą babochłopką! Co to jest Xena Wojownicza zakonnica?- ryknął świrolog. - Jesteś moja!
   - Nie jestem krową na targu! - odpowiedziała mu hardo.
Sergio przyglądał się wszystkiego z rosnącym zażenowaniem a w Ikerze gotowało się gorzej niż kotle czarownic.
Ramos zauważył, że jego kumpel lada moment wybuchnie i wtedy obaj się zdemaskują. Nie można do tego dopuścić!
   - Dasz radę chodzić?- Iker przytrzymywał Palomę, która z ufnością oparła się o jego szerokie barki. Czuł nacisk jej zgrabnego ciała i miał wrażenie, że zaraz przerzuci ją sobie przez ramię i uprowadzi jak najdalej od tego padalca. Chciał ją mieć tylko dla siebie. Święty, po raz pierwszy zgubił gdzieś swoją aureolę i nie zamierzał nigdzie jej szukać.
   - Wbiłam sobie cierń.- odpowiedziała słabo. - Między dużym palcem.
   - Może zostańcie tu a my sprowadzimy pomoc?- zapytała nowicjuszka.
   - To dobry pomysł.- przytaknął Sergio.- Damy wam dodatkową latarkę. Niedaleko słychać strumień, może trzeba przepłukać ranę.
   - Ależ ja się kategorycznie nie zgadzam!- oburzył się Jose Alfonso. - Nie zostawię cię z tą walkirią!
Ramos bez ceregieli pociągnął go za koszulę, tak żeby Maria i Paloma nie mogły usłyszeć o czym rozmawiają.
   - Te Michal Anioł!- zaczął spokojnie.
   - Co?-
   - Idź przypudrować nos.
   - Co? - powtórzył Jose Alfonso.
   - Wypierdalaj!
   - Jak śmiesz tak się do mnie odzywać?!
   - Albo pójdziesz z nami grzecznie, albo zobaczysz co to znaczy obraza stanu zakonnego. A chyba nie musimy cię zapewniać o sile argentyńskich służek Jezusa?- Ramos uśmiechnął się demonicznie,składając ręce niczym do modlitwy.
   - A gdzie przykazanie miłości bliźniego?! - kwiknął Jose Alfonso.
   - No jak to gdzie? - zdziwił się Ramos. - Przecież ja to tylko z miłości robię, chcę cię uchronić przed grzechem, synu.
   - Niewybaczalne - zabulgotał jeszcze świrolog, ale zaraz potem posłusznie potruchtał za Sergiem  i nowicjuszkami w stronę tajemniczego światła.

    Tymczasem Iker wziął Palomę na ręce i zaniósł na trawiasty brzeg niewielkiego strumyka, toczącego swe wody pomiędzy drzewami i krzewami. W jednym miejscu ów brzeg był na tyle szeroki, by tworzyc coś w rodzaju łączki, porośniętej miękką trawą i jakimiś kwiatkami, białymi, żółtymi i błękitnymi. Tam właśnie Casillas posadził dziewczynę, po czym natychmiast pożałował, że nie jest malarzem. Paloma w kwieciu wyglądała niczym jakaś nimfa, albo driada, w pełni godna uwiecznienia pędzlem najlepszego artysty.
Po chwili dotarło do niego, że gapi się na konserwatorkę jak cielę na malowane wrota, wzrokiem z całą pewnością nie przystojącym zakonnicy, więc odwrócił czym prędzej twarz.
    - Em, tego... to ja obejrzę tę twoją nogę - rzekł, przyglądając się swoim paznokciom.
   - Czy moja fizyczność siostrę przygnębia? - zapytała Paloma, prosto z mostu.
   - Mnie? A dlaczego?
   - Bo siostra jak coś do mnie mówi, to nie patrzy. Mam coś na twarzy? Zajad? Bo czasem jak mi taki skur...kowaniec wyskoczy...
   - Nie, nie masz.. wręcz, no, przeciwnie - rzekł Iker, czując, że uszy zaczynają mu płonąć zapowiedzią rumieńca.
   - Naprawdę? - Paloma drążyła temat. - To czemu siostra odwraca wzrok?

    Iker czym prędzej zdjął jej but i zaczął oglądać stopę. Istotnie, między wielkim palcem, a jego mniejszym sąsiadem tkwił paskudny kolec. Usunął go, jak najdelikatniej potrafił, a gdy podniósł głowę, napotkał bursztynowe oczy Palomy, wpatrzone w niego.
    - Nie bolało? - rumieniec zaczął się wylewać na policzki Casillasa.
   - Ani trochę - odparła dziewczyna. - Siostra jest bardzo delikatna.
Przez chwilę Iker nie wiedział co powiedzieć.
   - To bardzo przyjemne, co siostra robi - zamruczała Paloma, uśmiechając się jak sfinks.
Bramkarz spojrzał na swoje dłonie i uświadomił sobie, że wciąż trzymają stopę dziewczyny, a jeden z jego kciuków gładzi jej podeszwę delikatnym, okrężnym ruchem.
   - Ja, eee, jaaa... - cofnął zdradzieckie ręce.
   - Siostra co? - zapytała Paloma, przysuwając swoją twarz do jego twarzy. - A może powinnam powiedzieć: Santo?
W czaszce Ikera huczało jedno słowo: demaskacja! Co robić? Co robić?
Uciekać?
Wypierać się?
   - Mylisz mnie z kimś, dziecko - rzekł drżącym głosem.
Pokręciła głową, śmiejąc się.
   - Nie Iker, ciebie się nie da pomylić - powiedziała. - Poza tym już się wcześniej widzieliśmy.
   - Tak? - spytał głupio, a emocje szalały w nim jak pożar w fabryce fajerwerków.
   - Kilka lat temu, kiedy byłam chudą nastolatką z bardzo chorymi nerkami. Odwiedzaliście wtedy klinikę w Madrycie. Wielki Iker Casillas odwiedził bandę chorych dzieciaków i okazał się fajnym facetem, a nie nadętą gwiazdą. Zostałeś wtedy moim idolem! - roześmiała się.
    Z zakamarków umysłu Ikera wychynęło nagle wspomnienie, zrazu zatarte i niepewne, potem ostre i wyraźne. Wielkie bursztynowe oczy, patrzące smutno ze szpitalnego łóżka pod oknem...
   - Miałaś aparat na zęby i zaplatałaś włosy w mnóstwo warkoczyków! - wykrzyknął radośnie. - I rysowałaś wszystkim portrety, mnie też, ja ten portret wciąż mam, wisi u mnie w sypia... - uświadomił sobie, co powiedział. - O rany. No to się wysypałem.
   - Nie bój się Santo - rzekła Paloma pieszczotliwie. - Przecież cię nie wydam.
Pocałowała go delikatnie w usta i więcej Ikerowi nie było trzeba. Chwycił ją w objęcia i jął namiętnie oddawać pocałunki. .

    W gabinecie doktora Hu, Xabi modlił się intensywnie o zmiłowanie Pańskie. Ekscentryczny doktorek , powiewając połami rozpiętego szlafroka, zaprosił go na kozetkę. Ponieważ jednak nic w ty dziwnym domu nie wyglądało normalnie, z gospodarzem włącznie, kozetka miała kolor intensywnej czerwieni i kształt namiętnych ust. Z lekkim wahaniem Xabi opadł na ów mebel, czekając na to, co nastąpi dalej.
   - A więc, cóż to się siostrze stało? - zapytał doktor. Na jego pociągłej twarzy odmalowała się ciekawość, podkreślona jeszcze uniesieniem zamaszystych, ciemnych brwi.
   - Spadłam z urwiska - odparł zwięźle Xabier. - Boli mnie głowa, łokieć i staw skokowy.
   - Zechce się siostra - doktor uśmiechnął się szeroko. - Rozebrać.
   - Wykluczone - rzekł Xabi. -
   - A to dlaczegóż? Przed lekarzem nie ma wstydu!
Xabiemu w sukurs przyszła Anna.
   - Siostra Xabieria złożyła śluby czystości - rzekła  z pełną powagą. - Nie wolno jej pokazywać swego ciała żadnemu mężczyźnie. Może najwyżej zdjąć welon i podkasać habit.
doktor Hu westchnął.
   - Niech zdejmuje.
Obejrzał uważnie i obmacał delikatnie głowę piłkarza.
   - Cała - zakomunikował. - Zalecam odpoczynek dzisiaj i jutro, na wypadek wstrząsu mózgu. Wie siostra, żadnych ciężkich modłów. I jeść dużo bananów, banany są dobre!
    Potem obejrzał łokieć Xabiego, pomachał nieco jego ręką, orzekł, że to niegroźne stłuczenie, wreszcie przeszedł do kostki, skromnie wystawionej spod habitu.
   - Ładne ma siostra futerko na łydkach - zauważył. - Pierwszy raz widzę kobitkę z takimi chaszczami.
   - Niech się pan skoncentruje na mojej kostce - warknął Xabi.
   - Siostra Xabieria jest bardzo czuła na punkcie swej cnoty - wyjaśniła Anna.
   - Sorry, nie lubię futrzaczków, cnota siostry jest niezagrożona - odparł nonszalancko doktor, obmacując kostkę. - Na moje oko tylko skręcona. Zimne kompresy, mało ruchu i będzie w porządku. A na razie dam zastrzyk przeciwbólowy.
   - Zastrzyk? W co mianowicie? - zaniepokoił się Xabi.
   - W siostry świątobliwe zawzięcie- wyjaśnił doktor.
Alonso i Anna spojrzeli na siebie.
   - Poproszę koc - zażądała nowicjuszka. - Muszę siostrę przykryć. Śluby, rozumie pan.
Doktor wywrócił oczyma, ale koc dał, po czym jął szperać w szafkach i szufladach. Tymczasem Xabi podciągnął habit, spuścił nieco majtki, a spłoniona Anna owinęła kocem górne rejony jego nóg.
   - No dobrze - doktor wyprostował się, dzierżąc w dłoni strzykawkę jednorazową, wypełnioną bezbarwną cieczą. - Allons-y!
   - Alonso - poprawił odruchowo piłkarz, po czym ugryzł się w język.
____________________________________________________________________________
Witajcie!
Jak już zdążyłyście zauważyć(a niektóre nawet bezlitośnie nam wypomnieć) mamy epicką obsuwę.
Nie wyrobiłyśmy się w weekend, ani po weekendzie a dzisiejsza publikacja również była mocno zagrożona. Powód? Choroba.
Jeśli jedna choruje to druga, nie ma obowiązku przejmować jej roboty bo działamy w systemie parowym. Każdy rozdział piszemy wspólnie a oprócz Siostrzyczek, każda z nas ma także swoje projekty i opóźnienia. Mamy nadzieję, że się nie gniewacie i nas jednak zrozumiecie. 

I jeszcze przypomnienie. Żadnych Liebster Awards i tego drugiego plebiscytu pod rozdziałami, jeśli ktoś naprawdę czuje potrzebę nominowania nas(chociaż nie mamy czasu się w to bawić) to można wrzucić to do zakładki SPAM!
Dziękujemy za uwagę!

                                                                                Pozdrawiamy serdecznie
                                                                                               Fiolka&Martina ;)


piątek, 19 lipca 2013

Ogłoszenia Parafialne!

                                           Szanowne czytelniczki! 

Zwracamy się do Was z ogromną prośbą, abyście nie wysyłały nam nominacji do Liebster Awards i tej nowej zabawy Versatile Blogger. Jesteśmy Wam ogromnie wdzięczne za uznanie, oraz za to że tak licznie nas czytacie.
Jeśli chcecie się czegoś o nas dowiedzieć, to zapraszam do zakładki wywiader. Co prawda posiada ją tylko Fiolka, ale śmiało możecie zapytać o nas obie. :)

Postanowiłyśmy także przenieść dzień publikacji Siostrzyczek z piątku na poniedziałek. Zmiany są spowodowane okresem wakacyjnym i co tu dużo mówić, intensywnymi spotkaniami na łonie rodziny i przyjaciół. Innymi słowy obowiązki towarzyskie trzeba odbębnić w weekend.
Mamy nadzieję, że wykażecie szeroko pojęte zrozumienie! :)

                                                             Kłaniamy się nisko Fiolka&Martina :)

PS. Na pocieszenie powiemy, że szykuje się sequel Siostrzyczek ! :D

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 12

Nie jest łatwo być uwodzicielem, gdy jest się zakonnicą. Xabi przekonał się o tym nader boleśnie. Kiedy Anna zaczęła drżeć jak liść w jego ramionach, a jej różane usta rozchyliły się, szepcząc:
- Och Xabier... Najdroższy...
Rudobrody poczuł się wtedy jakby ktoś mu przypiął skrzydła do ramion i wsadził na Pegaza.
I wtedy właśnie, gdy sycił się niczym nektarem tymi słowami, padającymi z najukochańszych usteczek, za nimi, niczym wystrzał, czy wręcz grom z jasnego nieba rozległ się głos Eufrozyny.
- A cóż wy tu moje drogie robicie? - zapytała podejrzliwie.
Anna i Xabi zamarli jak żywy obraz, on nachylony nad nią.
- Bo my... bo ja... eeee... - Alonso szukał rozpaczliwie jakiejś wymówki.
- Paproszek! - wykrzyknęła Anna. - Wpadł mi do oka!
- Tak, tak, Anna wyjmowała tom z górnej półki i rozumie siostra... - podchwycił Xabi.
- A siostra Xabieria była tak miła, że mi zechciała ten paproszek wyjąć - dokończyła Anna.
- Doprawdy? - głos Eufrozyny był cierpki niczym ocet.
- Tak właśnie było - przyświadczyła gorliwie Anna.
- No cóż, moje oczy nie są już takie jak kiedyś - stwierdziła Eufrozyna. - Wydawało mi się, że widziałam coś zupełnie innego. Najwyraźniej się pomyliłam.
Anna uświadomiła sobie, że wciąż znajduje się w ramionach Xabiera i czym prędzej się z nich wyrwała.
- Znajdź mi dziecko ten tom o ziołolecznictwie - zażądała Eufrozyna. - Muszę coś sprawdzić.
Podała Annie tytuł i autora. Nowizcjuszka błyskawicznie przyniosła żądane dzieło i podała z dygnięciem szpitalniczce. Ta podziękowała i łypiąc podejrzliwie na siostrę Xabierię i zarumienioną nowicjuszkę, wyszła.
Xabi, rzecz jasna, chciał powrócić do przerwanej czynności, ale Anna zaprotestowała.
- Nie możemy - rzekła stanowczo. - Nie chcę być twoją zgubą.
- Ale Anno... ja cię kocham!
- Jeśli mnie dotkniesz - rzekła drżącym głosem, a oczy jej się szkliły - to zacznę krzyczeć!
Xabiemu opadły ręce.
Do końca dnia zarówno Iker jak i Xabi snuli się z frustracją i nieszczęściem wypisanym na twarzach.
Kolację zjedli w milczeniu w odróżnieniu od Ronalda i Gutiego, którzy dyskutowali o czymś z ożywnieniem. Wzbudziło to podejrzenia i tak już czegoś domyślającej się Eufrozynie.
Lustrowała ich przymrużonymi oczami niczym inkwizycja i urząd skarbowy w jednym.
Po kolacji i wieczornym różańcu, Guti poszedł do mieszkania, które wcześniej zajmował ojciec Laurenty, natomiast fałszywe siostrzyczki udały się do swojego skrzydła klasztornego.
Ramos, Pepe, Iker i Xabi leżeli już w łóżkach gdy drzwi do pomieszczenia otworzyły się z hukiem a w progu stanął nie kto inny jak Guti. Miał na sobie dresowe spodnie, koszulkę Realu w rękach zaś trzymał dwie wypakowane siaty.
- Siema prostaki!- uśmiechnął się szeroko.- Myśleliście, że zjecie kolacyjkę, siusiu paciorek i lulu? Wujek Guti przybył rozkręcić imprezkę!- wypakował siaty wyciągając z nich sześć połóweki czystej.
- Ja pierdole.- Pepe schował głowę pod kołdrę.- Rano nie wstaniemy i mniszki znowu nabiorą podejrzeń.
- Nie labidź.- Ramos nabrał ochoty na pijaństwo. - Dzisiaj mieliśmy cieżki dzień.
- Kto miał ten miał...- mruknął rozeźlony Xabi.
- Będziemy się teraz kłócić kto przeżył gorszą traumę?- zapytał Ramos. - Wam nikt nie kazał stać na czatach, gdy Guti posuwał Emmanuellę w szopie.
Ikera i Xabiego wcięło.
- Napijmy się!- Iker sięgnął po flaszkę.
Wytrzaskał ją "po pysku", stuknął łokciem o dno a potem z lubością odkręcił otwierając banderolę.
Pociągnąwszy tęgi łyk podał Brodatemu, który również nie szczędził sobie procentów, następnie kolejka poszła dalej.
Ronaldo już od dobrej godziny siedział w łazience, ale nikogo to nie zdziwiło. Zabrał całe narecze żeli, balsamów i odżywek, więc musowo spędzi tam jeszcze drugie tyle.
Po pół godziny panowie opróżniali drugą połówkę a ci o słabszych głowach byli już lekko zrobieni.
Guti rozwalił się na łóżku w dormitorium siostrzyczek zaciągając się papierosem.
- Miesiąc temu postanowiłem zmienić życie w tym celu pojechałem do Polski.
- Do Polski?! A w czym ci Polska ma pomóc? - Kepler spojrzał na Hiszpana ze znudzeniem.
- Pragnąłem się wyciszyć! Spotkałem nad morzem pewną kobietę i...
- I?- zapiszczał podekscytowany Ronaldo.
- Co i? Zapuściłem nura w jej bimbałki bim bam pim pam...
- Guti prowadź nas do końca twojej światłej myśli. - zaapelował Iker
- Powiedziała mi coś, co zaczęło wywierać wpływ na moje wybory! Laseczka miała 1,60 wzrostu i wyznała mi, że woli bzykać się z siatkarzami bo jak chce im zrobić loda, nie musi klękać! Jaki jest wniosek?!- zapytał z dramatyzmem w głosie.
- Celibat?- zapytał słabo Xabi
- Nie! - parsknął Guti - Bzykaj tylko laski 1,7 wzwyż! - zarechotał obleśnie a Ramos dołączył do niego czkając cały czas.
Guti podszedł tanecznym krokiem do strapionego Ikera.
- Słuchaj Świętoszku mam dla ciebie zajebistą propozycję.
- Czego chcesz?- zapytał podejrzliwie kapitan.
- Może wyjdziemy stąd na nockę i pobawimy tu i tam? W Saragossie na pewno jest jakiś przybytek rozkoszy.
- Nie bywam w takich miejscach.- odpowiedział chłodno Iker
Guti zaśmiał się rubasznie.
- A co wolisz w kącie trzepać prącie?! Przecież cię stać!
- Gutierrez odpierdol się od niego jest zajęty!- warknął rozeźlony Pepe.
- Zajęty to może być sracz a jego przecież ta całaa Krbonarra rzuciła dla szejka z Monaco. Widocznie miał większe kropidło od Ikera.
- On smali chochelki do renowatorki.- do rozmowy włączył się Cris.
- Jak już to cholewki.- poprawił go Ramos
- Aaaaa to zmienia postać rzeczy! Fajna z niej dupeczka, ale skoro Iker ma ją na oku, Brodaty gania za nowicjuszką Anną to ja z miłą chęcią rozgrzeszę Emaniuellę. - Na grzechu smroda najlepsza jest święcona woda! Pim pam!
- Możesz przez kilka dni trzymać węża w ukryciu! To jest klasztor do cholery! - Kepler czuł, że wódka o zawiłej nazwie "Żubrówka czysta de luxe" - nie otumaniła go jeszcze na tyle, żeby nie reagować na pierdolenie eks piłkarza.


Jakiś czas później

- To niezaspokojone pragnienia trzymają nas przy życiu.- rzekł sentencjonalnie Iker wpatrując się w księżyc za oknem.
Rudobrody przypomniał sobie Annę, którą niedawno trzymał w objęciach i właśnie odlatywał we własny świat marzeń, gdy po pomieszczeniu rozniósł się śmiech Ramosa.
- Znaczy co? Jak zjedziesz na ręczny i nakryje cię sprzątaczka z łapą w spodniach, to też niezaspokojone pragnienie? - zapytał nawalony Ramos
Kepler zakrztusił się wódką przyniesioną przez Gutiego a zawartość jego ust wylądowała na twarzy CR7.
- Co robisz? Plujesz na mnie tą taniochą? Zatka mi pory! Będę miał zmarszczki!
- Nie dramatyzuj...to porządna wódeczka!- zakasłal Gutierrez.
-Kurcze co jest grane? Nie narzeka na klasztor, jest szczęśliwy i się śmieje...- Pepe spojrzał na Ikera.
- Jest zadowolony, śmieje się sam do siebie. To może oznaczać tylko jedno.- zauważył Cris, uśmiechając się tajemniczo.
- Ma w planach dupczenie?- zapytał fałszywy eminencja.
- Najarał się?- wypalił Ramos
- Nie taniocho! Jest zakochany!- wykrzyczał Ronaldo
- Ale w kim?- zapytał Xabi
- A skąd ja mam to wiedzieć? Przecież nie jestem wróżbitą Davidem!- jęknął CR7
- Villą?!- zdziwili się koledzy.
- Miłość... - westchnął Xabi. - To potężna siła, nie dziwię się, że porwała także Ikera. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Annę...
W jego stronę posypał się grad brudnych skarpet.
- Zamknij się, tumanie brodaty! - zażądał stanowczo Pepe. - Mam dosyć twojego podniosłego pieprzenia.
- Wszyscy mamy - mruknął Ramos. - W gębie jest mocny, a jednej zakonnicy nie może poderwać.
- On jest romantykiem.- ziewnął Gutierrez- Oni muszą zrobić całą otoczkę, zanim dobiorą się do rajskiego ogrodu rozkoszy.
- Ja bym to dawno zrobił - prychnął Cris. - Jakby zobaczyła mój kaloryferek, od razu by uległa!
Kepler poczuł, że stanowczo potrzebuje kolejnej butelki z kolorowej siatki Gutierreza.
Godzinę później Guti poległ na łóżku Alonsa, tymczasem Cris po opluciu wódką poczuł nagłą potrzebnę powtórnej kąpieli.
- Ostrożnie taniochy, idę z pod prysznica...Aaaaaaaa! - wykrzyknął Cris łapiąc się za stopę.- Uszkodziłeś mi kostkę! Co ty robisz?- darł się na Casillasa, który wypuścił z ręki gitarę, znalezioną gdzieś w przyklasztorenej graciarni. Przez nieuwagę, gdy odnajdywał w zakamarkach umysłu rym, upuścił ją na stopę CR7.
- Pisze piosenkę.- odpowiedział a jego oczy zalśniły natchnieniem.
Cris zmarszczył nos, równocześnie sprawdzając w lusterku, czy krem ze śluzu ślimaka z drobinkami srebra, wchłonął sie wystarczająco. Musiał używać tego smrodu, ale co miał zrobić? Od zmartwień zaczęły robić mu się zmarszczki a ta twarda woda źle wpływała na jego delikatną skórę.
- Piosenkę? Ja wam zaraz zaśpiewam piosenkę!- zrzucił szlafrok stojąc w różowych slipkach, odebrał Ikerowi gitarę i zawyła żałośnie. - Z miłości do Bernabeu... muszę grać z taniochami... Z miłości do Bernabeu... muszę podawać brzydalom... Nienawidzicie mnie... a ja kocham Bernabeu... Z miłości do Bernabeu... jestem w miejscu pełnym pcheł...- zajęczał jak prosiak prowadzony na rzeź.
- Muszę się napić.- Pepe wzniósł oczy do ku sufitowi.
- Ja też...-mruknął Ramos.
Xabi myślal o Annie, nie kontaktując zupełnie a Iker był w ciężkim amoku.
Koło północy fałszywy biskup został odprowadzony do swojej kwatery na parterze skrzydła wschodniego, a fałszywe siostrzyczki, czkając, chichocząc i wzdychając ułożyły się do snu.
Ranek był całkiem zwyczajny, spędzony przez piłkarzy na modlitwie (mszę odprawił wikary z miasteczka), pracy i pilnowaniu, żeby Guti nie zrobił nic głupiego. Xabi zdołał po śniadaniu porozmawiać przez chwilę z Anną, złapawszy wychodzącą z korytarza i zaciągnąwszy w ciemny kąt.
- To co się stało wczoraj, nie może się powtórzyć - oznajmiła stanowczym szeptem. - Ja... ja pójdę się wyspowiadać do Jego Ekscelencji Gutierreza.
- Nie! - Xabi nieomal wrzasnął. - Nie - powtórzył ciszej - nie do Gutierreza!
- Czemu nie? - zdziwiła się Anna.
- Bo on... - Xabi zaciął zęby. - On nie jest biskupem, to były gracz Realu. Tylko nie mów nikomu.
Anna zasłoniła dłonią twarz.
- Niedługo się okaże, że Eufrozyna to Florentino Perez w przebraniu - prychnęła. - Czy wyście poszaleli?
- To nam się wymknęło spod kontroli. Ale to wszystko dla ciebie! - jęknął Xabi.
- Nie! - oznajmiła stanowczo. - Nie mogę.
I uciekła.
Opodal nich, na dziedzińcu, rozgrywała się scena nieco innego rodzaju.
- Siostro Eufrozyno, ma siostra dużo pracy? - Tekla dopadła szpitalniczki z wypiekami na twarzy.
- Nie, akurat nie - odparła Eufrozyna. - Papiery porządkuję.
- A może mi siostra pożyczyć siostrę Cristę? - zapytała ogrodniczka. - Oczywiście o ile siostra Crista się zgodzi. Bo widzi siostra, mszyce mi się panoszą strasznie. Beczkę wyciągu z czosnku mam, ale to jeszcze trzeba przetrzeć i z ziołami przegotować. Emanuella kotła nie dźwignie, a jest mi potrzebna do pikowania siewek, bo siostra Sergia to jak czołg jest...
- Z czsonku, siostra powiada? - Eufrozyna przerwała potok wymowy Tekli. i uśmiechnęła się kątem ust - A to nie mam nic przeciwko.
Cris bardzo się ucieszył, że nie będzie musiał siedzieć znowu w infirmerii, wąchać paskudnych zapachów i patrzeć na tę starą, zasuszoną ropuchę. Ach, praca w ogrodzie! Świeże powietrze! Słońce! Będzie można poprawić blednącą opaleniznę!
Jakże gorzkie było jego rozczarowanie, gdy dowiedział się przy czym ma spędzić cały dzień. Otóż Tekla zaprowadziła jego i Ramosa do szopy, tej samej w której spotkał się swego czasu z Gutim. Na klepisku, stanowiącym podłogę szopy, stał wielki kocioł, na stole pod oknem leżały zaś zioła, podzielone na porcje.
- Tam macie kuchenkę, kochane - Tekla wskazała w kąt pomieszczenia, gdzie znajdowała się sfatygowana i poobijana kuchenka gazowa. - Ziółka już wam podzieliłam, żeby łatwiej było, a wyciąg z czosnku macie w tej beczce koło kompostownika. Chochla gdzieś tu jest, to sobie nalejecie do kotła, potem ziółka i pół godzinki na małym ogniu.
- Z czosnku? - zapytał Ronaldo, z narastającą zgrozą.
- A jak przegotujemy? - Ramos był nastawiony praktycznie.
- To tam macie czystą beczkę przed szopą, postawiłam wam - odparła Tekla. - Ja lecę pikować!
I zostawiła ich samych.
- Ciężko będzie go wypełnić - rzekł smętnie Cris, patrząc na wielki, stalowy garnek.
W półmroku rozbrzmiał poważnie brzmiący głos Ramosa.
- Weź wazelinkę Cris, jak się popieści to się zmieści!
- Głupek - obraził się Ronaldo.
Minęły trzy godziny, a beczka wciąż nie chciała pokazać dna. Tymczasem CR7 mógłby przysiąc, że cały, caluteńki, przesiąkł na wylot zapachem czosnku. Włosy, skóra, ba nawet paznokcie, gorzej, nawet wnętrzności walą mu cholernym czosnkiem.
- Pewnie nawet wątroba mi śmierdzi! - jęknął rozdzierajaco., spoglądając w mętną, bulgocącą ciecz w garnku.
- A kto będzie twoją wątrobę wąchał? - zdziwił się Ramos. - Do ludożerców się wybierasz? Syp te zioła.
Cris westchnął tak, że aż na powierzchni wywaru zrobiły się fale.
Jakieś pół godziny później do szopy wpadła niczym bomba Bernarda Solari, jedna z nowicjuszek.
- Wszyscy na dziedziniec , przed kościół, zaginęło dziecko! - wrzasnęła ile sił w płucach, a na jej pucołowatej twarzy malowało się głębokie przejęcie.
- Alleluja! - zakrzyknął Cris, widząc w tym uwolnienie od czosnku. - To znaczy, o mój Boże! Co za straszna nowina!
Na dziedzińcu były już wszystkie siostrzyczki, nowicjuszki, jak również ziewający niemiłosiernie biskup Guti, oraz Paloma, z pędzlem w dłoni. Wszyscy oni wpatrywali się w młodego policjanta w mundurze, jednego z trzech stróżów prawa w miasteczku.
- Zaginęła sześcioletnia dziewczynka, Dulce Porras - mówił z namaszczeniem. - Miała jej pilnować starsza siostra, ale zagadała się z Pedrem od piekarza no i mała wyszła z domu. Widziano ją, jak szła na wzgórza, o tam - machnął ręką.
- Dlaczego nikt jej nie zawrócił? - zirytowała się matka Germana.
Policjant westchnął.
- Bo ten co ją widział, był idiotą - wyjaśnił zgryźliwie. - Jakiś turysta, psia mać, zresztą już pojechał w diabły... przepraszam - mruknął, skarcony spojrzeniem Eufrozyny. - W każdym razie nie mamy ludzi do szukania i komendant prosi o pomoc. Ludzie z miasteczka tam się boją chodzić, bo tam straszy.
- Straszy, czy nie, trzeba Dulce poszukać - rzekł stanowczo Iker, zmarszczywszy brew. - Matko, jeśli matka pozwoli, zabrałabym moje towarzyszki i nowicjuszki i przetrząśniemy tamten teren.
- Ja też pójdę - rzekł Guti. - Tak nawiasem mówiąc, co tak śmierdzi?
- Ja też - Paloma pomachała pędzlem.
- Jak ty idziesz, to ja też! - wrzasnęło coś zza muru, głosem psychiatry Jose Alfonsa. - Nie zostawię cię samej z tymi dziwolągami!
Iker zacisnął zęby. Gdyby miał wolną chwilę, chętnie by z tym idiotą porozmawiał... tak po męsku, ale miał akurat ważniejsze sprawy na głowie.
Casillas podzielił ochotników na kilka grup, sam biorąc ze sobą Palomę, nowicjuszkę Marię Sanz, Ramosa i upierdliwego Jose Alfonsa de Leona.
Wszyscy zaopatrzyli się w latarki i ciepłe okrycia a porozumiewali się za pomocą telefonów komórkowych, które otrzymali dowódcy grupy.
Grupa Ikera zaczęła przeszukiwać las obrastający wschodnie zbocze wzgórza. Maria Sanz dreptała jak najbliżej Ikera, Paloma szła zaraz obok niej za nią świrolog, natomiast pochód zamykał Ramos.
- Tu straszy...- jęknęła nowicjuszka żegnając się raz po raz.
- A co takiego straszy?- zapytał Iker.
- Duch jednego z władców Asturii, którego podstępnie zabił książę Aragonii a potem zakopał zwłoki w tym lesie. - odpowiedziała Paloma.- Na szczęście jes to tylko bujda światło ćmiąca ale wiesz...tzn wie siostra jak to jest w małych miasteczkach. Ludzie uwierzą nawet w ufo w szczerym polu. - spojrzała na Casillasa a jemu zrobiło się gorąco.
"Zaginęło dziecko a ty myślisz, żeby zgubić resztę i zniknąć z Palomą w gąszczu leśnym"
- Patrzcie tam coś się świeci!- Ramos wskazał ręką przed siebie.
Grupa bez szemrania ruszyła przed siebie ku źródłu tajemniczego światła.

Tymczasem grupa Xabiego przeszukiwała jeden z krańców wzgórza a właściwie jego najbardziej stromą stronę.
Oprócz Brodatego w ekspedycji uczestniczył Cris, Bernarda Solari, Anna i Pepita Romero.
- Już zmierzcha i nic tutaj nie zobaczymy.- stęknęła Bernarda wchodząc pod górkę i ziejąc niczym lokomotywa parowa. - W dodatku cały czas czuję zapach czosnku a jestem na niego uczulona.
Ronaldo wbił w pulchną nowicjuszkę wrogie spojrzenie.
- Jesteś wampirem, że boisz się czosnku?- zapytał zjadliwie na co Bernarda odpowiedziała mu hardo i bezczelnie.
- Nie jestem, ale smród niemytego ciała i przetrawionego czosnku potrafi odstraszyć nawet skunksa!
- Tusza jak u hipopotama również!
- Ro..Siostro Cristo!- upomniał go Xabi- Proszę zająć się przeszukiwaniem terenu a ty Bernardo nie prowokuj jej.
Anna i chuderlawa Pepita zachichotały ubawione tą przepychanką a Xabi poczuł nagły przypływ załamania nerwowego.
Właśnie podchodzili do wzniesienia, gdy Brodaty zaczepił sandałem o wystający korzeń i runął w dół turlając się niczym wielki głaz.
Anna, Papita i Bernarda krzyknęły ze zgrozą a Ronaldo poczał gonić toczacego się Alonsa.
- Jezu Chryste to klątwa! To klątwa Jonasza!- płakała Anna.
Gdy dobiegły do Ronalda ujrzały Xabiego leżącego niczym zmarły z poobijaną twarzą, ręką pod dziwnym kątem i przekrzywionym welonem.
Ronaldo próbował go cucić, natomiast łkająca Anna złapała go za dłoń szepcząc formułki modlitw.
- Xabi, Xabiiierio!- klepał go po twarzy.- Obudź się! Umarłeeaaaś?- jęknął CR7
Xabi otworzył oczy patrząc to na zapłakaną Annę to na Ronalda w końcu jego wzrok spoczął na gwiazdach.
- Umarłem!- wyszeptał a potem zemdlał.
- Zabiłam go!- zawyła Anna.
- Go?!- zapytały unisono Pepita i Bernarda
- Ją.- odpowiedział mechanicznie Cris- Anna jest w szoku.
- Zabiłaaaaaaaaaam.- płakała tuląc się do chłodnej dłoni Alonsa.
- Nie zabiłaś!- Cris poklepał ją po ramieniu. - To był wypadek a poza tym Xabieria będzie żyła, ale musimy zanieść ją do tego dworu za wzgórzem.
- Tam straszy!- Bernarda jęła się żegnać.
- Straszy, czy nie straszy musi go zobaczyć lekarz a podobno jakiś tam przyjmuje.
- Doctor Hu, ale on jest obłąkany! To potwór!- odpowiedziała Pepita. - Porywa ludzi i robi na nich nielegalne i nieetyczne eksperymenty!
______________________________________________________________________
I znowu mamy obsuwę... No nic życzymy Wam miłego czytania :)
Haha musiałyśmy dodać ten obrazek :D
             Pozdrawiamy Fiolka& Martina :)

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 11


 
     Gutierrez popatrzył na spłonionego Casillasa z politowaniem, gdyż jako wytrawny uwodziciel wiedział jakie to uczulenie ma kapitan Los Blancos.
    -  Wobec tego zapraszam ze sobą siostrę Cristinę!- uśmiechnął się szeroko, biorąc CR7 pod rękę. -   Uwielbiam kwiaty, szczególnie róże.
    - Cristę.- poprawił go mechanicznie Cris.
    - No tak, nasz argentyńską różę siostrę Krysię No to ruszajmy, może dzwon jeszcze raz coś zagra? Macie tu jakiegoś didżeja?
   - Kogo?- zapytała oszołomiona matka.
Ta Argentyna to jakiś dziwny kraj, najpierw te muskularne zakonnice, teraz dziwny nuncjusz.
   - No organistę! Pokaże mu kilka bitów, to sobie pośpiewamy na mszy. - zachichotał Guti prowadząc Ronaldo i matkę przełożoną w stronę ogrodów.

    Tymczasem w Ikerze wrzało, lubieżny wzrok Gutierreza kierowany w stronę Palomy, obudził w bramkarzu dawno uśpione pokłady zazdrości.
Jako człowiek na wskroś uczciwy i prostolinijny, nigdy nie zazdrościł innym ani dóbr materialnych ani sławy czy lepszych wyników na boisku. Kochał to co robi i starał się żyć w zgodzie ze sobą a wtedy inni ludzie nie mieli podstaw do czepiania się.
    Hiszpania kochała go właśnie za to, jakim dobrym był człowiekiem, ale w ostatnim sezonie stracił trochę na popularności. Twórczynią jego złego PR-u była jego eks narzeczona-Sara Carbonero.
Narobiła mu koło ogona i to oraz jeden łóżkowy fakt, zaważyło na tym, że nie stała się panią Casillasową.
Doszedł w swoim życiu do rozdroża na którym musiał zadecydować czy dać się porwać namiętności i tracić w oczach innych, czy być samotnym i żyć w zgodzie ze sobą i swoimi przekonaniami. Wybrał to drugie i do tej pory nie doskwierała mu samotność.
    Aż do momentu w którym poznał Palomę a wraz z nią całą gamę przeróżnych odczuć. Od subtelnego zauroczenia, gdy przyglądał się jej pracy renowatorskiej, po zazdrość, która targała nim gdy Jose Alfonso próbował ją przymusić do opuszczenia klasztoru. Wtedy tłumaczył to sobie tym, że nigdy nie tolerował przemocy i brutalności wobec kobiet, ale Guti nie zrobił nic czym mógłby go rozsierdzić. Znał Gutierreza od wielu lat i wiedział, że poderwie wszystko co ma puls i nie ucieka z krzykiem na drzewo.
Jak można być zazdrosnym o faceta, który flirtuje ze starymi zakonnicami?
Można i to bardzo.

   - Siostro Ikerio, co siostrzyczka myśli o twarzy Jerzego?- z zamyślenia wyrwał Ikera dźwięczny głos Palomy.
Podniósł głową do góry wpatrując się w twarz rzeczonego świętego i to co zobaczył wprawiło go w osłupienie.
Jerzy miał jego twarz.
   - Eeeee bardzo ładna, ale widziałam już tę twarz.- zająłał się Iker
Paloma uśmiechnęła się szeroko, zeskakując z drabiny. Spojrzała Casillasowi prosto w oczy a on miał wrażenie ze czyta jego myśli jak otwartą księgę.
   - Interesuje się siostra sportem?
   - Ja?- zapytał.
   - Siostra. Skoro siostra się interesuje, to może znać tę osobę. To Iker Casillas szerzej znany jako El Santo.
   - Coś mi się obiło o uszy. - Iker czuł, że robi się czerwony jak piwonia i zaraz zdradzi się drżeniem głosu albo czymś innym.
  - To najwspanialszy i najprzystojnieszy człowiek na ziemi a przy tym fenomenalny bramkarz.- spojrzała na niego tak, że zrobiło mu się słabo z wrażenia.  Zacisnął dłonie w pięść, żeby czasem nie zdradziły go i nie objęły Palomy.
Zaraz mi...- jęknął w myślach.
  - To musi być w istocie wspaniały człowiek.- szepnął przymykając powieki.
  - Jest i gdybym nie siedziała na tym zadupiu na pewno spróbowałabym go poznać
      Jezu Chryste zaraz odlecę z wrażenia. - Casillas był bliski wsadzenia wrzącej głowy do najbliższej kropielnicy.
  - Eeee... yyymmm... - pospiesznie usiłował zebrać myśli. - Jestem pewna, że pan Casillas jest w tej chwili bardzo zajęty. W zasadzie to ja też... Muszę jakby iść.
  - Tak? - Paloma rzuciła mu spojrzenie spod rzęs. Poczuł lekki zapach, bijący od niej, coś jakby kwiaty, więc cofnął się, bo gdyby tego nie zrobił, to ani chybi zacząłby ją całować.
  - Tak. Przypomniało mi się, eee, że zostawiłam chyba w dormitorium żelazko. Na gazie i pewnie się już wygotowała woda!
 To rzekłszy odwrócił się na pięcie i uciekł z kościoła. Pierwszy raz w swoim życiu tak po prostu uciekł.

      Tymczasem fałszywy biskup oglądał z dobrze udanym zainteresowaniem klasztorne ogrody, podziwiając skrzętnie wszystkie zagonki pietruszki, marchewki i co tam mu jeszcze pokazywała siostra Tekla. Matka przełożona została odprowadzona przez siostrę Carmelę do klasztoru, bowiem, jak stwierdziła, oszałamiająca osobowość księdza biskupa nieco ją przytłoczyła.
Bystrym oczom Gutierreza nie uszły bynajmniej spojrzenia, jakimi Emanuella obrzucała Ramosa. Wkopywał dzisiaj paliki dla groszku i gdyby mógł, czołgałby się w międzyrzędziach, żeby schować się przed napaloną nowicjuszką, która co chwilę podnosiła głowę znad opiełanej grządki i patrzyła na niego wzrokiem pełnym nieukrywanej żądzy. Wszystko to Guti skrzętnie odnotował, jak również i to, że Emanuella była dziewczęciem niezwykle zgrabnym i w pewnych rejonach bujnie rozwiniętym.
   - A to, widzi Ekscelencja, jest kompostownik. Bardzo przydatna rzecz, żadne resztki nam się nie marnują - zachwalała Tekla. - Tylko jakieś łobuzy mi tu w nocy grasowały i narobiły bałaganu. Dawno mówiłam matce, że powinnyśmy kupić ze dwa duże psy!
   - Ach, kompostownik - Guti wzdrygnął się na wspomnienie smrodu, który zmywał z siebie aż do rana. - Może trzeba by go czymś przykryć?
  - Wie Ekscelencja, to niegłupi pomysł - zastanowiła się Tekla. - Jakby tak drewnianą klapę zrobić?
  - No to nie ma na co czekać! - Guti wyrzucił teatralnie ręce w górę. - A jeśli te łobuzy wrócą w nocy?

  - Trzeba zadzwonić do miasteczka, do cieśli Sancheza - Tekla wsunęła jeden palec pod kornet i podrapała się po głowie. - Ale jak nie będzie wolny?
  - Na pewno będzie, siostra mu powie, że jak przyjdzie dzisiaj, to dopłacę ekstra - nalegał fałszywy biskup.
  - Ależ Ekscelencja jest szczodrobliwy! - ucieszyła się  zakonnica. - To lecę dzwonić!
    Kiedy znikła za murem, Ramos wyłonił się z groszku. Najpierw ostrożnie zlustrował teren, upewniając się, że Emanuella znajduje się na drugim końcu ogrodu, potem ostrożnie wyplątał się z grochowin i podszedł do Gutiego.
  - Ty, a co ty, kurde, kombinujesz? - zapytał półgłosem. - Do czego ci ta klapa?
Guti wywrócił oczyma.
  - Nie o klapę mi chodzi, chciałem się pozbyć tej starej - wytłumaczył.
  - Ale po co?
  - Żeby pogadać z młodą, co się tak na ciebie gapi.
Sergio złapał się za głowę.
  - Ty uważaj, ona jest strasznie napalona! Lata za mną i myśli, że jest lesbijką, bo ją kręcę! Jeszcze się i na ciebie rzuci!
  - Strasznie się tego boję - zachichotał Guti. - Będziesz stał na świecy. Jakby ktoś szedł to zacznij śpiewać, byle głośno!
Poprawił sutannę i podszedł do pielącej nowicjuszki.
  - Moje dziecko, musimy porozmawiać - rzekł surowo.
Emanuella spłoszyła się tak, że niemal wpadła głową naprzód w pietruszkę.
  - Ale o czym, Escelencjo?
- O twoich grzechach - Guti nachylił się ku nowicjuszce. - Myślisz, że nie widzę, jak spoglądasz na siostrę Sergię?
Dziewczyna przeżegnała się, po czym padła na kolana.
 - Ekscelencja wybaczy, ja wiem, że to grzech! I to grzech sodomski! Ja nie chciałam do klasztoru, ja się tu nie nadaję, ja wolę dyskoteki, ale matka mnie zmusiła!
Brwi Gutiego uniosły się wysoko.
  - Dyskoteki? Pim pam pim pam! - zanucił.- Ale nie martw się dziecko, nie popełniasz grzechu sodomskiego.
  - Nie? -  zdziwiła się Emanuella. Ten biskup wydawał się jej całkiem fajny, a w dodatku był bardzo przystojny.
   - Nie - rzekł Guti uroczyście. - Chodź ze mną na stronę, a cię pobłogosławię mym kropidłem i wszystko zrozumiesz.
Dziewczyna podniosła się z klęczek i posłusznie podreptała za Gutim do szopy.

    Ramos niechętnie stanął na czatach a po chwili z wnętrza szopy poczęły dobywać się charakterystyczne dźwięki.
Gutierrez w ciemności widział równie dobrze jak w świetle, toteż w nieoświetlonej szopie, od razu odnalazł starą pralkę na której chciał wykonać święcenia.
Uśmiechnął się lubieżnie, odpinając guziczki biskupiej sutanny po chwili stał przed grzeczną Emanuellą w samych spodniach i podkoszulku na ramiączkach.
   - To do dzieła!- podszedł do dziewczyny, zadzierając jej spódnicę do góry i zsuwając majtki. Emanuella wcale nie wyglądała na zszokowaną, pośpiesznie dobrała się do rozporka fałszywego biskupa wyciągając z niego... kropidło którym miała zostać uleczona. Bez zbędnych ceregieli Guti podsadził nowicjuszkę na pralkę, sam zaś ułożył się między jej nogami rozpoczynając harce.
  - Oaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaach ojcze...- krzyknęła ekstatycznie gdy przeszyła ją pierwsza fala rozkoszy. Czuła go całą sobą a za każdym pchnięciem miała wrażenie, że z radości uleci do nieba. Jeżeli tak miała wyglądać jej pokuta, to ona może zostać nawet matką przełożoną.
  - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaach- jęknęła gdy Guti przyśpieszył.
  - Szybciej maleńka...pim pam...polecimy w stronę gwiazd.- zanucił piłkarz.

    Ramos próbował ignorować dźwięki dochodzące od strony szopy, ale ta idiotka darła się jak zarzynana świnia.
Zaraz zlecą się tutaj mniszki i dopiero będzie draka. Z jednej strony był wdzięczny koledze, ze uwolni go od tej napalonej lafiryndy, ale z drugiej naraża ich na demaskację i to mówiąc dość oględnie bardzo nieelegancką.
  - Aj jajjjjjjjjjjj mocniej, szybciej ojcze...- jęczało
  - Jeszcze szybciej maleńka?- chichotał Guti
Ramos niecierpliwie uklepywał trawę pod stopami i z przerażeniem patrzył w stronę ścieżki na której pojawiła się siostra Tekla w towarzystwie Domitylli i Keplera.
  - Ojczeeeeeeeeeeeeeeee- jęczało zza drzwi.
Nie namyślając się za wiele Ramos poczał śpiewać głośno i fałszująco.
  - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaabbba Ojcze... Abaaaaaaaaaaaaaaa Ojcze...- darł się patrząc na Pepe który pukał się w czoło zezując na kumpla.
  - Co ty odpierdalasz?- szepnął bezgłośnie.
  - Wyzwolileś nas z kajdan Ablaaaaaaaaaaaaaaaaaa
  - Ojczeeeeeeeeeeeeeee- jęczało z szopy
  - Ojjjjczeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee Abbbbbbbbbbbbbbbbbbbbbaaaaaaaaaaaaaaaaaa
  - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa dochodzę!
  - Dochodzęeeeeeeeeeeee do rozstaju dróg gdzie czeka na mnie...- Ramos darł się coraz głośniej a mniszki patrzyły na niego jak na kosmitę.
  - Achhhhhh to cudowne...bierz mnie
  - Bierz mnie za ręce...Ojcze i nie mów mi, że nie możesz więcej...
  - Aaaaaaaaaaaaaa- jęknęła w ostatnim tchnieniu nowicjuszka.
  - Aaaaaaaaaaaamen!- zakończył fałszując Sergio.

   - Siostrę coś boli, że tak wrzeszczy? - zapytała podejrzliwie Domitylla.
   - Ja nie wrzeszczę, ja śpiewam! - obraził się Ramos.
   - Dobrze wiedzieć - mruknęła Tekla. - Niech siostra może więcej nie śpiewa, bo mi rośliny powiędną.
Ruszyła w stronę szopy, ale zanim zdążyła otworzyć drzwi, Sergio rzucił się na nie, tarasując drogę własnym ciałem.
  - Czego siostra tam szuka? - zapytał.
  - Skrzynkę chciałam dać, bo siostra Domitylla chce pomidorów - zdziwiła się Tekla.
  - Spaghetti będzie - wyjaśniła Domitylla.
  - To ja dam - rzekł Ramos. Uchylił drzwi, pogrzebał za nimi ręką na oślep. - Au, pokrzywy!
  - A, bo ścięłam trochę, na nawóz - rzekła spokojnie Tekla.
Ramos macał dalej, znajdując kolejno jakieś garnki, łopatkę i damskie majteczki, które zaraz wyrwano mu z ręki. Wreszcie natrafił dłonią na poszukiwany przedmiot.
  - A jest! - ucieszył się. Wywlókł, nie bez wysiłku, skrzynkę przez szparę i podał Tekli.
  - Ja wam pokażę, które najdojrzalsze - rzekła zakonnica, kiwając na Domityllę dłonią. Wkrótce znikły obie za szopą, Pepe jednak został z tyłu, chcąc poznać powody dziwnych machinacji Ramosa.
Ten zaś otworzył drzwi szopy na oścież.
  - Wyłaźcie! - syknął.
    Pierwsza wyszła Emanuella, z włosami w nieładzie, malinowymi wypiekami na policzkach i z błogim wyrazem twarzy, za nią zaś wytoczył się niezwykle zadowolony Guti.
  - No, idź sarenko i nie grzesz więcej - rzekł, żegnając nowicjuszkę klepnięciem w tyłek. Uciekła, chichocząc między grządki.
  - Guti, czyś ty oszalał? - wysyczał Kepler. - Przeleciałeś ją?! To nowicjuszka, idioto!
  - Nowicjuszka? - Guti dopiął ostatni guzik sutanny. - To zależy w czym, Pepe, to zależy w czym! Ale szepnę matce przełożonej, że dziewczyna nie nadaje się do zakonu. Szkoda, żeby taka ognista dupeczka tu próchniała!
Pepe zaklął soczyście, pogroził Gutierrezowi pięścią, po czym zakasał habit i popędził w pomidory, wołany przez zniecierpliwioną Domityllę.

   Biblioteka, ze swoim kurzem i zapachem książek, zaczęła już drażnić Alonsa. A najbardziej drażniła go ta cała sytuacja, jakże obca jego męskiej, zdobywczej naturze. Anna wciąż mu się wymykała i chowała się po kątach, chociaż wiedział i czuł to wyraźnie, że pragnęła go, tak samo, jak on jej. To była miłość, miłość odwzajemniona i on to wiedział. Spojrzał na podklejaną właśnie stronicę w żywotach jakiegoś świętego, o którym nigdy dotąd nie słyszał.
  - Szlag! - zaklął. Gdzieś na drugim końcu biblioteki coś upadło. Anna. Jego piękna, cudowna, wyśniona Anna.
Nagle w duszy Xabiego eksplodował bunt. Koniec z podstępami, z udawaniem nie zainteresowanego, koniec! On tak dłużej nie może! Nie zniesie tego!
Trzasnął żywotami o blat biurka, aż huknęło, zerwał się i z furkotem habitu pomaszerował na drugą stronę biblioteki. Anna, widząc go, próbowała uciekać, ale w końcu był zawodowym piłkarzem, znakomitym sprinterem. Ruszył teraz i osaczył ją, jego dłonie uderzyły z trzaskiem o równe szeregi książek po obu stronach głowy dziewczyny. Była teraz jak schwytany ptak, w klatce jego ramion.
  - Kocham cię, rozumiesz? - rzekł żarliwie, wpatrując się w jej aksamitne oczy. - Pragnę cię, potrzebuję!
  - Prosze, przestań - szepnęła. - Ja też... Ja cię... Ale to niemożliwe! Byłabym twoim nieszczęściem!
  - Kobieto! - jęknął z pasją. - Ty jesteś moim szczęściem, nie rozumiesz?
W gwałtownym uniesieniu jął obsypywać jej twarz namiętnymi pocałunkami.
___________________________________________________________________________
                                                 Ogłoszenia Parafialne!

Witamy z kolejnym rozdziałem! Jak zwykle mamy obsuwę, ale nic nas nie usprawiedliwia, bo wczoraj zamiast pisać śliniłyśmy się do naszych siatkarzy i Piszcza na publice :D
Także wybaczcie i przyjmijcie ten oto rozdział :D 
PS> Nie dajemy obrazka ani gifa, gdyż jesteśmy w żałobie. Casillas spodziewa się dziecka z Carbonero! (EMO) 
Ale na pocieszenie postanowiłyśmy napisać dwa blogi. Ensueno - Fiolki oraz El Santo del Amor - sequel El Santo del Inferno, które napiszemy we dwie. Na pierwszym pojawił się prolog, drugi wystartuje w najbliższym czasie :) Zapraszamy serdecznie!
                                                                                         Pozdrawiamy Fiolka & Martina