czwartek, 17 października 2013

Rozdział 17



    Wiadomość o sam na sam Xabiego i Anny ,obiegła zainteresowanych niczym turbobłyskawica. Iker wymknął się z zakonu przekazać Palomie nowiny(i nie tylko), Pepe,Guti i Cris poszli do piwniczki ojczulka Laurentego po trunek, którym zamierzali uczcić rychły powrót do Madrytu a Sergio udał się na spacer po ogrodzie.
   Na nocnym nieboskłonie, przybranym w atłasowy granat, niczym diamenty lśniły gwiazdy a księżyc święcił wyjątkowo mocno.
    - Księżyc żniwiarzy.- mruknął do siebie Ramos.- Pamiętał jak w dzieciństwie dziadek, opowiadał mu o tym na rodzinnym ranczo.
    W tym wyjątkowym dla Xabiego dniu, kiedy Anna w końcu uległa Brodatemu, on Sergio był w wyjątkowo melancholijnym nastroju. Zawsze w takich chwilach wychodził na zewnątrz, by tam spojrzeć na gwiazdy i pomyśleć o swoim życiu. A było to życie spełnione, lecz w całej tej beczce miodu była także łyżka dźiegciu.
Brak miłości!
    Czy naprawdę, żadna uczciwa i przyzwoita kobieta, nie jest zainteresowana kimś takim jak on? Prawda, że czasem wyłączał mu się tryb myślenia, ale odpowiednia partnerka z czułością przeprowadziłaby go przez tematy o których nie miał zielonego pojęcia.
    Miał Pilar, ale ona nie rozumiała jego potrzeb i nie potrafiła zaglądać do jego duszy. Owszem była posiadaczką najpiękniejszych piersi, jakie w życiu widział a w łóżku potrafiła wyczyniać cuda, ale czuł że wyżycie seksualne nie jest właściwą drogą. Chciał mieć dzieci. Oczami wyobraźni ujrzał małe, czekoladowookie dzieciaki, którymi mógłby się pochwalić po wygranych meczach Los Blanos i Reprezentacji.
Czemu taki ćwiek Pique ma Shakirę a on nie może mieć fajnej dziewczyny? Życie zdecydowanie nie jest bajką a on nie depcze po płatkach róż, co najwyżej po kolcach.
    W końcu dał sobie spokój z rozmyślaniami i poszedł do celi w której odbywała się mini libacja. Nie było na niej Ikera i Brodatego, ale to nie przeszkadzało Gutiemu i reszcie wlać w siebie czwartej butelki wina.
Cris stanął na rozklekotanym krześle, wymachując kornetem.
    - Auuuu wiśta wio!- krzyczał.
Guti podpełzł do Sergia, podając mu napoczętą, piątą już flaszkę.
    - Ramosiulku siusiulku, nie bądź pipką i weź do dzioba panienkę flaszunię!- zarechotał obleśnie. - A jak popijemy to zatańczymy!
    Kepler czknął potężnie ogarniając celę rozanielonym wzrokiem.
    - Pim pam...hik!- czknął CR7- Już za niedługo Irino... zrobię ci w sypialni kino...
    - Pim pam to mój tekst!- sapnął Guti.
    - Zapłase ci tę no...tampon za wypożyczenie...hik!- Cris stoczył się z krzesła, spadając u stóp eks zawodnika Realu.
    - Że co?!- zapytali unisono Pepe i Guti.
    - No tampon! Taki za prawa do piosenki.
    - Tantiem idioto! Tyś widział tampon!- Sergio popluł się ze śmiechu winem. - Patrz zjebie portugalski, będziesz mi czyścił habit.
    - Na chuj ci habit, blond pedale!- zarecholił Cris.- Powiesz, że miałeś okres jak się siostry czepią.
    - Okres na cyckach?- jęknął Kepler.- Powiem wam coś. Na trzeźwo jesteście debilami, ale po pijaku to powiedzieć o was ćwierć mózg, jest obrazą dla prawdziwych ćwierć mózgów.
    - I wizawi.- odszczekał Ronaldo.- Ale i tak cię kocham Pepciu, chociaż jesteś brzydką taniochą!
    - Spaaaadaj - mruknął Kepler. - Dajcie mi wina! Ja z wami na trzeźwo nie wytrzymam!

    Kiedy Iker wrócił nad ranem do klasztoru, tylko Brodaty spał, jak Pan Bóg przykazał, w swoim łóżku. Guti chrapał rozwalony na podłodze, tuląc miłośnie do piersi łydkę Cristiano, ten z kolei spał z głową pod łóżkiem, z którego w malowniczej pozie a'la martwy Enjolras na barykadzie zwisał Pepe. Ramos zaś spał z nosem w czyichś brudnych skarpetkach, skulony w kąciku.
    Casillas westchnął, patrząc na swych kumpli z mieszanką dezaprobaty i czułości. Pokręcił głową, po czym wśliznął się do łóżka, zdrzemnąć się chociaż ze dwie godzinki.
    Przez całą noc Crisa dręczyły sny. Najpierw śnił, że patrzy w lustro i widzi, że ma wielkie, różowe uszy, jak słoń. Albo jak Gareth Bale. To było tak przerażające, że napastnik Realu aż zwinął się w kłębek i zakwilił przez sen. Potem z kolei miał sen o Mesucie, którego, przyodzianego w białe giezło porywał rechoczący szatańsko Flo Perez i oddawał w łapy potworów z Arsenalu. Cristiano biegł za nim, próbując uratować przyjaciela, ale powietrze było gęste jak jakiś kisiel, więc poruszał się przeraźliwie wolno, kiedy zaś udało mu się jakoś, mocą swej urody przywrócić atmosferę do normalności i już, już miał ich dogonić, okazało się, że Florentino ma odrzutowe buty. A Cris został sam, tylko z welonem Mesuta w ręku.
    Ostatni sen za to, och, jaki on był przyjemny! CR7 siedział sobie w wygodnym fotelu, na tarasie, podziwiając przez oszklone drzwi imponującą kolekcję trofeów, w tym pięćdziesiąt Złotych Piłek.  Spojrzał na ogród, okiem dumnego gospodarza. Cóż to było za piękne miejsce! Pod kwitnącym rododendronem stał     Messi, w czerwonej szpiczastej czapeczce i z wymalowanymi na twarzy rumieńcami, pełniąc funkcję krasnala ogrodowego. Na aksamitnym, zielonym trawniku stał rózowy flaming... ale nie! To nie był prawdziwy flaming, tylko pomalowany na różowo Ibra. Ogrodnik Mou, który właśnie skończył kosić trawę, teraz wbijał paliki, po których piąć się miała winorośl, używając zamiast młotka tego paskudnego brutala z Atletico, Diego Costy. Cris przeciągnął się, zadowolony. Kontemplował właśnie gargulca z twarzą Garetha Bale, gdy rozległ się przeraźliwy ryk.
    - Pobudka, misiaczki! - zagrzmiał Xabi.
Cris poderwał się tak gwałtownie, że wyrżnął głową w niebo, które przewróciło się z hukiem. Potarł głowę, rozejrzał się i zrozumiał, że ogród był tylko snem, on zaś siedział na zimnej kamiennej posadzce w klasztornym dormitorium, obok niego leżało przewrócone łóżko, pod nim zaś ktoś klął okropnie po portugalsku.
    - Zrywać dupcie! - ryknął znów Brodaty. Stojący obok niego Iker zaklaskał w ręce.
    - Ciszej, kurwa! - zażądał stanowczo Ramos, wypełzając z kąta. - Strasznie mnie łeb boli!
    - Ora, oooora - zamruczało coś u nóg Crisa, po czy ktoś pocałował go w łydkę.
    - Ej, odwal się, pedale jerychoński! - Cristiano wierzgnął desperacko.
Trafiony w ucho Guti przebudził się do reszty i zakwilił.
    - Krysiu, no co ty?
Przewrócone łóżko uniosło się nieco i wysunęła się spod niego kędzierzawa głowa Pepe.
    - Popierdoliło was? - stoper był wyraźnie nie w humorze. - Może jeszcze na trąbie, kurwa, zagrajcie?
    - Panowie, mamy mecz z ekipą biskupa - rzekł Iker, wpadając w swój ton kapitański. - Musimy odbyć chociaż jeden trening!
    - Tak więc - Xabi uniósł w górę brwi - zasuwajcie pod prysznic, potem do kościółka, szybkie śniadanko i lecimy trenować. Biegusiem!

    Trening odbył się na pastwisku, niedaleko zbocza wzgórza, na którym stał klasztor. Fałszywe siostrzyczki  w towarzystwie, Gutiego, nowicjuszki Emanuelli, siostry Tekli, Palomy i Ory zebrały się wokół Ikera. Na czas meczu, matka przełożona udostępniła im stare habity, które skróciła im do kolan.
Emanuella i Ora na widok owłosionych nóg "Argentynek" wpadły w ciężkie osłupienie i konsternację.
    - Ja stanę na bramce. - powiedział Iker.- Siostry Sergia, Kepleria oraz Tekla będą obrońcami, Xabieria, Paloma, Emanuella i biskup będą pomocnikami, Crista stanie jako napastnik a Ora cofnie się za nią. Tak zwana fałszywa dziesiątka.
    - Brawo, brawko!- Guti zaklaskał w ręce.
   Iker spiorunował go wzrokiem a reszta zabrała się za trucht dookoła polany. Tekla i Emanuella a także po części Ora, były zaskoczone sprawnością fizyczną fałszywych Argentynek. Zachwyt wzbudzał Cris, który wyginał się jak rasowy atleta a biegał z taką samą szybkością jak Ussain Bolt. Po treningu i mini sparingu większość graczy wypoczywała rozłożona na soczysto-zielonej trawie u stóp zbocza.
   Iker zniknął z Palomą za gaj oliwny a Guti przysiadł obok policjantki Ory.
    - Niezła kondycja eminencjo. - zachichotała, gdy ciepła dłoń fałszywego biskupa dotknęła jej kolana. - Dziękuję za komplement... Kondycja pomaga mi w wielu...ekhm życiowych sprawach. - zachichotał.
    - Mianowicie?- zapytała z zaciekawieniem.
    - No wiesz...- zniżył głos do seksownego pomruku.- Np szybciej wprowadzam konia do bazy...- zarecholił.
    - Konia? Eminencja ma konia? Jak się wabi?
    - I to jakiego! A nazywa się pimpek, dlatego że robię nim pim pam, pim pam... To jak złociutka? Pomożesz mi ujarzmić tego wierzchowca.
    - Z rozkoszą...- odpowiedziała mu zarumieniona. - Ale wieczorem, teraz muszę lecieć na służbę.
    - Idź i nie grzesz więcej... póki nie ma mnie w pobliżu - Guti poruszył znacząco brwiami.
Ora posłała mu na pożegnanie równie znaczące spojrzenie, schodząc ścieżką w kierunku miasteczka.
    W ślad za Orą poszły Tekla i Emanuella, ponieważ ogrodniczka miała coś pilnego do zrobienia w ogrodzie, czego nie chciała odkładać na później.
    - To ja wam pomogę! - zgłosił się Ramos, zrywając się ochoczo z trawy i niemal rozdeptując rozłożonego wygodnie Pepe, który z rękami pod głową gapił się w niebo i gryzł źdźbło trawy.
Cris patrzył przez chwilę na trójkę, wspinającą się na klasztorne wzgórze.
    - Jaki to się Sergio skory do pomocy zrobił - mruknął. - Ikerowi rośnie konkurencja do świętości.
    - Masz jakiś problem, żelowaty? - zapytał Pepe.
    - Mam dosyć tego miejsca - Cristiano zapatrzył się w swoje buty. - Te stare pudła są w sumie fajne, ale wiesz... Ja jestem piłkarzem, a nie zakonnicą.
    - Ta - mruknął stoper.
    - Coś nie tak, panowie? - rozkosznie potargany Casillas, z welonem w ręce, wyłonił się zza krzaków.
    - A weź! - CR7 obrzucił wrogim spojrzeniem fryzurę Ikera, po czym zerwał się i poszedł do klasztoru.
    - Co go ugryzło? - zdziwił się bramkarz.
    - Nie wszyscy tutaj przeżywają romans życia, Casillas - rzekł Pepe, nie odrywając spojrzenia od nieboskłonu. - Niektórzy tęsknią. On akurat za Realem.
    - A ty?
    - A ja za Sofią.
Iker stał, drapiąc się w czuprynę i patrząc w ślad za przyjacielem.
    Po obiedzie wszystkie siostrzyczki i nowicjuszki karną kolumną wymaszerowały z klasztoru, zmierzając na stadion, na którym zwykle rozgrywała mecze amatorska drużyna z miasteczka. Zawodnicy drużyny biskupa, odziani w fioletowe stroje, już się rozgrzewali, a na trawiastym wale otaczającym boisko mościli się już kibice, czyli miejscowi. Biskup zasiadał na specjalnie dla niego przyniesionym fotelu, tłusty i niezmiernie zadowolony. Sędzią był jakiś typ z okręgówki, którego fałszywe siostrzyczki szczęśliwie nie znały.
    - Ty, a jak nas zdemaskują? - Ramos nachylił się do ucha kapitana.
    - To powiemy, że robiliśmy to w dobrej sprawie - odszepnął Iker.
    - Niezłe byczki - mruknęła z niepokojem Paloma, lustrując spojrzeniem rywali.
    - Dawało się radę i gorszym - rzekł Xabi z niezmąconym spokojem, po czym odwrócił się, by spojrzeć na tę część wału, na której siedziały siostrzyczki i nowicjuszki.
Tymczasem matka Germana przyszła dokonać czegoś w rodzaju odprawy przedmeczowej.
    - Niech was Bóg prowadzi, moje dzieci - rzekła z namaszczeniem, kreśląc nad zawodnikami znak krzyża.     - I skopcie im tyłki!
    - Alleluja i do przodu! - ryknął znienacka Guti.
    - Alleluja! - odpowiedzieli pozostali.
Od strony ławki rywali dobiegły ich chichoty.
Wreszcie zabrzmiał pierwszy gwizdek.
    - No, pingwiny, przygotujcie się na lańsko - zarechotał rosły napastnik rywali, osobnik ryżawy i z krótkim, zadartym nosem. Przypominał z urody prosię.
    - Ja ci zaraz pokażę pingwiny! - warknął Pepe spod bramki.
    - Te, wieprzowina, gdzie masz piłkę? - zapytał Cris, po czym zamachał nogami w takim tempie, że zamieniły się w rozmazaną smugę, a futbolówka zniknęła sprzed stóp napastnika rywali jak zaczarowana, by wraz z Cristianem znaleźć się znienacka pod bramką biskupich.
   Prosiak we fioletach stał jeszcze na środku boiska z rozdziawioną gębą, jego koledzy jednak wyszli z osłupienia nieco szybciej i otoczyli Ronaldo. Ten odegrał do Xabiego, Xabi do Gutiego, Guti perfidnie się z rywalami pobawił, kiwając ich jak dzieci, po czym, założywszy jednemu siatę, dośrodkował perfekcyjnie na nogę Crisa. I było jeden zero dla siostrzyczek.
    Kibice oszaleli z radości, siostrzyczki na trawiastej trybunie skakały w górę i krzyczały, nawet matka Germana, oraz najstarsze siostry dały się ponieść chwili. Biskup zdjął okulary, przetarł je, mając wrażenie, że chyba coś źle widzi, bo to przecież niemożliwe, żeby banda zakonnic tak perfidnie ogrywała jego pupilków. Może zaszkodziło mu słońce. Albo te czekoladowe ciastka, których tyle zjadł na deser. W każdym razie to się nie mogło dziać naprawdę.
Fioletowi spięli się w sobie i wyprowadzili kontrę, faulując przy tym brzydko Teklę. Ramos i Pepe wymienili spojrzenia, gdy zakonnica, klnąc na czym świat stoi otrzepywała habit.
    Faulującym był wysoki, żylasty typek o bezczelnej mordzie. Zadowolony z tego, że sędzia nie zauważył jego przewinienia, pędził właśnie skrzydłem z piłką, gdy na drodze wyrósł mu Pepe.
     - Lubisz faulować starsze panie? - zapytał, uśmiechając się niczym  rekin i blokując rywala ciałem.
     - Spierdalaj - odparł ten z bezczelną mordą. Jedna z niewielu czynnych szarych komórek w jego czaszce zaczęła się usilnie dopytywać, dlaczego właściwie on nie może przejść tej zakonnicy. No zastawiła go na amen, nóg ma z tysiąc, rąk tyle samo, a przesunąć się nie da.
    - Was tam sterydami w tym klasztorze karmią? - jęknął zalewając się potem. - I pokutę na siłce dają?
W odpowiedzi Pepe naparł na niego ciałem, po czym wytrenowanym ruchem, niezauważalnie dla sędziego, wbił łokieć w splot słoneczny rywala, spuszczając z niego całe powietrze. Typ wierzgnął, wybijając niechcący piłkę za boisko i od bramki zaczęły siostrzyczki.
    - Żałuj za grzechy, synu - pouczył wstajacego z boiska żylastego typa Kepler.
    Po dwóch kolejnych akcjach, w których fioletowi zostali zupełnie i doszczętnie ośmieszeni, prowadzenie siostrzyczek wzrosło do 3:0. Podopieczni biskupa toczyli dookoła błędnym wzrokiem, nie rozumiejąc co się dzieje i jakim cudem zakonnice z prowincjonalnego klasztoru biegają szybciej od nich i generalnie robią z nich bandę idiotów, zabierając im piłkę i bawiąc się nią, podczas gdy oni doborowi zawodnicy Jego    Eminencji, biegają bezradnie wokół nich.
    - Co się dzieje? - trener zaczął wrzeszczeć, gdy tylko zeszli na przerwę. - Co wy, kurwa, mać robicie? Snickersa mam wam dać? Gracie jak cioty!
    Wrzeszczał tak długo i tak mocno, że jego twarz dopasowała się barwą do fioletowych strojów piłkarzy.
Po wznowieniu gry Xabi od niechcenia podwyższył na 4:0, starannie sprawdzając, czy Anna patrzy.  Patrzyła.
    - Gooooooooooooooooool! Mój Xa... Moja kochana siostra Xabieria! - krzyczała radośnie.
Biskup osunął się w głąb fotela, blednąc i ocierając zroszone potem czoło.
    - Skąd siostra wytrzasnęła te megiery?! Przecież nawet do Realu by je wzięli z taką grą!
    - Z Argentyny - odparła dumnie Germana.
Dzięki brawurowemu zagraniu Ory Guti wyszedł sam na sam z bramkarzem rywali i już, już składał się do strzału, gdy sędzia odgwizdał spalonego.
    - Gdzie spalony, gdzie, Stevie Wonder je... je... Jezusie Nazarejski! - wrzasnęła straszliwym głosem siostra Eufrozyna.
    - Okulary se kup! - wtórowała Domitylla. - Sędzia kanarki doić!
Sędzia liniowy spojrzał na obie zakonnice z niedowierzaniem i dezaprobatą.
   Do dziewięćdziesiątej minuty Realowcy w habitach, dali fioletowym zasłużone ciry wbijając jeszcze cztery gole. Biskup przybrał kolor swojej swojej piuski, natomiast lokalna ludność wiwatowała na cześć siostrzyczek.
   W ostatniej minucie jeden z fioletowych, sfaulował Crisa w polu karnym podcinając go tak, że CR7 przefikołkował upadając boleśnie na plecy.
    - Co robisz taniocho jedna?!- ryknął podbiegając do napakowanego księżula.
Sędzia wręczył typowi czerwoną kartę, natomiast pyskujący Ronaldo dostał ostrzeżenie w postaci żółtej. Podyktowano rzut karny.
    CR7 czuł się w tym momencie jak egzekutor. Ustawiając piłkę omiótł wzrokiem otoczenie, zadowolonych przyjaciół, wiwatujących fanów.
Bramkarz drużyny przeciwnej zaczęł tańczyć w bramce... Napięcie rosło, Cris zrobił rozbieg, lekko się wycofał a potem huknął ponad bramkarzem.
    Tłum zaryczał radośnie. Chwilę po radosnej celebracji gola, główny arbiter zakończył spotkanie.
Anna wypruła przed siebie rzucając się Xabiemu na szyję, ledwie powstrzymując się przed pocałowaniem Alonsa.
    - Udało się!- pisnęła zadowolona.
Iker ściskał się z wymęczoną Palomą, której szeroki uśmiech działał na niego jak najlepsze lekarstwo. Guti klepnął Orę w tyłek, myśląc że nikt tego nie widzi a Cris z Keplerem i Ramosem odbierali gratulacje od Germany, Domitylli i Eufrozyny.
Biskup wyglądał jak szlachcic prowadzony na szafot, natomiast jego zawodnicy leżeli na murawie dysząc niczym starożytni gladiatorzy po walce życia.
    - Ma nam biskup coś do powiedzenia?- Eurforozyna spojrzała na biskupa uśmiechając się jak Grinch.
    - Wygrałyście. - mruknął ledwo dosłyszalnie.
    - Nie dosłyszałyśmy. - Kepler wyszczerzył się niczym krokodyl nilowy. - Niech eminencja powtórzy.
    - Wygrałyście!- huknął czerwony ze złości biskup.- Zostawiam wam klasztor. - powiedziawszy to odszedł ze spuszczoną głową, pokrzykując na swoich współpracowników.
Germana rozpromieniona niczym słońce w zenicie, przemówiła do fałszywych siostrzyczek.
    - Moje złote w imieniu klasztoru i okolicznej ludności wielkie Bóg zapłać! - uroniła łzę wzruszenia.- Sprawiłyście nam wielką radość i zrzuciłyście z nas ogromne jarzmo niepokoju! A teraz zapraszam was na przyjęcie!
    - Upiekę czekoladowe babeczki!- Domitylla klepnęła Keplera w plecy.- Pomoże mi siostra wyrabiać ciasto?
    - A jakże!- rozochocił się stoper.
Radosny pochód ruszył w stronę klasztoru.

    Refektarz tego wieczoru rozbrzmiewał radosnym gwarem. Nowicjuszki, Pepe i Domitylla uwijały się raźno, roznosząc czekoladowe babeczki, specjalny krem karmelowy  oraz rozlewając do kieliszków wino, matka Germana bowiem uznała, że ocalenie klasztoru przez argentyńskie zakonnice wymaga specjalnego uczczenia.
Kiedy wreszcie wszyscy zasiedli przy stołach, matka Germana wstała i zadzwoniła w kieliszek.
    - Moje drogie, chciałabym, abyśmy wzniosły toast za zdrowie naszych gości i dobrodziejek! - oznajmiła.     - Mam także nadzieję, że każda z was będzie się od dzisiaj za nie gorąco modlić!
Fałszywe siostrzyczki skromnie spuściły oczęta, spoglądając w stojące przed nimi miseczki z kremem.
    - Wasze zdrowie, moje drogie! - matka wzniosła kieliszek. Siostry i nowicjuszki ochoczo spełniły toast, po czym nastąpiła krótka przerwa, aby napełnić ponownie naczynia, matka Germana bowiem w przypływie euforii zezwoliła na wypicie aż dwóch kieliszków wina.
Kiedy wszyscy znów zasiedli, podniósł się Guti, z wielce uroczystą miną.
    - Zróbcie coś, on zaraz coś pierdolnie! - zasyczał nerwowo Cris. - Iker!
    - Nie jestem cudotwórcą - odsyczał Casillas. - Co mam zrobić, nogi mu nie podstawię!
    - Moje drogie siostry - zaczął Gutierrez z namaszczeniem. - Chciałbym teraz uczcić toastem was, moje piękne... - tu skrzywił się nieco, bo Xabi dźgnął go deserowym widelczykiem w pośladek. - chrześcijańskie owieczki z krętym runem, które tak cudownie ugościłyście i mnie i moje podopieczne.
    Ponad stołami poniósł się lekki szmerek zadowolenia, przetykanego skromnością, tymczasem Guti kontynuował.
    - Podczas naszego pobytu tutaj wszyscy nauczyliśmy się bardzo, bardzo wiele - puścił perskie oczko do Ory. - I za to właśnie pragnę wam serdecznie podziękować. Wasze zdrowie kochane pin... to znaczy Pan, Pan z wami!
Okryte welonami głowy skłoniły się w podzięce i toast spełniono.
    - Te nasze siostry zagrały prawie jak Real Madryt! - rozentuzjazmowała się siostra Felicyda.
    - A skąd siostra wie jak gra Real? - zdziwiła się uprzejmie Eufrozyna.
    - Oj, przecież siostra wie, że mam bratanka, któy jest kibicem - odparła Felicyda. - A co siostra myśli?
    - O Realu? Siostra Crista też chyba jest kibicem, bo dużo mi o nich opowiada - odparła szpitalniczka. - I chyba zaczynam ich nawet trochę lubić, zwłaszcza tego, jak mu tam... No tego z żelem do włosów!
    - Ronaldo? - podpowiedziała uczynnie Felicyda.
    - Ronaldo, tak - rzekła Eufrozyna. - Sądząc z opowieści Cristy to bardzo miły chłopiec.
Cała ta konwersacja nie umknęła uszom CR7, który znienacka poczuł, że się rumieni.
Parę miejsc dalej, Domitylla rozparła się wygodnie przy stole, klepiąc Pepe po łopatkach.
    - A da mi siostra parę swoich przepisów, jak będziemy wyjeżdżać? - dopytywał się stoper.
    - Dam, dam, nawet na bułeczki maślane! - Domitylla była w szampańskim nastroju. - Ale najbardziej to się siostrze przyda ten na ciasto drożdżowe! Ten koniecznie siostra musi wziąć!
Pepe zaczął się śmiać.
    - A żeby siostra wiedziała, że wezmę, ten przepis to jest rewelacja. Nic mnie tak nie uspokaja!
Fałszywe i prawdziwe zakonnice śmiały się długo i serdecznie.

    Kilka godzin później, gdy reszta zakonu spała snem sprawiedliwym w skrzydle fałszywych siostrzyczek nastał czas fiesty.
Grube mury zakonu umożliwiły im puszczenie muzyki z Crisowego iphone'a a alkohol przyniesiony z piwniczki Laurentego dodał im animuszu.
    - Fiesta!- Ramos wskoczył na stół robiąc striptiz. Guti przeszukał walizkę w poszukiwaniu portfela z którego jął wyciągać stu eurowe banknoty i wkładać je za bokserki kolegi.
    Iker siedział na swojej pryczy, trzymając na kolanach zawianą Palomę a Xabi i Anna zamknęli się w łazience, skąd dochodził ich śmiech.
Cris przysiadł na podłodze pod oknem w ręku dzierżąć kieliszek z winem. Wpatrywał się w rubinową ciecz i to, jak szkło załamywało światło.
Pepe zauważył, że kolegę coś dręczy, usiadł obejmując go ramieniem.
    - Co się dzieje Cris?
CR7 upił łyk wina a potem jęknął rozdzierająco.
    - Tęsknię za Iriną. Skoro Brodaty już namówił Annę na igraszki w kiblu, to moglibyśmy już wyjechać do Madrytu!
    - To kwestia czasu. Daj mu kilka dni.
    - Próbuję!- sfrustrował się Cris. - Ale serce mnie boli!
    - Walnij sobie transiku!- zaryczał Ramos ze stołu.
    - Pierdol się!- odpysknął mu Cris.- Widzisz Pepiku...- wtulił się w ramię Keplera. - Wszyscy mnie tutaj ranią!
    - Jak się bawią goście...kiedy zakonnica chla!- Guti przebrał się w habit Xabiego, wlazł na stół i zaczął tańczyć. - Jak się bawią goście...kiedy pingwin śrubę ma...- golnął sobie z flaszki, po czym runął na łóżko.
    - Jednego mnie na dzisiaj.- zachichotał Iker.- Odprowadzę ci do domu, gołąbeczko.- pocałował Palomę w same usta.
    - Chodź mój świętoszku.- zachichotała.
Z łazienki wyłonił się niekompletnie ubrany Xabi, zaraz za nim człapała zarumieniona Anna.
Cris wskazał na nich potępiająco.
    - Ruuuuuuuuuuuuuja!- zaryczał strasznie.- I poróbstwo!
    - I pornografia!- dodał Ramos.
    - Wiecie co?- Xabi nie miał już do nich cierpliwości.- Idziemy do celi obok a wy dalej rżnijcie głupów!
    - Ciau Bambino!- pomachał mu Ramos, układając się obok chrapiącego Gutiego.
Godzinę później cała czwórka runęła w ciepłe objęcia Morfeusza

________________________________________________________________________
Witajcie! 
Przerwę miałyśmy dość długą, ale w końcu wyszarpałyśmy trochę czasu na zgranie się i napisanie rozdziału.
Mamy dla Was dobrą i złą informację! Zaczniemy od złej! ^^

Przeczytałyście właśnie przedostatni rozdział Siostrzyczek, ostatni pojawi się znienacka i nikt nie zna dnia ani godziny(nawet prezes PZPNu - Zbigniew Boniek :P). 
Pora na dobrą wiadomość! 
Po Siostrzyczkach pojawi się nowe opko, również o Realu Madryt, ale chwilowo nie będzie to kontynuacja historii madridistas po wyjściu z klasztoru. Sequel Siostrzyczek- EuroTrip chwilowo przekładamy, ale nie bójcie się ta historia zalęgła nam się w głowach dość mocno.
Wracając do przerwanego wątku. Nowe opowiadanie będzie nosić nazwę "Uzdrowienie anielskie" i możecie już podpatrzyć bohaterów :D 

Życzymy Wam miłego czytania!
                                                                                                      Pozdrawiamy Fiolka&Martina :*