niedziela, 30 czerwca 2013
Rozdział 10
Podczas gdy Xabi patrzył tęsknym wzrokiem za uciekającą w stronę klasztoru Anną w szopie trwała potajemna schadzka.
- Chłopie podwozie w lamborghini rozwaliłem na tych wertepach.- jęknął jegomość, którego twarz spowita była różową chustą tak, ze widać było tylko błękitne oczy.- Co ty kurwa masz na sobie Cris?
- Nie widzisz?- parsknął napastnik.- Gdybyś wiedział jak ja tu cierpię, to byś się głupio nie pytał. Masz dla mnie te kosmetyki?
Jose Maria Gutierrez szerzej znany jako Guti, uśmiechnął się szeroko ściągając z głowy chustę. Ronaldo nawet w półmroku dostrzegł, że były zawodnik Los Blancos niedawno był u fryzjera a jego włosy naznaczone są widocznymi pasemkami.
- Widzę, że masz przesuszoną cerę i krzywo wydepilowane brwi.
- Ja wcale nie mam wydepilowanych brwi! - zapłakał Cris a potem opowiedział Gutiemu wydarzenia ostatnich dni.
Hiszpan co jakiś czas żegnał się ze zgrozą a gdy usłyszał o braku antyperspirantów, perfum i ładnych dupeczek w łóżku poczuł, że trafił do siedliska zła, gdzie metroseksualni przystojniacy umierają w ciężkich katuszach.
- Chłopie, ty tu pokutujesz, czy coś? Toż to piekło jest! - rzekł, wstrząśnięty do głębin swego rozrywkowego jestestwa.
- Tak, pokutuję! - prychnął Ronaldo. - Bo Xabi się w zakonnicy zakochał!
Guti pokręcił głową.
- Ten Alonso zawsze był jakiś dziwny - powiedział z niesmakiem. - Nie umie wyrwać dupeczki? Potrzebuje dobrej rady!
- Ale od kogo? - zapytał bezradnie Cris.
- Nie martw się, ślicznotko! Pim pam pim pam, Guti dopomoże wam! - zanucił Gutierrez.
Nagle na żwirze, którym wysypane były ścieżki w ogrodzie, zachrzęściły kroki. Panowie zamarli w bezruchu, starając się, na wszelki wypadek, nawet nie oddychać zbyt głośno.
Xabi przywarł do pnia pomarańczy, starając się wtopić w mrok i próbując rozpoznać nadchodzącą osobę. Była nią siostra Tekla, którą goniła grzeszna chęć doczytania do końca romansu, wydębionego od pani Rosario. Musiała, po prostu musiała wiedzieć co stało się z Luz Marią i czy zdołała ona uratować swojego ukochanego przed niechybną śmiercią z rąk złoczyńców.
- Ty - syknął Guti. - Ona się tu zbliża! Trzeba się ewakuować!
Ronaldo przygarnął do łona kosmetyki, przyniesione przez Gutiego i z rozwianym welonem popędził na drugą stronę szopy.
- Chodź, tu jest okno! - zaświszczał konspiracyjnie. - Wiejemy!
Wspólnymi siłami otworzyli małe okienko. Szczupły Guti jakoś się przez nie przepchnął, po czym odebrał podane mu przez Crisa środki upiększające. I tu nastąpiła katastrofa. Otóż szerokie barki Cristiano po prostu utknęły w ciasnym otworze niczym korek w butelce. CR7 nie mógł ruszyć się ani do przodu, ani do tyłu i gdyby Tekla weszła w tym momencie do szopy, ujrzałaby niechybnie jego wypięty tyłek i wierzgające nogi, wystające z okna.
Na szczęście nie weszła jednak, bo szczęśliwie dla konspiratorów, tkwiący pod drzewem Xabi kichnął jak z armaty, przyciągając uwagę Tekli.
- Kurwa mać...- zaklął szpetnie, gdy spostrzegł że zakonnica zmierza w jego kierunku.
- Coś siostra mówiła?- zapytała mniszka, ale Xabi w głowie już miał obmyśloną odpowiedź.
- Chciałam urwać nać...nać pietruszki! Wie siostra, takie mnie męczą wzdęcia nocne a na to najlepsza jest świeżutka pietruszeczka. - wyszczerzył się szeroko, acz tak sztucznie, że miał wrażenie jakby skóra wokół ust zaraz miała mu popękać.
- No to siostra mnie zaskoczyła! Nie wiedziałam a czasem w nocy męczą mnie gazy i niestrawność.
- Siostra nie może spać?- zapytał
- No właśnie nie...- zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu. - Mam nowy romans od pani Rosario, Palomita mi przyniosła. Wyciągnęła zza siebie książkę ze złoconym napisem. "Meandry namiętności Gustava i Luz Marii." - Naprawdę świetna! Lucecita właśnie miała ratować Gustavo od podłej Henrietty, która zabiła pięciu swoich mężów a teraz chciała posiąść miłość ukochanego Luz Marii!
Xabi patrzył na Teklę, która wzięła sobie za honor streszczenie mu całości wstrząsającej lektury, ale jego myśli żeglowały teraz ku Annie i wspomnieniu słodyczy jej ust.
- ...Gustavo naturalnie jej nie kocha...- paplała mniszka.
Gdy to wszystko się skończy każe namalować sobie jej portret. Ale czy malarz zdoła uchwycić piękno jej oczu, subtelny zarys ust i nos obsypany delikatnymi piegami? Wyglądają jak słodkie pocałunki słońca.
- ...wtedy Henrietta zamknęła Lucecitę w klasztorze a Gustava na wsi i tam próbowała go wykorzystać...- tutaj Tekla teatralnie zamilkła, ale tylko na moment bo ku zgrozie Xabiego kontynuowała swój monolog.
Tymczasem w szopie trwała rozpaczliwa walka o uwolnienie Crisa z pułapki. Guti próbował wyciągnąć kumpla za ręce,potem za kołnierz habitu, sam CR7 zaś odpychał się nogami od stołu. Wreszcie udało się. Uwolniony Cristiano poleciał z impetem do przodu, wpadł w Gutiego i obaj wylądowali w kompostowniku.
- Cholera, śmierdzę! - jęknął Guti zbolałym szeptem.
- Zmywaj się, prędzej! - poganiał Ronaldo. - Ja lecę pod prysznic, pa!
Gutierrez przekradł się przez grządki i po chwili zniknął za zewnętrznym murem ogrodu, Cris zaś, z kosmetykami w podołku, udał się w drugą stronę. Przeskoczył zwinnie murek oddzielający ogród od dziedzińca, a potem popędził w stronę bielejących w mroku zabudowań klasztornych.
- ...i urodziła dziecko, ale to nie było dziecko jej męża, tylko kochanka, który był zaginionym bratem żony jej kuzyna i miał prawa do majątku... - nawijała dalej siostra Tekla.
Xabi nie wytrzymał. Szczęki rozdarły mu się w potężnym ziewnięciu, zaraz zamaskowanym dłonią.
- Ojej, siostra niewyspana, widzę, a ja tu siostrę trzymam! - zmartwiła się Tekla. - No nic złociutka, to ja idę czytać, tylko sza, niech siostra nic nie mówi matce, ani szpitalniczce, bo mi się dostanie. Dobrej nocy siostro!
- Dobrej nocy - westchnął z ulgą.
Ramos, Pepe i Iker leżeli już w łóżkach i przysypiali, gdy drzwi dormitorium otwarły się z hukiem. Do pomieszczenia wpadł Cristiano, roztaczając wokół siebie potężny smród i wysypał z podołka na swe łóżko kopczyk kosmetyków.
- Stary, czyś ty drogerię obrabował? - Pepe wytrzeszczył oczy.
- Nie, to prezent od Gutiego - wyjaśnił pospiesznie Cris.
- Ten smród też? - zapytał Iker, krzywiąc się
- Wpadliśmy do kompostownika, bo ta ześwirowana Tekla łaziła po ogrodzie jak lunatyczka.
- Pewnie znowu czyta chyłkiem romanse.- zarechotał Kepler
- Paloma jej przemyca od swojej mamusi a Ikera przyszłej teściowej.- Ramos przybił piątkę z Pepe, natomiast Iker oblał się szkarłatem.
- Dajcie spokój!- odwrócił się do nich plecami, nagrywając głowę kołdrą.
Chłopaki dalej przeżywali jego bójkę z Jose Alfonso ale on ich nie słuchał. Wiedział, że to głupota ale chyba zaczynał czuć coś do Palomy.
Co z tego, skoro musi udawać tę pieprzoną zakonnicę jeszcze półtorej tygodnia.
Cris wszedł pod prysznic i wcale nie przejmował się tym, że woda jest lodowata.Ważne, że w tym momencie miał przy sobie swój ulubiony żel pod prysznic o zapachu piżma i drzewa sandałowego z leciuteńką domieszką cytrusów.
Namydlił się cały, przymykając oczy i wyobrażając sobie, że stoi w lesie tropikalnym pod wodospadem a wokół niego unosi się obłok pachnącej piany.
Wspaniale...
Po dokładnym wymyciu się, rozpoczął długi proces nawilżania ciała. Sięgnął po słoiczek w którym mieniło się masło do ciała z drobinkami najprawdziwszego złota. Kolistymi ruchami natarł się od stóp aż po klatkę piersiową dokładnie wklepując pachnący specyfik. Na koniec nasmarował dokładnie stopy kremem z ekstraktu kwiatu hibiskusa a potem dłonie aloesowo- miodowym nawilżaczem. Ostatecznym dopełnieniem jego wieczornej toalety było spryskanie twarzy eteryczną mgiełką od Gucci. Przetarł zaparowane lustro patrząc na swoje odbicie, to co tam zobaczył wprawiło go w zachwyt.
- Jestem taki piękny!- rzekł w ekstatycznym uniesieniu.- Zasługuję na wszystko co najlepsze! Jestem najwspanialszym zawodnikiem za świecie a moja delikatna skóra błyszczy w świetle lamp niczym muśnięta słońcem! Boże! Jaki ja jestem zajebisty!
- Te zajebisty! Zamknij ryj bo chcemy spać!- odezwał się głos zza ściany.
- A gdzie jest Alonso?- dołączył się drugi.
- Pewnie włóczy się po ogrodzie i wzdycha,aż liście na drzewie drgają. - zarechotał Ramos.
Cris stęknął, bo właśnie jego ordynarni kumple przerwali mu chwilę relaksu. Znów był w obskurnej i zardzawionej łazience, gdzie nigdy nie ma ciepłej wody a zza rogu może wylecieć podstępna mysz.
Po chwili dormitorium wypełniło się zróżnicowanymi odgłosami, wydawanymi przez śpiących piłkarzy. Iker posapywał, Ramos świstał przez zęby, Pepe chrapał, a Cris mamrotał przez sen coś o swoim kaloryferku.
I wtedy drzwi otworzyły się cichutko. Xabi wszedł nieco chwiejnie, w ręku zaś dzierżył prawie zupełnie opróżnioną butelkę wina mszalnego, z zapasów byłego już spowiednika. Rozejrzał się dookoła nieco mętnym wzrokiem, lustrując pozawijane w kołdry postacie na łóżkach.
- Halo... Ha looooo! Wszyscy śpią?! - zapytał niezwykle inteligentnie.
- Wszyscy śpią- odpowiedział sennie Ramos
- Ale kto wszyscy! - zapytał Xabi próbując ściągnąć sandały. Przewrócił się przy tym i usiadł na podłodze.
- Iker, Pepe, Cris i ja... - wyliczał Sergio.
- Ty nie śpisz to kto wszyscy? - indagował Xabi z posadzki.
- Kurwa wszyscy!!! - wrzasnął Ramos.
Sandał, ciśnięty ręką Pepe, przeleciał przez ciemne dormitorium i świsnął Xabiemu koło ucha.
- A nie, dziękuję, nie trzeba, mam swoje - odrzekł elegancko rudobrody.
Następnego ranka Ronaldo wkroczył do refektarza spóźniony, za to woniał niczym perfumeria. Kiedy przeszedł obok stołu, przy którym siedziały zakonnice, matka Germana zaczęła kichać, natomiast brwi Eufrozyny podjechały do połowy czoła.
- Niech no siostra tu pozwoli - rzekła lodowato.
Cris cofnął się łaskawie. Jego kumple, do których doleciała już jego woń, patrzyli z lekką zgrozą, zastanawiając się co tu wykombinować i czy nie należałoby za karę wsadzić CR7 tego pustego łba do sedesu.
Eufrozyna pociągnęła nosem, coraz mocniej zdegustowana.
- Czymże się siostra tak wypachniła? - zapytała.
Cris machnął dłonią.
- Och, to nic takiego, po prostu zadbałam o świątynię mego ciała - odparł nonszalancko.
- Niech ona się... Aaa... A PSIK! Odsunie - zażądała Germana, ocierając załzawione oczy, dobytą z kieszeni chusteczką. - Chyba mam uczulenie na te jej aromaty.
Na twarzy napastnika odmalowała się uraza. Uczulenie? Na markowe kosmetyki? Też coś! Cofnął się jednak, tymczasem Eufrozyna wzniosła w górę kościsty palec.
- Siostra składała śluby - rzekła. - Ubóstwa, pokory i czystości...
- No przecież właśnie dbam o czystość - zdziwił się Cris.
- Duchowej! - zagrzmiała stara zakonnica. - Duchowej, siostro! Kosmetyki to próżność!
- To co mam cuchnąć jak cap?! Jak...jak...jak jakaś...!- Pepe odciągnął zirytowanego Crisa a Iker pośpieszył z wyjaśnieniami.
Eufrozyna złożyła kościste dłonie patrząc na kapitana Realu niczym zadowolony Grinch, który przed chwilą obrabował dzieci z prezentów świątecznych.
- Słucham siostro Ikerio, czym siostra teraz usprawiedliwi Cristę?- krzaczasta brew szpitalniczki podjechała do góry.
Casillas klął w duchu, obmyślając co ma powiedzieć mniszce, ale zanim zdążył otworzyć usta drzwi do refektarza otworzyły się z hukiem a w progu pojawił się nie kto inny jak Guti.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze i wszędzie dziewica!- przywitał się tubalnym głosem a jego twarzy rozjaśnił uśmiech. Miał na sobie biskupie szaty a na głowie piuskę w deseń mora.
- Teraz i zawsze.- odpowiedziały mniszki.
Guti podszedł do stołu, przy którym stał Iker i pokłonił się niczym aktor w teatrze.
- Jestem Jose Maria Hernandez Guttierez nuncjusz apostolski jego jaśnie oświeconego ekscelencji Ojca Świętego Ferna...Franciszka! I przybywam tutaj z wizytacją duszpasterską!
- Jezu Chryste! - jęknął Iker.
- Nic mi nie wiadomo o żadnej wizytacji - zdziwiła się matka przełożona.
- Bo to wizytacja specjalna - odparł Guti, nie zmieszany. - Ojciec Święty nakazał mi sprawdzić, jak się miewają jego rodaczki. Nie przejmujcie się mną, kontynuujcie proszę... A przy okazji, co serwujecie na śniadanko? Przegryzłbym coś!
Rozejrzał się bezceremonialnie po talerzach.
- O, kawusia, bułeczki, masełko, poprosiłbym!
Jedno spojrzenie Domitylli wystarczyło, aby jedna z nowicjuszek zerwała się od stołu i pomknęła do kuchni po czyste nakrycie i filiżankę dla fałszywego eminencji, który rozsiadł się na wolnym miejscu obok graczy Realu.
- A bułeczki to siostra Kepleria piekła - pochwaliła Domitylla. - Ma dziewczyna talent!
Guti wybuchł gromkim śmiechem i klepnął Pepe w plecy, aż zadudniło.
- Gratuluję, siostro Keplerio!
Po chwili zajął się szczęśliwie pieczywem i kawą i zamilkł, Eufrozyna uznała zatem za stosowne wrócić do rozmowy na temat kosmetyków Crisa.
- Czekam na wyjaśnienia, siostro Ikerio. Jak wytłumaczy siostra grzeszną skłonność Cristy do pachnideł?
Iker nabrał powietrza w płuca, ale uprzedził go "biskup".
- No co też siostra - rzekł, usmiechając się zalotnie. - Odrobina kosmetyków jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Siostra też kiedyś była młoda... - poruszył znacząco brwiami. - I jestem pewny, piękna, siostra zrozumie.
Eufrozynę radykalnie zamurowało. Siedziała z otwartymi ustami, nie wiedząc co powiedzieć. Pepe nachylił się do fałszywego nuncjusza.
- Nie no, Guti, nie potrafisz rozmawiać bez podrywania? - syknął szeptem.
- Chłopie, ja bym podrywał nawet mumię Tutenchamona! - odszepnął Gutierrez.
- Pim pam...- dodał Ramos wsypując do kawy dwie kostki cukru.
Iker jako przełożona fałszywych siostrzyczek, został oddelegowany do świty arcybiskupa Jose Marii, która miała oprowadzać go po klasztorze. Oprócz niego była również matka przełożona i siostra Tekla.
Gutierrez odgrywał swoją rolę na miarę Oscara, rozsyłając wszystkim oszałamiające uśmiechy, natomiast Iker był nieobecny duchem.
Dzisiaj pomagał Palomie Cris, ponieważ Eufrozyna kategorycznie zabroniła mu wchodzić do infirmerii.
- Jeszcze mi pancjentki podusi tym zapachem.- sarknęła do matki przełożonej.- Niech pójdzie do kościoła tam są przestrzenie a tutaj wszyscy byśmy pomarli z duchoty.
- Dobrze, oddeleguję siostrę Ikerię do oprowadzania jej rodaka a Crista pójdzie pomóc Palomie w końcu też jest krzepka.
Taki sposobem Iker został pozbawiony obecności Palomy. Męczyło go to niemiłosiernie, bo Guti chciał zaglądnąć w każdy kąt i wszystko go zachwycało.
Casillas miał ochotę spuścić wpierdziel zarówno jemu jak i Crisowi, za to że przyprowadził tutaj Gutiego.
Podczas oglądania lewego skrzydła klasztoru matka przełożona wygłosiła długą i nudną historię jego dobudowy. Guti wyglądał jakby nagle spłynęła na niego światłość Ducha Św, natomiast Iker błądził myślami a duchem zapewne był w klasztornym kościele.
Tymczasem Cris był wielce ukontentowany faktem, iż nie znajduje się w infnermerii z tą starą pindotrypą, co to nie odróżnia smrodu od Gucciego. Paloma ani słowem nie zająknęła się o nadmiarze pachnideł a to przez fakt, iż znajdowała się cztery metry nad ziemią. Właśnie rozpoczęła pracę nad rekonstrukcją twarzy św Jerzego.
Pracowała w skupieniu wprowadzając w życie zamysł swojej wyobraźni a oblicze świętego powoli nabierało ludzkich cech.
- Kogoś mi ten kolo przypomina. - Cris wpatrywał się w schnącą farbę.
- Kogo?- zapytała mechanicznie Paloma.
- Nie wiem, ale wydaje mi się jakbym go znała. Może to jakiś biskup? Albo zakonnik?
- Podoba się siostrze?
- Nie no zajebiste!- rzekł z entuzjazmem CR7.
Paloma zaczęła się śmiać, bo siostrzyczka nie zauważyła że przeklęła w kościele a ją bawiło to niezmiernie.
Crista była pocieszna, chociaż śmierdziała jak skrzyżowanie Rossmana z Perfumierią Douglas.
Paloma spojrzała na swe dzieło krytycznym okiem. Coś jej tu nie pasowało, potrzebna była korekta pewnych części twarzy.
- Siostro, czy siostra mogłaby sprawdzić, czy siostra Ikeria jest już wolna? Strasznie jej tu potrzebuję.
Cris oderwał się od kontemplacji nóg dziewczyny.
- A dobra, już lecę! - rzekł i sprintem, najzupełniej niegodnym zakonnicy opuścił świątynię. Chwilę później powrócił, nie tylko w towarzystwie Ikera, ale również Gutiego i matki przełożonej. Fałszywy biskup wszedł do domu bożego tanecznym krokiem, napełniając nawę swym donośnym głosem.
- Ale mnie kręcą te wasze dzwony, niezły bit! Bim bam bim bam, będzie msza, powiadam wam! Uah!
- Tak, tak, istotnie, mamy pięknie brzmiące dzwony - rzekła słabo matka Germana.
Iker zacisnął szczęki, po czym kuksnął Gutiego pod żebro. Ten spoważniał na moment, przeżegnał się zamaszyście i pochylił głowę przed ołtarzem, po czym wrócił do zwiedzania. Na widok Palomy na rusztowaniu twarz mu się rozjaśniła.
- Niezłe du... dzieła tu macie! - zakrzyknął. - Witaj, dziecko!
Casillas zamknął oczy i skupił całą siłę ducha na tym, żeby nie grzmotnąć Gutiego świecznikiem w piuskę.
- Niech będzie pochwalony, Wasza Ekscelencjo! - odpowiedziała Paloma.
- Ej! Ja już gdzieś widziałem tego świętego! - Guti wycelował palec w Jerzego na fresku. - Czy nie w Madrycie?
Roześmiał się, ubawiony swoim dowcipem.
- Musiało się Ekscelencji wydawać - odparła Paloma, chyba jedyna jak dotąd osoba, której biskup Gutierrez nie ogłuszał ze szczętem. - Nie ma drugiego takiego.
- Możliwe, możliwe - rzekł fałszywy nuncjusz radośnie. - Piękny kościół, a macie tu coś jeszcze?
- Tak, ogrody - rzekła matka słabo.
- To idziemy je zobaczyć! - podekscytował się Guti.
- Ja nie mogę, mam uczulenie na pierdo... pierwiosnki! - Iker wzniósł dłonie w górę.
_________________________________________________________________________
Zaczniemy nasz wywód od ogromnych przeprosin! Z przyczyn od nas niezależnych nie mogłyśmy napisać rozdziału na piątek, ale kajamy się do samej ziemi i dodajemy dość długi rozdział!
Mamy nadzieję, że czekanie się opłaciło!
Pozdrawiamy jak zwykle serdecznie i gorąco!
Fiolka&Martina
PS. Oczywiście 3 mamy kciuki za Hiszpanów! Niech Europa zatriumfuje w Pucharze Konfederacji!
sobota, 22 czerwca 2013
Rozdział 9
Następnego ranka fałszywe siostrzyczki kiwały się nad talerzami, nieledwie lądując nosami w owsiance. Ich lica były blade, oczy podpuchnięte, a usta pożądały płynów, w jak największych ilościach.
- Mizernie siostry wyglądają - rzekła Tekla z troską. - Źle siostry spały?
- My, eeee, tego... - zaplątał się Ramos, nie wiedząc co rzec.
- My się modliłyśmy! - podrzucił Ronaldo. - Całą noc!
Eufrozyna odłożyła łyżkę i uniosła brew.
- Doprawdy? - zapytała cierpko. - A w jakiejż to intencji, jeżeli wolno spytać?
Cris spojrzał na Ikera, ale ten błądził myślami gdzieś daleko, kopnął zatem bramkarza w kostkę.
- Ugh...! - Casillas stłumił jęk. - Modliłyśmy się w intencji uwolnienia waszego klasztoru od problemu, wie siostra jakiego.
Matka przełożona wrzuciła do filiżanki kawy piątą, ostatnią kostkę cukru i zamieszała energicznie.
- Moje drogie, macie względy u Pana naszego, Jezusa Chrystusa - rzekła. - Ojciec Laurenty wyjechał w nocy.
Eufrozyna wytrzeszczyła w zdumieniu oczy. Zdaniem Ronalda wyglądała teraz jak zasuszona sowa.
- Dokąd? - zapytała.
- No właśnie? - zaciekawiła się Domitylla.
- Na długo? - chciała wiedzieć Felicyda.
- A wróci? - dopytywała się Carmela, z wypiekami na twarzy.
Tylko Scholastyka milczała, uśmiechając się łagodnie. Siedzące obok nowicjuszki musiały najwyraźniej dosłyszeć nowinę, bo szmer ich uradowanych głosów wzniósł się ponad ich stołem niczym werbalny obłok, przeplatany tu i ówdzie, niczym błyskawicami, wybuchami tłumionego śmiechu.
- Dziewczęta, silentio! - głos Eufrozyny przeciął ten rozgwar jak nóż. - Bądźcie łaskawe dziękować Bogu w duchu.
Matka Germana zaś popijała kawę z wniebowziętą miną.
- Otóż, moje drogie, on wyjechał na zawsze - oznajmiła. - Rozmawialiśmy po tym, gdy go znalazłyście w celi. Powiedział mi wtedy, że doznał objawienia i musi natychmiast wyjechać do klasztoru kamedułów, gdzie spędzi resztę życia.
- Na zawsze?!- wykrzyknął entuzjastycznie Ronaldo i przez nikogo nie zatrzymany wskoczył na chybotliwe krzesło wywijając w osobliwym tańcu. - Chrześcijanin tańczy, tańczy, tańczy, tańczy...tańczą, tańczą tańczą jego nogi.
Ramos z sykiem pociągnął go za koniec habitu, ale w odpowiedzi został zdzielony sandałem w czoło.
Eufrozyna obserwowała wszystko z obrzydzeniem, natomiast Ikera i Xabiego sparaliżowało z trwogi. Kepler podniósł się z miejsca i ściągnął wywijającego CR7, bo Portugalczyk niechybnie zmierzał ku demaskacji.
- Złaź mówię ci!- syknął cicho, że mógł to dosłyszeć tylko Ronaldo.
Ikera w tym momencie odblokowało, więc posłał matce przełożonej i reszcie zakonnic przepraszający uśmiech, zanim jednak coś powiedział wtrąciła się Eufrozyna.
- Znowu siostra usprawiedliwi Cristę zmąconym zdrowiem psychicznym?- zapytała spokojnie, ale w jej głosie słychać było nutę wściekłości i cynizmu. - Otóż w miasteczku praktykuje psychiatra Jose Alfonso de Leon, który zdaje się jest narzeczonym Palomy. Jeszcze dzisiaj zatelefonuję do niego, by zbadał siostrę Cristę.- mniszka spojrzała na Ronaldo uśmiechając się przebiegle, tak jakby bawiła ją cała sytuacja i to, że będzie mogła pastwić się na CR7.
Iker w duchu zaklął szpetnie, bo wyłuskał z monologu szpitalniczki, głównie informację o narzeczeństwie Palomy, zaraz jednak nakazał sobie spokój i opanowanie.
- Świrolog?!- zaryczał zraniony Cris.- Ja przecież jestem zdrowyyyyyaaaa!- jęknął, po tym jak Ramos z impetem nadepnął mu na stopę.
- Siostra Crista ma ciężkie przeżycia z dzieciństwa w slumsach.- zełgał Xabi a Anna popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Tak i tam przeżyła napaść a teraz ten uraz odnowił się z napaścią ojca Laurentego.- dodał Iker.
- Niezmiernie siostrze współczujemy.- matka przełożona spojrzała na czerwonego ze złości Ronaldo.
Psychiatra z miasteczka pojawił się koło dziesiątej rano, parkując swoje lśniące auto nieopodal bram klasztoru. Ku zaskoczeniu piłkarzy nie był to zażywny pan w średnim wieku, lecz człowiek trzydziestoparoletni, o niezwykle wypielęgnowanej urodzie. Tak wypielęgnowanej, że mógłby rywalizować z Crisem w jego najlepszych momentach. Poprawił wystudiowanym gestem swą złocistą fryzurę i z wyrazem znudzenia poszedł przez zewnętrzny dziedziniec.
- Tyy no, mam taką samą koszulę - rzekł Ramos, wskazując gestem głowy niebieskie wdzianko lekarza.
Obserwował jego przybycie zza muru ogrodu, wraz z Pepe, który przyszedł po zioła i warzywa potrzebne do obiadu.
- Niezła - ocenił Kepler. - Ale nie podoba mi się ten koleś. Śliski jakiś. Mam nadzieję, że Cris nie chlapie nic głupiego.
- A co miałby? - zdziwił się Ramos. - No, może nie jest tak inteligentny jak ja...
- Taaaa cały Real z ciebie wali.- mruknął pod nosem Pepe.
- Co? Nie dosłyszałem?- zapytał Ramos
- Mówiłem że Mou cię chwalił!
- No sam widzisz. Myślę, że Cris sobie mimo wszystko poradzi - orzekł radośnie Sergio.
Pepe westchnął ciężko. Czasami rozmowa z Ramosem była jak orka na ugorze.
Tymczasem złotowłosy Adonis psychiatrii został zaprowadzony przez matkę Germanę do jej gabinetu. Na krześle przed biurkiem siedział naburmuszony Ronaldo.
- Zostawię was same - rzekła taktownie matka i wyszła.
- Jakie ma siostra problemy? - zapytał Jose Alfonso. - Tylko zwięźle proszę. Za dwie godziny mam ważnego pacjenta, nie spóźnię się przecież przez taką taniochę.
- Taniochę? - wrzasnął Cristiano. - Ja taniocha?! Ja?!
- Zawyżone poczucie własnej wartości - rzekł psychiatra jednocześnie notując.
- Zawyżone?! Ja jestem Cris... - Ronaldo ugryzł się w język. - Crista! Służebnica pańska! Nie będzie mnie tu żaden świrolog taniochą nazywał!
- Świrolog?! - teraz wrzeszczał Jose Alfonso. - Jestem dyplomowanym psychiatrą, leczę elity, pingwinie jeden! Trochę szacunku!
Ronaldo wypuścił powietrze przez nozdrza z głośnym świstem i rzekł jadowicie.
- Obok elit to ty nie stałeś, nadęty baranie! I masz spalone włosy od ciągłego tlenienia!
- Spalone?! - kwiknął psychiatra. - No nie, tego już za wiele, nie będzie mnie pingwin o kosmetyce pouczał!
Cris wyciągnął broń ostateczną i zabójczą.
- A do tego masz wągry i maskujesz je podkładem! - wypalił mściwie.
Jose Alfonso wystrzelił z gabinetu niczym pocisk rakietowy, nieomal przewracając stojące pod drzwiami zakonnice, matkę i Eufrozynę.
- To jest niebezpieczna wariatka! - wrzasnął. - Wymaga leczenia zamkniętego!
- Ależ dlaczego? - zdziwiła się matka Germana.
- Ma potwornie zawyżone poczucie własnej wartości! I powiedziała, że mam spalone włosy!
- Bo ma pan - wyrwało się Eufrozynie. Germana zamordowała ją spojrzeniem.
Oburzony świrolog mknął przez dziedziniec tak szybko, że jego misternie ułożone włosy opadły mu na czoło, przesłaniając oczy niczym grzywa kucyka pony.
Przekroczywszy progi świątyni wypatrzył Palomę, która w skupieniu restaurowała scenę zabicia smoka przez św Jerzego.
- Paaaaaaaaaaaaloma!- krzyknął tak głośno, że echo poniosło się po całym kościele.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie a drabina na której stała zaczęła się niebezpiecznie chybotać a przerażona Paloma straciwszy równowagę runęła w dół.
Wszystko skończyłoby się bolesnym upadkiem na marmurową podłogę, a w najgorszym wypadku złamaniem jednej z kończyn, gdyby nie wybitny refleks Ikera.
Rzucił się ku Palomie w ostatniej chwili łapiąc ją w swoje przepastne ramiona.
- Dziękuję.- konserwatorka spojrzała z wdzięcznością na zamaskowanego Casillasa a on z wrażenia prawie wypuścił ją z rąk.
Miał wrażenie, że to łagodne spojrzenie emanuje wprost do jego serca, wypełniając je miłością i spokojem. Krew w żyłach bramkarza poczęła szybciej krążyć, tak że jeszcze chwila a rozerwałaby mu żyły.
-Nie ma za co...- odpowiedział trochę nazbyt męsko, ale w tej chwili nie liczyło się nic, nad to, że trzyma ją teraz w swoich ramionach.
- Paloma co ty wyrabiasz?!- porozumienie ich spojrzeń i dusz przerwał jazgot wkurzonego Jose Alfonso.
- Czego?!- wyrwało się Palomie, którą Iker delikatnie postawił na posadzce.
- Wracasz ze mną do miasteczka, twoja matka...
- Moja matka nie ma tutaj nic do gadania! Jestem osobą pełnoletnią i jeśli jeszcze nie zauważyłeś, to znajduję się w pracy!
Jose Alfonso spojrzał na restaurowane malowidło z pogardą, co w Ikerze wywołało przypływ totalnego wkurwienia.
- Wracasz ze mną!- doskoczył do Palomy i jął ją targać ku wyjściu z głównej nawy.
- Hola, synu! - zawołał Iker władczo. - Nie nauczono cię szacunku dla kobiet?
- Wal się, pingwinie! - wrzasnął buntowniczo Jose Alfonso.
- Puść mnie kretynie! - warczała Paloma, szarpiąc się.
- Pani cię o coś prosiła - dłoń bramkarza spoczęła na ramieniu psychiatry.
Korzystając z momentu nieuwagi Jose, Paloma wyrwała się i wybiegła na dziedziniec. Psychiatra, bulgocący furią pobiegł za nią, za nim zaś pędził Iker.
- Nie będziesz pracować w tym miejscu! - wrzasnął Jose Alfonso, chwytając Palomę za ramię.
- Bo co?! - Paloma odepchnęła go z całej siły. - Odwal się ode mnie wreszcie!
Rozjuszony psychiatra chwycił ją za koński ogon i szarpnął mocno. Dziewczyna zawyła z bólu, a Casillas zaczął widzieć świat na czerwono.
- Potrzebujesz kilku nauk z Pisma Świętego - oznajmił przez zęby. - Puść ją!
- Bo co? Jakich nauk chcesz mi udzielić, pingwinie? - prychnął Jose, puszczając jednak Palomę.
- Albowiem rzekł Pan: a jeśli cię kto uderzy w prawy policzek - tu Iker poczęstował niegodziwca soczystym sierpowym w prawą stronę szczęki. - Nadstaw mu i drugi!
Z tymi słowy poprawił przeciwnikowi z drugiej strony. Oszołomiony psychiatra nie rozumiał co się dzieje i jakim cudem tłucze go zakonnica.
- A dlaczego siostra się wtrąca?- Jose Alfonso złapał się za obolałą szczękę.- To moja kobieta!
Mina Ikera wskazywała na to, że psycholog uruchomił w nim dawno nieaktywne pokłady ślepej furii.
- Kobiety są paniami swojego losu, młodzieńcze!- wyfalsetował, ale miał ochotę zrzucić habit i stanąć w szranki z tym patałachem przy wykorzystaniu gołej klaty.
- Ciekawe czego używa do golenia klatencji. Ma taką muj siensible...Moja zarosła jakimś czarnym czymś a ktoś mi buchnął maszynkę!- jęknął Cris, patrząc zazdrosnym wzrokiem na wypieszczone popiersie psychologa.
- Czy możesz chociaż raz przestać myśleć o sobie?- warknął Ramos.- Iker go zaraz rozniesie a ty pierdolisz o depilacji klaty.
- O sobie?! - oburzył się Ronaldo.- Zamknij się taniocho, ja myślę o moich fankach! Czy ty wyobrażasz sobie ich miny, gdy mnie takim zobaczą? Na pewno zemrą ze strachu i popełnią zbiorowe samobójstwo! Ja nadaję trendy, jestem i mam seksapil, czego tobie brakuje. Blondyni nie są w modzie. Taniocho jedna ty!
- Błagam cię zamilcz.- Xabi nie wytrzymał i kopnął CR7 w kostkę.
Tymczasem Jose Alfonso ani myślał ustępować przed jakąś zakonnicą, nawet jeśli ta zakonnica potrafiła nieźle przywalić.
- Spadaj, stara kwoko, idź klepać swoje pacierze! - prychnął. Złapał Palomę za nadgarstek i pociągnął za sobą. - Idziemy!
Dziewczyna wyrwała mu się, niczym rozwścieczona kotka.
- Nie jestem twoją własnością, idioto! - parsknęła.
Iker zawinął rękawy habitu.
- Chyba potrzebujesz więcej mądrości, synu - orzekł.
Jose się zawahał. Nijak mu było bić się z kobietą, zwłaszcza zakonnicą i to jeszcze publicznie. Z drugiej jednak strony ustąpić byłoby śmieszne. Pchnął zatem domniemaną siostrzyczkę w pierś i zdziwił się, bo nawet się nie zachwiała.
A potem sprawy potoczyły się błyskawicznie.
Zanim Jose się obejrzał już leżał w pyle dziedzińca, z ręką bardzo boleśnie wykręconą za plecami.
- Pokutuj, synu, bo nie szanujesz wolnej woli innych ludzi, a nawet Pan nasz ją szanuje - rzekł Iker uroczyście. - Wstawaj.
Psycholog podniósł się ostrożnie. Uścisk na jego ręce nie zelżał ani odrobinę.
"Ta baba ma łapska jak imadła" pomyślał z rozpaczą.
- Teraz grzecznie powiedz wszystkim "Szczęść Boże" i wychodzimy - zakomenderował Iker.
- Szczęść Bbbboże - wystękał psycholog.
- Czynisz postępy, synu - pochwalił bramkarz. Zaprowadził go do furty klasztornej, którą uczynnie otworzył przed nimi Pepe.
- Idź i nie grzesz więcej - pouczył łagodnie Iker, puszczając Jose. - A jak zobaczę jeszcze raz, że startujesz do Palomy z grabiami, to ci takie Pater Noster spuszczę, że i święty Boże nie pomoże.
Wiadomość o łomocie jaki siostra Ikeria spuściła Jose Alfonso de Leonowi, rozeszła się po klasztorze lotem błyskawicy.
Podczas obiadu wszystkie pary oczu skierowane były ku miejscu, gdzie stołowały się fałszywe siostrzyczki.
- No to dałeś czadu Casillas.- Pepe dopieprzył jarzynówkę, mieszając w niej energicznie łyżką. - Pepita jak relacjonowała to Domitylli to prawie dostała kociokwiku.
- No to była ustawka roku! Nie wiedziałem, że Iker jest taki silny.- zachichotał Cris.- Pokazałeś temu dupkowi gdzie raki zimują.
- Ty się akurat nie odzywaj Ronaldo, bo to przez ciebie ta sytuacja. Gdybyś podczas śniadania nie zachowywał się jak skończony patafian to ten idiota nie byłby wzywany. -prychnął Ramos.
- Spokój!- syknął Iker.
Czuł się idiotycznie, ale nie potrafił postąpić inaczej. Gdy zobaczył tego picuś glancusia szarpiącego Palomę za włosy, furia przesłoniła mu cały świat. Był wyjątkowo czuły na przemoc wobec kobiet w dodatku zaczynał coś czuć do panny Lopez. Coś co rozgrzewało go od środka i emanowało wokół niego.
Nigdy wcześniej hormony nie buzowały w nim jak bąbelki w coca coli, nawet wtedy gdy pierwszy raz ujrzał Sarę.
Z Carbonero wszystko było szybkie, związek, spotkania, seks...natomiast Paloma.
Paloma była jak promyk w letni poranek, miał ochotę porwać ją w ramiona i biec boso przez pachnącą ziołami łąkę.
Kurwa mać!- zaklął szpetnie w myślach- O czym ja pierdole?!
Xabi do końca dnia chodził skwaszony niczym kapusta wciśnięta w beczkę. Całe dwa dni olewał Annę, co nie przyniosło spodziewanego efektu. Ona nawet nie była zazdrosna, gdy jedno z wiejskich dziewcząt przyszło z jakąś sprawą do matki przełożonej. Hoża dziewczyna szukała matki Germany w bibliotece świecąc przy tym na wpół odsłoniętym biustem. Oczywiście Alonso nie byłby meżczyzną, gdyby z ukradka nie pozezował w jej dekolt, ale Anna chyba tego nie zauważyła. Ona wcale nie była o niego zazdrosna. Po aferze z Jose Alfonsem, jeszcze bardziej zamknęła się w sobie.
Pomocnik po wieczornej mszy urwał się z celi i poszedł popatrzyć na gwiazdy. Powietrze po wieczornej burzy było lekkie i rześkie, chłodząc jego rozpalone policzki. Przysiadł na murku, niedaleko ogrodu spoglądając na gwiazdy rozsypane na atlasowym granacie nieba. Wypatrzył wielki i mały wóz a potem bezmyślnie gapił się na mrugające w jego stronę, oddalone o setki lat świetlnych siostry słońca.
Nie zauważył postaci siedzącej pod drzewkiem pomarańczowym, dopóki nie usłyszał cichego pochlipywania. Zsunął się z murku idąc ku źródłu płaczu i jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy w zrozpaczonej niewieście rozpoznał Annę.
Nie miała na głowie welonu a ubrana była w biała koszulę nocną, która apetycznie podkreślała jej kształty. Serce Xabiego fiknęło koziołka a ręce same ciągnęły go do tej fantastycznej dziewczyny.
- Anno...- rzekł cicho, cichuteńko tak żeby nie uciekła mu niczym spłoszona sarenka.
Podniosła na niego aksamitne oczy, zaczerwienione od wylanych łez.
- Odejdź Xabi. - odpowiedziała mimowolnie przechodząc z nim na ty. - Nie dręcz mnie więcej!
- Ja cię dręczę?-zapytał a w jego głosie słychać było smutek i zmęczenie.
- Tak ty! Mącisz mi w głowie, po co tutaj przyjechałeś? Chcesz udowodnić swoim koleżkom, że uwiedziesz przyszłą mniszkę? Ja już wybrałam i musisz się z tym pogodzić!- odpowiedziała ostro na co Alonso zareagował w jedyny słuszny sposób. Zamknął jej wargi, swoimi ustami łącząc się z nią w szaleńczym i namiętnym pocałunku. Ich języki splotły się w ognistym tangu niespełnionej tęsknoty.
Anna drżała raz po raz, gdy ciepłe dłonie Xabiera sunęły po jej nagich ramionach a złaknione usta wytyczały palący szlak od jej warg, przez szyję aż w końcu dotarły do piersi.
Schowani między drzewami unosili się w odwiecznej walce pomiędzy rozsądkiem a nieokiełznaną namiętnością prowadzącą ich do jednego słusznego celu. Xabi zatracał się pieszcząc uległa Annę i byłby ją wziął tutaj na miękkiej trawie, pod pachnącą pomarańczą, gdyby nie głosy dobywające się od strony szopy. Czar prysł jak bańka mydlana, pozostawiając ich wygłodniałych i niespełnionych.
______________________________________________________________________________
Z poślizgiem dosłownie 1,5 godzinnym przedstawiamy kolejny odcinek Siostrzyczek! Zrobiło nam się eine liebe und grande amore w końcu miłość przywiodła tę piatkę do bram klasztornych.
Zapraszamy Was serdecznie do zakładki bohaterowie, gdyż pojawiły się tam nowe postaci. Co prawda ojciec Laurenty odszedł zbawiać swą duszę, ale nie zakończy to kłopotów naszych argentyńskich mniszek. Jak zwykle życzymy Wam miłego czytania!

piątek, 14 czerwca 2013
Rozdział 8
Iker kontemplował właśnie prace Palomy nad freskiem,
przedstawiającym świętego Jerzego (oraz, do czego nie przyznawał
się nawet sobie, jej kształtny tyłek, ściśle opięty dżinsami),
gdy główne drzwi kościoła otwarły się z hukiem i do środka
wkroczyła matka przełożona. Wokół niej, niczym satelity, krążyły
siostry Carmela i Felicyda, Domitylla bowiem prawie nigdy nie dawała
wyciągnąć się ze swej ukochanej kuchni, Tekla zaś z ogrodu.
Za matką i jej towarzyszkami sunął Ronaldo, z twarzą jak chmura
gradowa, a za nim truchtała cała reszta ikerowej trzódki.
- Siostro Ikerio, musimy porozmawiać - rzekła matka Germana. -
Przyszedł do mnie na skargę ojciec Laurenty, twierdząc, że
siostra Crista go pobiła.
Iker otworzył usta, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo wciął
się Cris.
- A pobiłam! - rzekł z dumną.- I wcalę się tego nie wstydzę,
jako kobieta i służebnica Chrystusa, czuję się w obowiązku
chronić moją cnotę przed takimi napaściami! - w oczach CR7
zalśnił płomień odwagi i męstwa.
- Ale jak to?- jęknął Iker nie mogąc uwierzyć, że Ronaldo
prawie się zdemaskował.
Która kobieta ma tyle siły, żeby pobić tego capa?
- Czy on siostrze ubliżył?
- Napadł mnie, uśpił i związał a potem...- Portugalczyk
odetchnął głęboko, gdyż nadal czuł na sobie dotyk obleśnych
łap Laurentego.- Potem ekshibicjonistycznie się obnażył! Pokazał
mi...- nie dokończył bo Iker zmroził go spojrzeniem.
- Zawsze twierdziłam, że ten Laurenty to kawał sukinsyna.-
skomentowała to Paloma.
- Ależ drogie dziecko, nie wolno w domu bożym opowiadać takich
rzeczy!- oburzyła się siostra Felicyda.
Paloma nie miała zamiaru siedzieć cicho.
- A to nie prawda? Dam sobie uciąć warkocz, że ten lubieżnik
siostrzyczki też nagabywał, ale nie każda kobieta ma siłę, żeby
przeciwstawić się temu chamowi! Dobrze siostra zrobiła.-
dziewczyna uścisnęła dłoń roztrzęsionego Ronaldo, uśmiechając
się doń pokrzepiająco.
Ładna dziewczyna- pomyślal CR& uśmiechając się do niej
szeroko.- I ma idealnie wyregulowane brwi, nie żadnego tam Breżniewa
co to prezentuję inne mniszki.
Matka Germana westchnęła głęboko, spojrzała na ołtarz i
przeżegnała się.
- Niech mi Bóg przebaczy to co teraz powiem, ale masz dziecko rację
- rzekła. - Ojciec Laurenty to nasz krzyż, który musimy nieść od
lat.
- Ale o duchownym takie rze... - zaczęła Felicyda, umilkła jednak
zgromiona spojrzeniem matki.
- Jest duchownym, ale także człowiekiem - rzekła matka surowo. -
Nie możemy zamykać oczu na krzywdę.
Pepe zmarszczył brwi. Iker przyglądał się stoperowi z niepokojem,
znał bowiem to spojrzenie i wiedział, że nie zwiastowało ono
niczego dobrego.
- Krzywdę? - zapytał Kepler. - Co matka mówi?
- Widzi siostra, naszym poprzednim spowiednikiem był ojciec
Fernando. Meksykanin, poczciwa dusza, ale cztery lata temu zmarło mu
się ze starości i wtedy przydzielono nam Laurentego. No i się
zaczęło nieszczęście. My, to znaczy ja, Eufrozyna, Felicyda,
Tekla i Domitylla jesteśmy za stare, żeby budzić w kimkolwiek
grzeszne chucie...
- No ja myślę - wyrwało się Ramosowi. Iker i Pepe równocześnie
kopnęli go w kostkę, z obu stron. - Aua!
Na szczęście zatopiona w retrospekcji Germana nie zwróciła uwagi
na słowa Sergia.
- ...ale nowicjuszki nie miały chwili spokoju. Pisałyśmy do
generalicji, do kurii, skarżyłyśmy się do episkopatu, nic nie
pomogło. Dlatego nowicjuszki od nas odchodzą, jedna Carmela
wytrwała do obłóczyn. Trudno im się, doprawdy, dziwić, bo to
jest straszne.
- Oczywiście, że jest - parsknęło od drzwi. Wszyscy obejrzeli się
jak na komendę. W progu kościoła stała Eufrozyna, a za nią, jak
zmumifikowany cień, Scholastyka. - Od dawna mówię, że tego
starego capa, wybacz mi Panie to, co mówię, trzeba sę jakoś
pozbyć.
- Jak, siostro, na Boga Najwyższego? - zagrzmiała matka. -
Zamordować i zakopać w pomidorach siostry Tekli?
Eufrozyna westchnęła.
- Tego nie powiedziałam - rzekła sucho. - Ale pozbyć się go
trzeba. I dać mu nauczkę.
- Ale niech siostra zrozumie, że my nic zrobić nie możemy! -
prychnęła wściekle matka Germana. - Jeśli on się poskarży
swojemu wujaszkowi nuncjuszowi, to nas rozwiążą jak amen w
pacierzu!
Piłkarze porozumieli się wzrokiem.
- Niech siostry będą spokojne - rzekł Iker, wznosząc dłoń
niczym Cezar. - Jestem pewna, że Bóg nie pozwoli, abyście dłużej
cierpiały przez tego zbereźnika.
- Tak jest! - rzekł Pepe z ogniem. - Miejcie ufność w Panu! Jego
anioł szepnął mi, że do jutra, do południa, ten człowiek opuści
wasz klasztor i nigdy tu nie wróci!
Eufrozyna i matka przełożona spojrzały na niego dziwnym wzrokiem,
potem popatrzyły na siebie.
- No dobrze, skoro siostry tak mówią - rzekła Eufrozyna z
powątpiewaniem.
- Coś mi się wydaje - rzekła Paloma z wysokości drabiny - że
zyskały siostry wstawiennictwo co najmniej jednego świętego.
Iker spojrzał na nią. Przysiągłby, że dziewczyna do niego
mrugnęła. Czy ona coś wie?
Starsze mniszki rozeszły się do swoich cel, tymczasem grupka
fałszywych siostrzyczek do społu z konserwatorką obmyślały plan
na pozbycie się Laurentego.
- Jakie mamy opcje?- zapytał Iker, rozsiadając się na najwyższym
stopniu ołtarza, obok niego przysiadła Paloma, wydzielając wokół
siebie zapach jaśminu.
"Jasminum- to znaczy pożądanie" - pomyślał, zaraz
jednak opanował swoje grzeszne myśli.
W tej chwili nie może myśleć jak mężczyzna, tym bardziej teraz,
gdy zboczeniec maltretuje bogu ducha winne zakonnice.
- Ja mam pewien plan.- Kepler uśmiechnął się szeroko a w ponurym
wnętrzu kościoła, zalśniły jego białe zęby. - Wiemy doskonale,
że Laurenty lubi sobie chlapnąć przy spowidzi czułam odór
sfermentowanego wina.
- Tak zwanych przedwstępnie strawionych siuśków.- weszła mu w
słowo Paloma.
Ramos miał ochotę zarżeć jak koń, ale Ronaldo poważny jak na
egzaminie w ostatniej chwili dźgnął go łokciem w bok.
- Zamknij paszczę Ramos...- syknął przez zęby
Sergio odpowiedział mu morderczym spojrzeniem, ale nic nie
powiedział bo na usta cisnęły mu się same niecenzuralne
wyrażenia.
- Właśnie Palomo! Ujęłaś to doskonale.- zarechotał Pepe. - Gdy
nasz umiłowany w Panu ojczulek zaśnie, wejdziemy do jego pokoju.
- A w jakim celu?- przemówił Xabi, który do tej pory był milczący
niczym pomnik cmentarny z wisielczym humorem do kompletu. Czuł
frustrację, bo Anna nie zaszczyciła go ani jednym spojrzeniem w
dodatku musiał trzymać się planu Ramosa i udawać niedostępnego.
Jak miał to robić, gdy wzrok sam uciekał w jej stronę? Przez całe
życie myślał, że miłość jest czymś co zdarza się bardzo
rzadko a teraz konał z rozpaczy.
Jakże prawdziwe były słowa piosenki, którą kiedyś zasłyszał a
która teraz krążyła mu po głowie.
"Czy ona wie, że nosi w sobie Ewy grzech? I czemu ja, tak
bardzo, bardzo pragnę jej! "- jęczał w myślach dokładnie
tak samo, jak musiały robić to dusze skazane na wieczne męczarnie.
- Siostro Xabierio proszę zejść na ziemię!- Paloma zamachała
Alonsowi przed twarzą.- Nie kuma siostra cha chy? Przecież to
łatwe. Wystraszymy go! Co siostry preferują?-zapytała radośnie.
- Białą damę?- zaproponował Ramos
- Upiora w operze!- dodał CR7 i zaraz zamilkł, bo Ramos puknał się
w czoło, szepczac do niego niemo- Idiota
Pepe zamachał rękami.
- Ależ wy nic nie rozumiecie - wykrzyknął. - Przysuńcie no się,
to wam powiem!
Fałszywe zakonnice i Paloma splotły się ramionami, formując
kółeczko, jak na boisku przed meczem, a Pepe zaczął szeptać.
Po obiedzie wszyscy wrócili do swoich zajęć. Iker siedział w
kościele, pomagając Palomie, Kepler pocił się w kuchni, ponieważ
Domitylla uparła się zrobić sernik wiedeński, została jej bowiem
masa białego sera, nie wykorzystana do ruskich.
- Kochana, a gdzie ja to schowam? - rzekła do Keplera. - Nie mam
miejsca w lodówce, a w spiżarni zepsuje się raz dwa. Trzeba
przerobić.
- Ale to po co siostry tyle kupowały? - zdziwił się Pepe.
- To nie kupne, to z darów. Jednej mleczarni zalegał w chłodni, bo
nie mieli zbytu. Bez gadania, robimy sernik! Siostra wyjmie maszynkę
do mięsa z szafy!
- A trzeba będzie coś wyrabiać? - zapytał Pepe z nadzieją.
- Nie, ale będzie piana do ubicia. Też niezłe jak się trzeba
wyciszyć.
Zmierzający w stronę szafy Pepe podskoczył z radości.
Tymczasem w ogrodzie niefortunnym zbiegiem okoliczności Ramos
pozostał sam na sam z Emanuellą. Tekla znowu siedziała w szopie,
warząc jakieś dekokty, a Carmela, która miała tam zakaz wstępu,
tkwiła w szklarni, wykonując tam jakieś zabiegi pielęgnacyjne dla
roślinek. Nowicjuszka miała pielić, Ramosowi zaś zlecono
opryskiwanie grządek preparatem przeciw grzybom, jednak szybko
zmieniło się to w dziwaczną zabawę w chowanego.
Ognista dziewczyna obmacywała Sergia spojrzeniami i nie pomogło
chowanie się w pomidorach, ani czołganie się między rzędami
fasoli. Czarne oczy Emanuelli znajdowały Ramosa bezbłędnie.
- Dziecko moje, skup się na Bogu, bardzo proszę - błagał Ramos
zza zasłony dorodnych krzaków bobu.
- Nie mogę - mruczała Emanuella, dając nura w bób. - Kiedy widzę
siostrę, zapominam o całym świecie!
Ramos na czworakach przemieścił się czym prędzej w łan
kukurydzy, jednak szelest roślin wskazywał, że pogoń jest tuż
tuż.
- Siostro Serrrrgio, niech siostra nie ucieka - rzekła Emanuella.
Jakim cudem ona się znalazła tuż za nim?
Chciał uciekać, ale okazało się, że zapędził się w róg
ogrodu i po obu stronach miał mur.
- Dziecko, zaklinam cię na rany Chrystusa, opanuj się! Grzeszysz! -
wrzasnął. Nowicjuszka skradała się ku niemu na czworakach, jak
dzika kotka.
-
Stąd powrotu nie ma już...spalone mosty i gra pozorów wreszcie
kończy się!- powiedziała jednym tchem i przywarła do ust Ramosa,
niczym pijawka do skóry chorego.
Sergio
był w ciężkim szoku, ale gdy młoda nowicjuszka wcisnęła mu
język do ust, poczuł jak nagle jak jego maszt niebezpiecznie się
unosi. Tego by brakowało, żeby odkryła jego płeć.
-
Co też siostra robi?!- odepchnął ją od siebie. - To karygodne, to
jest grzech sodomski!
Emanuella
spojrzała na niego i oblizała spuchnięte od pocałunku wargi.
-
Jesteś moja Sergio! Kocham cię i już wiem na pewno... chcesz
zrobić to ze mną!
-
Jestem zakonnicą!
-
A ja jestem lesbijką!- wydyszała.
Sergio,
czując, że lada moment się zdemaskuje, zerwał się jak rącza
gazela i pomknął przed siebie, skacząc ponad grządkami. Emanuella
mknęła za nim, nie mniej rączo, zdumiewając tym stopera Realu.
"Jezusie,
jak szybko ona może biegać?" jęknął w duchu. "Może
niech ją Perez zakontraktuje na przyszły sezon?"
Spocony
jak kościelna mysz dopadł węża ogrodowego, chwycił jego końcówkę
i odkręcił kurek.
-
Kocham cię, Sergblblblblbl - wybulgotała trafiona strumieniem
lodowatej wody Emanuella. Sergio wystudził dokładnie nowicjuszkę,
po czym dla pewności polał także sam siebie.
-
A co siostra wyprawia, na miłość boską? - siostra Tekla wyszła z
szopy i wzięła się pod boki.
-
Chłodzimy się - wyjaśnił zwięźle Sergio. - Rozumie siostra,
upał.
Tekla
pokręciła głową, stwierdzając w duchu, że nie rozumie wcale
tych Argentynek.
Z
nastaniem zmierzchu fałszywe siostrzyczki skryły się na swoim
piętrze, by móc wcielić w życie swój plan. Zanim jednak
przystąpili do dzieła, Pepe udał się do bieliźniarki po kilka
prześcieradeł, przy okazji nurkując w zapasach ojczulka. Wyjąwszy
stamtąd dwie butelki asturyjskiego trunku, czmychnął przez nikogo
nie zauważony do reszty towarzyszy.
-
Chłopaki!- kopniakiem otworzył drzwi machając rękami w których
dzierżył zdobycze.- Mamy jabola i prześcieradła!
Ramos,
Pepe i Iker odtańczyli radosny taniec, tylko Xabi siedział jakiś
taki markotny.
-
Xabierku rozchmurz się!- Ramos rozsiadł się na łóżku Alonsa i
klepnął go po plecach.- Po pierwszym dniu nie będzie
oszałamiających efektów. Lasia musi przetrawić, że masz ją w
ciężkim poważaniu.
Bask
nie czuł się przekonany. Co z tego, że Anna została wystawiona na
próbę, skoro on cierpiał męki? Jedyne na co miał ochotę, to
przybycie do niej pod osłoną nocy i pokrycie jej ciała milionem
pocałunków. Potem zabrałby ją na łąkę i kochał się łagodnie
i czule pod rozgwieżdżonym granatem nieba.
-
Ja już nie mogę!- jęknął w rozpaczy.- Płonę do niej!
-
Eeeeeeeeeeeej jak nie mogę to na drugą nogę!- Pepe wyciągnął
zebami korek i podał koledze butelkę.
Xabi
wychylił porządnego hausta, krztuszac się i pokasłując.
-
O matko co to?! Mocne jak kurwisyn!
-
Chyba skurwysyn!- poprawił go Ronaldo przejmując od niego butelkę.
Pociągnął
i on, ale zaraz spurpurowiał na twarzy, wybałuszając oczy jak
zdziwiony Oezil.
-
Ojacieżkurnaszpierdole?! Co to kurwa jest?
-
Na etykietce było, że to wino z Asturii, ale w smaku...- Pepe
zakosztował zawartości butelczyny.- To jest najprawdziwsza
śliwowica! Ale jazda! 60 % jak nic! Zajebista! Ale się naprujemy!
Juhuuuuuuuuuuuuuuuu!
-
Żadne naprujemy - Iker wyjął stoperowi butelkę z dłoni.
Pepe
spojrzał na niego wzrokiem głodującej sieroty, której ktoś
odejmuje od ust kęs chleba.
-
Ale dlaczego?!
-
Bo mamy akcję, panowie. Poza tym pożyczyliśmy sprzęt od Palomy i
macie go nie popsuć, jasne?
-
Ale po akcji się naprujemy? - zapytał z nadzieją Ramos.
-
Po akcji owszem - rzekł Iker.
Pokój
spowiednika mieścił się na parterze, w skrzydle zachodnim. Ojciec
Laurenty spał sobie właśnie smacznie, rozwalony na wygodnym,
staroświeckim łożu. Odziany w różową piżamę, pochrapywał
melodyjnie, śniąc o jędrnym tyłeczku słodkiej Cristy, którą
gonił właśnie po kwietnej łące, z butelką najlepszego
amontillado w dłoni.Wtem łąka zadygotała i rozjaśniła się
nadziemskim blaskiem, w nim zaś Laurenty dojrzał jakąś postać.
Odziana była w biel i miała srogie oblicze.
-
Laurenty! - wyrzekła.
Spowiednik
podskoczył i z wrażenia się obudził, ale, dziw nad dziwy, wciąż
widział tę postać, skąpaną w świetle. Stała w drzwiach jego
pokoju i patrzyła potępiająco.
-
Kim jesteś? - zapytał osłaniając oczy, bo raziło go światło.
-
Twoim Panem, plugawy grzeszniku! - odparła postać głębokim
barytonem. - Jam jest Bóg Abrahama i Jakuba, kóry cię wywiódł z
ziemi egipskiej, z domu niewoli! Umarłem za twoje grzechy na krzyżu,
a ty, cóż mi czynisz?
Rzednące
włosy na głowie księdza zjeżyły się.
-
Alealealeale... ja przecież nic... ja jestem pokornym sługą... -
jąkał się, złażąc z łóżka i padając na kolana na zimnej,
kamiennej posadzce.
-
Ranisz mnie! - zagrzmiała postać. Wyciągnęła dłonie, spływające
krwią. - Dręczysz niewinne niewiasty! Folgujesz swym chuciom!
-
Panie, wybacz! - zawył spowiednik, waląc w pokłonach głową o
podłogę.
-
Popraw się! - postać wzniosła palec. - Oczyść duszę swoją!
Odejdź do klasztoru, między mnichów i pokutuj!
-
Tak, panie! - wyszeptał Laurenty.
Postać
pochyliła się w jego stronę.
-
Dla tych, którzy się mnie zapierają i nurzają się w rozpuście
jest tylko piekło! - oznajmiła.
Huknęło,
błysnęło i tuż przed księdzem zmaterializowała się inna
postać. W jej czarnej, wykrzywionej w okropnym grymasie twarzy,
błyskały białe zębiska i białka straszliwych oczysk. Zarechotała
straszliwie i w kolejnym rozbłysku znikła, znikło tez światło.
Na schodach słychać było tupot stóp zbiegających zakonnic.
Pierwsza
w pokoju Laurentego znalazła się Eufrozyna. Ujrzała spowiednika
zwiniętego w kłębek na posadzce i drżącego jak liść.
-
Co się ojcu stało? - zapytała, klękając przy nim.
Ksiądz
spojrzał na nią, a twarz jego wyrażała zarazem trwogę i ekstazę.
-
Bóg - wyszeptał. - Bóg ma rudą brodę!
W
umywalni wschodniego skrzydła Xabi zmywał z rąk czerwoną farbę,
Pepe zaś z twarzy węgiel drzewny.
-
Ale go nastraszyliśmy - chichotał Kepler. - Alonso, byłeś
kapitalny!
-
Dziękuję - odparł Xabi. - Ty też się nieźle spisałeś jako
szatan.
Wrócili
do dormitorium. Ramos i Cris, pod dyrekcją Ikera, składali w kącie
sprzęt Palomy.
-
Odrobina farby, węgla i magnezji, dwa reflektorki i objawienie jak
ta lala - oznajmił zadowolony bramkarz. - Panowie, zasłużyliśmy
na tę śliwowicę!
-
Taaaak! - Pepe wyszczerzył zęby, wywrócił straszliwie oczyma i
zanurkował pod łóżko po butelkę. - Impra!
-
Brakuje tylko Gutiego - zauważył Cris. - I jego pim-pam.
Jak na zawołanie telefon Ronalda zawibrował i zacżął grać
piosenkę Call me maybe...w wykonaniu samego Ronaldo. Na ekranie
pojawiło się zdjęcie blondyna w kamizelce z futerka i różowym
podkoszulku pod spodem.
Cris czym prędzej odebrał na głośno-mówiący a po celi rozległ
się głos Gutierreza.
- Siema pały!- zarechotał po drugiej stronie.- Gdzie wyście się
oddelegowali? Mam ochotę się napruć a was nie ma!
- Wpadaj auaaaaaaaaaa!- jęknął Cris, któremu Ramos nadepnał na
nogę.
- Stul pysk!- syknął
- Ramoska? Ty też tam jesteś stary lubieżniku? Słuchaj, rzuciłeś
tę swoją Pelagię?
- Pilar matole! I tak rzuciłem ją!- odpowiedział obrońca.
- To się dobrze składa mam takie dwie dupeczki na oku.- zarecholił
były madritista.
- Guti ty się nigdy nie zmienisz.- do rozmowy włączył się Iker.
- Santo mówisz jakbyś był w klasztorze.
Wszyscy jak na komendę zamilkli.
- Jesteście w klasztorze?- domyślił się Hiszpan- Ej no chłopaki
ja też chcę! Nie wzięliście mnie, jacy z was koledzy.
- Nie mogliśmy Guti.- odpowiedział Pepe.- Ale jak skończymy to się
razem naprujemy.
- Trzymam was za słowo. Idę sobie pokicać sam z dziuniami. Pim pam
cipeczki!- zarecholił, po czym się rozłączył.
Piątka piłkarzy po nocnych ablucjach rozłożyła się na swoich
łóżkach, popijając trunek, który krążył pomiędzy nimi.
Pół godziny później, Iker przysiadł się do Xabiego i objął go
ramieniem.
- Wiesz so?- zapytał Xabiera.- Szczeliła mie...
- Khto?- Alonso spojrzał na kapitana mętnym wzrokiem.-
- No szczała...hik.- Iker narysował w powietrzu strzałę i grot a
potem ją kreślić serduszka.
Pepe, który jeszcze nie był upojony do ostateczności zaczął się
przeraźliwie śmiać. Runął na podłogę wywijając nogami, tak
jakby pedałował niewidzialnym rowerem.
- Czego rżysz Kepler?- zapytał Ramos.
- Bo ja wiem co go strzeliło.- wyszczerzył się jak na zdjęciu do
legitymacji.
- Co?- zapiszczał Cris.
- Nie jazgocz.- Ramos usiłował go palnąć, ale runął z łóżka
lądując obok Keplera.
- A spierdalaj!- powiedział uprzejmie Ronaldo.- Wsądź sobie lepiej
na tę swoję Emanuellę, słyszałem od tych no...nowicjate.
- Nowicjuszek.- poprawił Kepler
- No właśnie! Że Emanuella cię chciała przelecieć w ogrodzie!-
wyszczerzył się CR7
- Stul pysk cioto!- warknął Sergio
- Sam jesteć ciota hiszpański byku od siedmiu boleści.- prychnął
Portugalczyk.
- Zamknijcie mordy! Miałem powiedzieć co strzeliło Ikera!
- No ssso? Dowiem się w końcu?!- zapytał nawalony Xabi
- Tempa szczała!
- Wy to kurde jesteście nieszszszuli - obraził się Iker. - To jest
miuuuuoooośśśś!
- Teraaas mnie rosumiesz! - Xabi padł mu w objęcia.
- Panowie - czknął Kepler. - Jesteśmy fffczarnej dupie.
Cris popatrzył na niego i stwierdził, że widzi dwóch Pepe. Zrobił
zeza zbieżnego, z nadzieją, że jeden zniknie.
- Ale dlaszego? - zapytał.
- To się rozprzeszczenia - odparł Pepe. - Dajcie flaszkę, muszę
się... odkozić. Odkazić.
Ramos i Cris popatrzyli na siebie i na wyścigi ruszyli na czworakach
do butelki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)