wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 15



    Cristiano siedział w kącie celi i pokątnie łączył się z internetem w iphonie. Było mu niewygodnie, bo żeby złapać chociażby jedną kreskę zasięgu musiał unieść tyłek do góry a telefon trzymać pod dziwnym kątem.
   - Co?!-ryknął przeraźliwie- Jego fryzura jest lepsza i kuloodporna? Taka taniocha?!
   - Co drzesz mordę? - jęknął Ramos
   - Bo ten Piszzzzzek ma lepszy żel ode mnie! Skąd on to ma?
   - Z Polski?- powiedział spokojnie Iker- Strzygł nas kiedyś fryzjer z Gdańska.
   - Polska żela! Muszę mieć! Muszę, muszę, muszę! Umrę jak nie będę miał! - oczy Crisa zalśniły gorączkowym blaskiem.
   - Ja umrę, jak Pepe zaraz nie wróci - rzekł Guti. - I to całkiem naprawdę!
Tu fałszywy biskup rozdzierająco jęknął.
   - Trzeba było trzymać łapy przy sobie - pouczył Xabi.
   - Ty trzymasz i nie dymasz - odciął się Guti. - Za jedną laseczką tyle czasu biegać? Dziewczyna jest jak grypa – kilka dni w łóżku i po kłopocie!
  - Gutierrez, ty nic nie rozumiesz - westchnął Rudobrody rozdzierająco. - Boże, z kim ja się zadaję...
   Iker nic nie mówił, tylko patrzył w okno, wspominając to, co się stało na polance. Gdyby tylko ten kretyn, Ramos, im nie przeszkodził...
   - Room service! - Pepe wtoczył się do dormitorium, obładowany rozmaitymi rzeczami, w tym miską z lodem, zestawem środków przeciwbólowych, słoiczkiem maści na oparzenia i drugim - arnikowej maści na stłuczenia. - To od Eufrozyny, na wasze boleści.
   Anna wsunęła się cichutko w ślad za nim.
   - Przepraszam sio... panów - szepnęła. - Mam list dla Ikera. Od Palo...
Jeszcze nie skończyła mówić, kiedy Casillas zerwał się ze swego łóżka i wydarł jej liścik z dłoni.
   - Przepraszam - rzekł, uświadamiając sobie, że zachował się niezbyt grzecznie. - Nie wiem co we mnie wstąpiło.
   - Ale my wiemy - rzekł Pepe pobłażliwie, podając jednocześnie Gutiemu miskę z lodem. - Anno, dobrze, że jesteś, trzeba natrzeć Alonsa maścią.
   - A ja? Mnie nikt nie natrze? - zaprotestował Guti.
   - Gutierrez! - Iker i Xabi warknęli jednogłośnie.
Cristiano nie warknął, za to zerwał się ze swojego łóżka i za pomocą dwóch zdecydowanych ruchów wsypał Gutiemu całą zawartość miski w gacie.
   - Aaaaaaaaaaaaaa! - wrzasnął fałszywy biskup sopranikiem. - Zaaaaaaa cooooo?!
   - Jak se schłodzisz interes, to może zaczniesz używać mózgu - wyjaśnił Cris.
Wśród porzuconych przez Pepe na jednym z łóżek specyfików Anna znalazła właściwy słoiczek. Obracając go w dłoniach niepewnie, podeszła do Xabiego.
   - Czy mógłbyś... zdjąć koszulkę? - poprosiła.
Xabi spojrzał na nią ogniście i spełnił jej prośbę. To, co pojawiło się w oczach Anny, gdy patrzyła na jego muskularną, owłosioną pierś z całą pewnością nie było niewinne, ani godne zakonnicy.
   - A to może pójdziecie gdzieś na stronę? - zasugerował Pepe, patrząc na zaróżowione z wrażenia policzki nowicjuszki.
   - Tam taka pojedyncza cela jest, zupełnie wolna, będzie wam wygodniej - dołączył się Cris.
   - Nie ma mowy! - wykrzyknęła Anna. - Dopóki... pewne sprawy się nie wyjaśnią nie chcę przebywać sam na sam z Xabim.
   - No i masz... - mruknął Ramos. - Zostaniemy tu na zawsze...
Guti cisnął w niego kostką lodu.
   - Nie kracz - rzekł.
   Tymczasem Anna, z wyrazem twarzy pełnym godności, nacierała maścią posiniaczone części torsu i pleców Xabiego, Iker zaś przeczytawszy liścik dla pewności trzy razy, złożył go starannie, powąchał i schował do kieszeni, po czym spojrzał na zegarek.
   - Panowie, muszę się zbierać - rzekł.
   - A gdzież to, świętoszku? - zapytał Guti, przerywając na moment wybieranie kostek lodu z bielizny. - Czyżby randka? Baterie w aureolce siadły?
   - Paloma zrobiła krótkie spięcie - zachichotał Sergio.
Gdyby Casillas był w nieco gorszym humorze, pewnie zabiłby przyjaciela wzrokiem, ale w tej chwili miał ochotę śpiewać, a nawet tańczyć flamenco.
   - A żebyście wiedzieli, że na randkę - odparł zuchwale. - Mamy się spotkać w domku myśliwskim, w dolinie. Idę się umyć, a potem lecę!
   - Tak z pustymi łapami? - Pepe pokiwał z politowaniem głową.
   - Ale że co, powinienem coś wziąć? - zdziwił się Iker.
   - El Capitano, bramkarz z ciebie genialny, ale na uwodzeniu się nie znasz - Cris poklepał go po ramieniu. - Pepe ma rację, coś musisz wziąć.
   - No przecież sprzęt ma zawsze ze sobą! - zarżał Guti.
   Xabi nie włączał się do dialogu, oddając się bez reszty delikatnemu dotykowi dłoni Anny. Dotykowi, który wprawiał go w ekstazę. Ronaldo zaś porzucił chwilowo swojego Iphone'a i jął grzebać w kosmetyczce.
   - Może jakiś kwiat? - zastanowił się Iker.
   - Możesz uciąć różę z tego krzaka przy furtce do warzywnika - rzekł uczynnie Ramos. - Tak zakwitł, że nikt nie zauważy, a ma naprawdę piękne kwiaty. Takie namiętnie czerwone. Sekator jest w szopie.
   - A ja ci zaraz koszyk z wałówką przygotuję - powiedział Pepe. - W zapasach po ojczulku oblechu jest zajebisty burgund i wiem gdzie Domitylla trzyma specjalne babeczki czekoladowe.
   - Specjalne? - zdziwił się lekko oszołomiony Iker. - Znaczy, że jakie?
   - Takie z przepisu matki Germany, Domitylla je piecze specjalnie dla facetów i babek co mają problem z libido. Lodowiec by rozpaliły.
Anna popatrzyła na Pepe, wstrząśnięta.
   - Siostra Domitylla takie rzeczy...? - zapytała.
   - Tylko dla małżeństw przecież - zdziwił się Pepe.
Guti wyszczerzył zęby w uśmiechu.
   - Coraz bardziej podoba mi się ten klasztor - oznajmił.
   - A nie będzie zła, jak zobaczy, że te babeczki znikły? - zapytał Iker.
Kepler machnął ręką.
   - Powiem, że Guti się do nich dobrał. Na biskupa wrzeszczeć nie będzie.
   - Mam! - wrzasnął Cristiano, triumfalnie wznosząc w górę dłoń, w której tkwiła buteleczka perfum. - Iker, tym się spryskaj, a na pewno ci się nie oprze!
   - ...bo się udusi? - zachichotał Pepe.
   - Spadaj, to zajebiste męskie perfumy i wcale nie ciężkie - obraził się Cris.

   Dochodziła dwudziesta druga, gdy Iker uzbrojony w bukiet pąsowych róż i koszyk piknikowy wyruszył w drogę do myśliwskiej chatki.
Pepe odprowadził go do bram klasztornych, wcześniej podwędzając z gabinetu przełożonej klucze do furty.
   - Ściągaj habit.- szepnął po drugiej stronie, biorąc od kapitana zakonne szaty. - Jak będziesz wracał dzwoń do Crisa, jego iphone będzie leżał na oknie.
   - A habit?
   - Wyniosę ci go wtedy pod pretekstem wyprawy do piekarni. - Kepler wyszczerzył się niczym krokodyl nilowy na widok zdobyczy.
   Iker uścisnąwszy go serdecznie poszedł przed siebie, pogwizdując wesoło, aż do rozstaju dróg. Skręcił w stronę lasu, zapalając latarkę aby oświetlić nią drogę.
Gdy zagłębił się w jego wnętrze poczuł charakterystyczną woń drzew iglastych. Gdzieś w oddali szumiał strumień, pod którym wieczorem przeżył chwilę uniesienia z Palomą. Na samo wspomnienie przyśpieszył mu gwałtownie puls a euforyczne zadowolenie ogarnęło całe jego ciało.
Paloma... Jego jego ukochana gołąbka.

    Domek myśliwski okazał się prostą chatką z bali, której kryty gontem dach obejmowały, niczym zielone, opiekuńcze dłonie, gałęzie potężnych świerków. W oknie migotało światło, rzucając ciepły poblask na ścieżkę.
Iker odkaszlnął, przeciągnął palcem pod kołnierzykiem i zapukał do drzwi.
Otworzyły się z cichym skrzypnięciem.
A on stał, patrzył i nie potrafił się ruszyć.
   W progu stała bogini, ubrana w czerwoną suknię, uwydatniającą jej boskie, doprawdy, kształty i spływającą kaskadą misternych falban na cudowne nogi. Ciemne, lśniące włosy bogini zaczesane były w kok, usta zaś pomalowane szminką, równie czerwoną jak suknia, a tak ponętne, że Iker na moment stracił rozum oraz oddech.
   - Wejdziesz? - zapytała bogini głosem Palomy, patrząc na niego spod rzęs niczym jedwabne wachlarzyki.
   - Jasne - odparł, nie bardzo wiedząc co mówi. Poszedł za boginią, potulny jak baranek, nie mogąc oderwać od niej oczu.
   Kiedy zniknęła w kuchni, szukając wazonu, Iker rozejrzał się dookoła. Izba w której stał, pełniła funkcje salonu, jadalni i sypialni. Stół, stojący przy wejściu do kuchni, kusił nakryciem na dwie osoby, a solidne, staroświeckie łoże w drugim końcu pomieszczenia wabiło świeżą pościelą. Całość oświetlały świece w kinkietach i rozłożystym kandelabrze, stojącym na blacie stołu.
   Kolacja upłynęła mu jak we śnie. Gdyby coś zapytał Ikera co jadł, bramkarz nie miałby pojęcia. Tak się złożyło, że były to znakomicie przyrządzone małże, ale z takim samym zapałem skonsumowałby zapewne potrawkę z wiórków sosnowych i galaretkę z motyli, gdyby mu ją podano. Wino rozgrzewało krew, oczy Palomy lśniły, delikatny rumieniec malował jej policzki , a Casillas czuł coraz wyraźniej, że babeczki matki Germany nie będą mu potrzebne.
Paloma jednak skusiła się na jedną.
   - Och, Iker, to jest pyszne - stwierdziła po pierwszym kęsie. - I takie... rozgrzewające!
Bramkarz patrzył jak dziewczyna zlizuje okruchy  z ust różowym językiem, jak oblizuje palce i poczuł, że dłużej nie wytrzyma. Ani sekundy.
Wstał od stołu odsuwając krzesło takim gestem, jakim torreador mógłby odsuwać muletę.
   - Chodź tu! - rzekł namiętnie, czując jak krew kipi mu w żyłach. Rzecz dziwna, przy Carbonero był kochankiem powściągliwym, wręcz letnim, teraz zaś czuł, że kipi w nim męskość, pierwotna i nienasycona, domagająca się kobiety, tej kobiety, tu i teraz.
   Ta kobieta podeszła do niego lekkim krokiem, który podniecił Ikera jeszcze bardziej, chociaż nie sądził, że było to możliwe. Przygarnął ją do siebie i wpił się zachłannie w jej czerwone usta, a kiedy nasycił się nimi, zaatakował namiętnie smukłą szyję i cudowny, krągły biust, wyglądający z dekoltu sukienki.
   O ile w Ikerze kipiała pierwotna męskość, w Palomie najwyraźniej zawrzała pierwotna kobiecość. Dziewczyna szarpnęła koszulkę Casillasa, która puściła w szwach i w postaci strzępów wylądowała na podłodze. Po chwili dołączyła do niej suknia, rozlewając się plamą szkarłatu.
Iker spojrzał  na Palomę, stojącą przed nim w samej bieliźnie. Był półnagi, w blasku świec wyglądał niczym wojownik, gdy chwycił ją w ramiona i poniósł w stronę łóżka.

   Oboje zapadli się w pachnącą lawendą pościel, obdarzając się pocałunkami i pieszczotami tak gorącymi, że mogły swym żarem roztopić największy lodowiec.
Paloma, czuła jak jej ciało topnieje pod delikatnym, acz śmiałym dotykiem dłoni Casillasa. Iker zaś nie mógł oderwać się od jej ust, wnikając w ich wnętrze z coraz większą zachłannością. Po chwili jego wargi, zaczęły wędrówkę po ciele kochanki, pieszcząc brodę, szyję oraz rowek pomiędzy piersiami. Dziewczyna drżała po każdorazowym dotyku jego ruchliwego języka, który wyznaczał wilgotny szlak, po jej rozpalonej namiętnością skórze.
   - Och Iker...- wyszeptała Paloma a on oderwawszy się od jej skóry, uniósł głowę napotykając spojrzenie czekoladowych oczu. Jego tęczówki przybrały barwę płynnego złota, przetykanymi brązowymi punkcikami. Oczy, niczym u dzikiego kota który zawsze zdobywa to, czego chce.
Pochylił ciemną głowę do jej ucha, by szepnąć jej cicho...cichuteńko pytanie, na które miał nadzieję otrzymać twierdzącą odpowiedź.
   - Chcesz tego?- usłyszała.
Zaraz potem jego język, dotknął wrażliwego miejsca za uchem a ona miała wrażenie, że stado motyki galopuje po jej ciele.
   - Tak.- odpowiedziała entuzjastycznie.
   Przyjął tę odpowiedź z nieskrywaną radością, unosząc ją do pozycji siedzącej. Szybko pozbył się jej koronkowej bielizny, oraz swoich bokserek, które wylądowały na porożu jelenia, wiszącym nad kominkiem.
Iker opadł na Palomę, od nowa pieszcząc każdy skrawek jej ciała. Gdy była już na skraju ekstazy, delikatnie wsunął się w jej rozgrzane wnętrze. Znieruchomiał na moment, napotykając opór ciała a potem pchnął odrobinę mocniej. Z oczu Palomy popłynęły łzy.
   - Wszystko w porządku?- zapytał z uczuciem. - Jesteś...ja...- chciał coś powiedzieć, lecz wzruszenie odebrało mu mowę.
   - Tak. Kochaj mnie Ikerze.- szepnęła delikatnie poruszając biodrami.
Casillas, przestał mieć jakiekolwiek wątpliwości.
Kochali się z czułością i delikatnością, wspinając się ku wyżynom rozkoszy, aż na sam skraj nieba. A potem doszli tam razem, unoszeni na obłoku szczęścia, tam gdzie nie ma bólu i zmartwień. Jest tylko miłość, czysta i nieskalana.


   Gdy Iker i Paloma przeżywali chwile uniesień, fałszywe siostrzyczki zabijały czas grą w karty.
   - Makao wylało!- wrzasnął Cris kładąc na kupkę króla czerwo i jokera, który podwajał ilość kart, które musiał pociągnąć będący za nim w kolejce Ramos.
   - Trafiło się raz ślepej kurze ziarno. - mruknął Sergio, wściekły że nie ma czym odparować ataku.
   - Wypchaj się sianem, chujozo jeden.- sapnął CR7. - Nigdy, nie możesz pogodzić się z tym, że ja jestem lepszy w te klocki.
   - Chyba w klocki lego. - wyzłośliwił się obrońca.
   - Mutant!
   - Ciota!
   - Ciszaaaaaaaaa!- wrzasnął Alonso.- Zachowujecie się jak przedszkolaki. Cris ty zamknij paszczę a ty...- wskazał ręką Ramosa.- Weź się za układanie kart, bo wstrzymujesz kolejkę.
Sergio wyłożył pięć czwórek, przez co Guti musiał odsiedzieć kolejki.
   - Poczekam. Nie mam szczęścia w kartach! Co innego w...- nie dokończył bo uderzony poduszką przez Pepe.
   - Koniec o dupeczkach, lodzikach i dymanku w dyskotece! Gutierrez ogarnij się przypale, masz trzydzieści siedem lat!- jęknął stoper
   - I? Kuśkę mam tej samej długości co byczki w jego wieku!- wskazał rękę na Ramosa.
   - Odwal się od mojego penisa!
   - A kto chce oglądać taki zwiędnięty szczypior?- zachichotał złośliwie Cris.
Ramos nabrał koloru dojrzałego buraka i tylko interwencja Keplera, uchroniła Ronaldo od zaliczenia strzału w dziób.
   - Przestańcie!- jęknął Xabi.- Chwili spokoju z wami nie ma. Wrzeszczycie tak, że zaraz pobudzi się pół klasztoru. Ikera nie ma, więc siedźcie jak trusie.
  Guti rozłożył się na łóżku, niczym basza turecki, przybierając wielce kontemplacyjny wyraz twarzy.
   - Zazdroszczę mu. - westchnął niczym nadworny mistrel.- Leży zapewne z tą swoją gołąbką i oddając się wichfom namiętności.
   - Wichrom czego?- zapytał mało inteligentnie Pepe.
   - Nie oglądałeś tej telenoweli z Colungą? Taka, co to on był zubożałym indianinem a ona bogaczką. Potem się dorobił na piractwie i miał wszystkie laski z okolicy. - odpowiedział z powagą Guti. - Wspaniały serial. Taki prawdziwy i te emocje!
Xabi i Ramos nie mogli opanować śmiechu.
   - Nie znałem cię od tej strony.- rzekł Xabi
Guti spojrzał na niego melancholijnie.
   - W każdym z nas drzemie nutka romantyzmu. - odpowiedział - A ja jestem tylko człowiekiem i pragnę kochać tak samo jak wy.
Chłopaków zamurowało.
   Oto największy żigolo Realu Madryt, odkrył w sobie drzemiące pokłady romantyzmu. Rzecz niespotykana i zaskakująca równie mocno, jak hiszpańska inkwizycja.


    Iker leżał na plecach, jedną rękę podłożywszy pod głowę, drugą gładził jedwabiste plecy Palomy, wtulonej w jego pierś. Patrzył w sufit, na którym tańczyły cienie, wdychał czysty zapach włosów dziewczyny i myślał o tym co zaszło.
   - Dlaczego ty... dlaczego ja... - zaplątał się, nie wiedząc jak taktownie zapytać o to, co go nurtowało. - No wiesz, to twój pierwszy raz i w ogóle... dlaczego ze mną?
   - Czekałam na kogoś wyjątkowego - powiedziała. Jej oddech przyjemnie drażnił skórę Ikera. - Kogoś dobrego i szlachetnego.
Podniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
   - Na ciebie - pogładziła go delikatnie po szczupłym policzku. - Tamtego dnia, kiedy odwiedziłeś szpital zakochałam się w tobie, chociaż byłam jeszcze dzieckiem. Nie potrafiłam potem nikogo pokochać tak jak ciebie.
Iker przez chwilę nie wiedział co powiedzieć. Zamiast więc silić się na słowa po prostu objął Palomę mocniej.
   - Warto było czekać - powiedziała. Jej biodra poruszyły się zmysłowo. Ogień który wcześniej przygasł, teraz na nowo zapłonął w lędźwiach Casillasa.

   Tymczasem na zewnątrz, w mroku nocy, pośród drzew niczym posępne wieże, skradał się Jose Alfonso, przepełniony urażoną dumą i zazdrością. Jego zwykle nieskalana fryzura teraz przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy, potargana i zmoczona wieczorną rosą, na jasnym garniturze zaś kwitły zielone plamy, pozostawione przez korę i smugi błota.
   - Już ja wiem po co ona poszła do tego domku - mamrotał. - Myśli, że jestem idiotą, ale ja jej pokażę!
Zgubił się kilka razy, potem jednak znalazł ścieżkę, która doprowadziła go do domku myśliwskiego. W oknach migotało światło. Aha!
Jose Alfonso przycisnął nos do szyby, patrząc ze zgrozą na niewyraźną w półmroku, panującym w izbie, plątaninę ciał.
   - Wiedziałem - wyszeptał ze zgrozą.
Bez namysłu runął na drzwi, po czym spłynął po nich malowniczo. Poderwał się i dla odmiany je kopnął. Otwarły się z hukiem.
   - Paloma! Ty lesbijko, ty! Z zakonnicą się gzisz, z tym babochłopem! - ryknął potępieńczo, łapiąc najbliższą świeczkę i unosząc ją w górę.
Iker podniósł się bez słowa z posłania i stanął przed psychiatrą. Drżące światło świecy oświetliło go całego, ze wszystkimi szczegółami anatomicznymi.
   - Chłop, jak widzisz, się zgadza, ale babę bym jednak wykluczyła - rzekła Paloma, zakrywając się kołdrą.
   - O kurwa, o Matko Boska - psychiatra patrzył w osłupieniu na niezaprzeczalne dowody męskości Casillasa. - Ty, ty, ty transwestyto poświęcany, ty! Zabieraj łapy od mojej kobiety!
Odstawił świeczkę na stłó i ruszył ku Ikerowi. Bramkarz bez wysiłku odparował jego sierpowego, po czym wykręcił mu rękę i oparł kolano o jego plecy.
   - Twoja, to może być krowa, jak ją se na jarmarku kupisz - objaśnił głosem spokojnym, chociaż w środku aż się gotował z gniewu. - Paloma należy do samej siebie, zrozumiano?
   - Nie daruję ci tego! - wrzeszczał Jose Alfonso. - Zabrałeś moją... aaaauuaaaa!
Iker wykręcił mu rękę  jeszcze mocniej. Wyglądał teraz, pomyślała Paloma, zupełnie jak kot jej ciotki, kiedy był rozzłoszczony.
    - Denerwuję się, kiedy tak o niej mówisz - objaśnił kapitan Realu. - A jak się denerwuję, to mogę być niemiły. A nawet brutalny.
Jose rzucił mu mordercze spojrzenie tuż znad podłogi.
   - Powiem wszystko pingwinom - powiedział. - To stare truchło Germana na pewno się ucieszy, że w jej klasztorze mieszka zbok.
   - Nie zbok, tylko bramkarz Realu Madryt! - obruszyła się Paloma. - To jest Iker Casillas, głąbie!
   - Myślisz, że jej to zrobi różnicę? - zapytał psychiatra jadowicie.
   - Jej nie, ale tobie powinno - rzekł Iker. Nie podobało mu się to, co zamierzał zrobić, ale nie miał za bardzo wyjścia. - Wyobraź sobie, że znam wielu wysoko postawionych ludzi. Jeśli zechcę, zabiorą ci licencję i jak zarobisz na żel do włosów oraz solarę?
Jose Alfonso przełknął nerwowo ślinę.
   - Nie zrobisz tego, to by było okrutne! - pisnął. - Jak ja będę wyglądał bez solarki, taki blady?
- Dlatego właśnie będziesz trzymać gębę na kłódkę oraz siebie z dala od Palomy - pouczył Casillas. - A jeśli wyjdziesz teraz stąd grzecznie i do jutra nie narobisz siary, to dam ci pieniądze, żebyś zmył się stąd w siną dal i nie wracał. Jasne?
   - A jeśli odmówię? - zapytał Jose.
Poczuł jak kolano bramkarza napiera silniej na jego kręgosłup.
   - Mogę ci złamać rękę - rzekł Iker, jakby w zamyśleniu.- Chociaż nie chciałbym. To byłoby wbrew madridismo.
Jose Alfonso uznał wyższość tego argumentu i już wkrótce pędził kłusikiem ku iskrzącym się wśród wzgórz światłom miasteczka.



__________________________________________________________________________
Witajcie!
Wakacje wsysają człowieka całkiem tak samo jak Matrix! Złapałyśmy się za głowę, bo odkryłyśmy jak wielką mamy obsuwę a wiemy, że czekacie na kolejne przygody siostrzyczek. Opowiadania powoli będzie zmierzało do końca, ale jak już zapewne kiedyś Fiolka pisała, mamy w zanadrzu drugą serię. 

Życzymy miłego czytania!
                                                                              Fiolka&Martina :)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 14



    Iker i Paloma całowaliby się na pewno znacznie dłużej, gdyby nie to, że jeden z pobliskich krzaków, rozkaszlał się jak stary gruźlik. Przeraźliwe rzężenie, charkanie i kasłanie przerwało brutalnie ciszę romantycznej chwili, odbijając się echem wśród drzew i płosząc zabłąkane stadko przepiórek.
   - Jezu, co to? - Iker odruchowo zasłonił sobą Palomę.
   - Ktoś chyba potrzebuje pomocy? - malarka wyjrzała zza ramienia bramkarza.
   - Może to to dziecko? - zasugerował Iker?
   - Wykluczone, Dulce nie pali dwudziestu paczek fajek dziennie. I ma bardzo zdrowe płuca. Wiem, bo często wrzeszczy na swoje rodzeństwo pod moim oknem - orzekła Paloma.
   - Czy wy już, no tego, skończyliście? - zapytał krzak, głosem jakby znajomym.
Iker zakrył dłonią twarz.
   - Wyłaź, idioto - rzekł. - Czy ja nie mogę liczyć na chwilę prywatności?
Krzak zatrząsł się febrycznie, uwalniając ze swego splątanego wnętrza Sergio Ramosa, w przekrzywionym kornecie i potarganym habicie.
   - Chciałem tylko powiedzieć, że znaleźli dziecko - rzekł obrońca z urazą. - Pepe znalazł.
   - Chwała Bogu! - zakrzyknęli Iker i Paloma równocześnie.
   - A gdzie jest świ... chciałem powiedzieć pan psychiatra? - zapytał bramkarz. - Ktoś go pilnuje?
Ramos spęczniał z dumy.
   - Przekonałem go, że powinien zbadać dziewczynkę i poszedł z policjantami i małą do miasta  - odparł. - Straszny z niego idio...
Urwał, zmiażdżony wzrokiem Ikera.
   - Przepraszam za niego - Casillas zdjął mordercze spojrzenie z Sergia i przeniósł je, zmieniwszy zawarty w nim rodzaj emocji, na Palomę.
   - Ale nie ma za co, Jose Alfonso jest idiotą - odparła konserwatorka uprzejmie.
   - I nie jest, eee, no... - Iker miął w rękach brzeg habitu. - Nikim ważnym dla ciebie?
   - Nawet go nie lubię - odpowiedziała. - Kiedyś zrobiłam błąd i poszłam z nim na randkę, od tamtej pory umaił sobie, że jesteśmy parą i snuje się za mną jak smród za wojskiem. Upiorny typ.
   Iker poczuł się wniebowzięty. Głęboko uszczęśliwiony. Wręcz był gotów przenieść Pireneje do Portugalii na własnych ramionach, gdyby zaszła taka potrzeba.
Kolejna eksplozja gruźliczego kaszlu oderwała Casillasa od kontemplowania urody dziewczyny.
   - Co jest? - zapytał zniecierpliwiony.
   - Guti potrzebuje pomocy. Znaczy jego emitencja Gutierrez - rzekł Ramos.
   - Eminencja, Sergio - poprawił Iker.
   - Tak myślałam, że to jeden z was - zaśmiała się Paloma. - Co mu jest?
   - Podrywał policjantkę i dostał paralizatorem po... - Sergio zmieszał się i łypnął w stronę Palomy. Po klejnotach rodowych.
   Iker z lekkim wysiłkiem pohamował chęć chwycenia się za własne klejnoty.
   - I co, nie może chodzić? - zapytał.
   - Nie bardzo. Pepe próbuje go prowadzić, ale coś im nie wychodzi. A nowicjuszki nie chcą się zbliżać.
   - A Alonso?
   - Zleciał z urwiska, zabrali go do jakiegoś dziwnego lekarza.
Iker zamknął oczy.
   - Zostawić was na chwilę samych... - mruknął.
   - A właściwie co wy robicie w tym klasztorze? - zapytała Paloma.
Casillas westchnął.
- To długa historia - rzekł. - Opowiem ci po drodze.



   Gdy Alonso i Anna zamknęli się z doktorem Hu w jego gabinecie, Cris postanowił pozwiedzać. Zamek, budził w nim najgorsze wspomnienia z dzieciństwa, gdy jego brat Hugo, pod nieobecność rodziców, udawał ducha z klasztoru na Maderze.
   Mały Cris, zawsze piszczał a potem moczył się w majtki z czego rodzeństwo miało niezły ubaw. Teraz, nie wspominali tej niewygodnej prawdy, bo on Cris był bogaty i piękny i mógł z nich zrobić milionerów!
Nie czuł do nich urazy, bo nie był pamiętliwym człowiekiem, ale zadra w duszy pozostała na zawsze.
Rozmyślając nad swoim dzieciństwem, zaszedł korytarzem tak daleko, że kompletnie nie wiedział jak znaleźć się z powrotem w hallu. Kompletnie stracił orientację a w dodatku zgasło światło.
   Poszedł po omacku w stronę, która wydawała mu się najwłaściwsza i najpewniej prowadziła tak, skąd przyszedł.
Szedł najbliżej ścian, co jakiś czas obmacując je, czy nie ma tam klamki do pomieszczenia w którym znalazłby cokolwiek do oświetlenia.
   - Ach, gdyby tak mieć iphone'a albo chociaż latarkę, lub świeczkę! - powiedział po cichu.
Nie zauważył, jak władował się w coś metalowego i runął razem z nim na kamienną podłogę.
Gdy ujął w rękę, metalową rękę zapiszczał ze strachu uskakując w bok. Nogą nacisnął wystającą wajchę a po chwili zapadnia na dole otworzyła zapadnię, pod którą ziała ciemna dziura. Cristiano wleciał do niej, drąc się  wniebogłosy. Po kilkunastu sekundach wleciał na coś sprężystego i miękkiego. Najpewniej był to materac, ale po co komu zsyp w sypialni? Kim jest ten powalony lekarz?
   Miejsce w którym się znalazł, ani trochę nie przypominało komnaty ani nawet pralni czy śmietniska.
Wyglądało jak najprawdziwsza jaskinia z tym, że w ścianach zainstalowano nowoczesne żarówki typu led.
Napastnik, rozglądał się po grocie, całej ozdobionej medalikami i różańcami w pewnym momencie jego wzrok, przykuła szklana gablota.
   Zszedł z materaca, kierując się ku gablocie a gdy zobaczył jej zawartość, jego wzrok padł na martwą postać, odzianą w mnisi habit, leżącą w obitej atłasem trumnie.
   - Jezus Maria!- wyszeptał, padając na kolana.
Klęcząc przeczytał złotą tabliczę na której wygrawerowano następującą treść:

Św Eufrazja de Piemont- umiłowana służebnica Chrystusa, zmarła tragicznie w wieku 30 lat w 1689 roku. Pan powołał jej duszę, by zasiliła grono świętych, lecz jej dziewicze ciało, zostało nienaruszone, naznaczone Duchem Świętym! 
Kanonizowana przez papieża Jana XXIII w 1959 roku. 

   Cris zaśmiał się histerycznie, to truchło to nie żyje od przeszło trzech wieków i nic mu nie zrobi!
Powoli dochodził do siebie, myśląc logicznie, jak wydostać się z tej przeklętej jaskini.
   Gdy próbował znaleźć wyjście, nagle z ciemnej czeluści, ziejącej za szklanym sarkofagiem  zabrzmiała organowa muzyka. Po niej nastąpiła treść, wprawiająca Ronaldo w stan osłupienia.
    - Christine, Christine... - rozległ się donośny głos, którego mrok przenikał aż do samych kości.
   - Cristiano...- zapiszczał CR7
   - Niezwykły duet nasz, usłyszy nooooc...bo mam nad tobą już, nadludzką moooooc. A chodź odwracasz się...spoglądasz w tył...- śpiewał baryton z nutą rockowych wstawek a jego głos zlewał się z waleniem w organy.
Cristiano obejrzał się zgodnie z nakazem upiornego głosu, drżąc za każdym razem gdy patrzył na ziejącą pustką grotę.
   - Ale kim pan jest?- zapytał niezwykle uprzejmie.
   - Toooooooooooo jaaaaaaa to upiór z tej opery! O tak... jam Upiór tej opery i maaam we władzy sny...- odezwało się ponownie.
   - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!- zafalsetował przerażony piłkarz.
   - Śpiewaj mój aniele muzyki!- ryczało głosisko.
   - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa- piszczał Cris.
   - Śpiewaj Christine!
   - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
   - Śpiewaj dla mnie!
   - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!- zakończył Ronaldo, po czym padł zemdlony na kamienne podłoże, nabijając sobie potężnego guza.
Zza sarkofagu wynurzył się drobny jegomość z burzą poplątanych loków w małych aptekarskich okularkach.
   Zobaczywszy zemdloną zakonnicę, począł ją cucić, lecz gdy klepanie po twarzy nie dawało efektu, postanowił sięgnąć po drastyczniejsze środki.
Podszedł do źródełka podziemnego, które płynęło nieopodal i nabrał do metalowego kuba trochę wody.
Wylał jej zawartość na zemdlonego Cristiano a ten momentalnie się przebudził. Ujrzawszy osobę, która nie wyglądała na upiora zamrugał oczami.
   - No hej.- odezwał się mężczyzna.
   - Hej...- odpowiedział słabo Cris.- Kim jesteś?
   - Eric Adelfa do usług!- przedstawił się, pomagając Crisowi wstać. - A siostra?
   - Cristian...Crista Aveiro- odpowiedział fałszywie. - Czy mógłby pan pomóc mi się stąd wydostać?- zapytał z nadzieją.
   - Pewnie, tutaj jest wyjście. - wskazał na ścianę nad którą widniał podświetlony napis EXIT.
Cris zaczął się nerwowo śmiać.
   Człowiek w okularkach poprowadził go przez ciąg wąskich korytarzy i krętych schodów, aż wyszli na powierzchnię.
Powierzchnia jednak nie znajdowała sie w hallu doktora Hu, tylko w jakiejś małej dolince, a żeby na nią wyjść trzeba było przejść przez zabytkową kapliczkę.
   - Gdzie my jesteśmy? - jęknął Cris. - Jak ja wrócę do klasztoru?
   - Odprowadzę siostrę - zaofiarował się Adelfa.

   Wszystkie grupy poszukiwawcze, niektóre dosyć mozolnie, dotarły w końcu do klasztoru. Tam, czekał na nie posiłek, pożywne risotto, przygotowane przez zapobiegliwą Domityllę. Dwóch poszkodowanych, czyli Xabi i Guti (wyjaśnił, że funkcjonariuszka Ora Maria prezentowała mu na jego życzenie działanie paralizatora i nieszczęśliwym przypadkiem trafiła go w... czuły punkt) otrzymało posiłki w dormitorium. Do opieki nad Xabim matka przełożona wyznaczyła Annę, co się zaś tyczy Gutiego, poleciła go  trosce Argentynek.
   - Już my się nim zajmiemy - obiecał Pepe, biorąc porcję dla Gutiego. - Zapamięta naszą troskę na zawsze.
Fałszywy biskup leżał, wyciągnięty na łóżku, z ramionami pod głową. Na widok Anny z tacą poderwał się jak na sprężynie.
   - O, widzę obiadek piękne rączki przyniosły - rzekł uwodzicielsko.
   - Gutierrez, odwal się od tych rączek, jeśli nie chcesz, żebym połamał ci twoje - rzekł Xabi, z łóżka naprzeciwko.
Anna zarumieniła się.
   - To nie dla pana, tylko dla Xabiego - powiedziała.
   - Mam być głodny? - zaprotestował Guti żałośnie.
   - Stul dziób - warknął Pepe, wkraczając na salę. - I żryj!
Postawił mu tacę z rozmachem na kolanach.
   - Aaaaaaaaaaaauuu! - zawył fałszywy biskup. - Ostrożnie!
   - To ja już pójdę - Anna oderwała sie od podziwiania urody Xabiego.
   - Nie idź! - wyrwało mu się tęsknie.
   - Idź, idź, Paloma chciała z tobą pogadać - rzekł z naciskiem Pepe.
Nowicjuszka opuściła dormitorium, odprowadzana spojrzeniem Xabiego.
   - Musiałeś? - Alonso spojrzał z wyrzutem na Keplera.
   - Ciii, Paloma jest z nami w zmowie - odparł Pepe. - Iker jej wszystko powiedział. Przepyta Annę i wtedy pomyślimy nad rozwiązaniem.
   - Nie przypuszczałem, że Iker myśli fiutem - rzekł Guti. Zajrzał do miski.- Umm, kurczaczek. I papryczka. Pyszności!
   - Odezwał się ten, któremu policjantka musiała przypalić przyrodzenie - prychnął Pepe.
   - Ostra laseczka - w głosie Gutiego brzmiało uznanie. - Ale zobaczycie, jeszcze będzie moja! Ora, Ora, Ora...gdy przyjdzie pora... wyleczę swojego wora...a nawet gladiatora... Przybędę do ciebie po dobroci... i będziemy do rana się grzmocić - zanucił.
   - Gutierrez czy ty myślisz tylko o jednym?
   - A o czym mam myśleć?- oburzył się były piłkarz. - Jestem na emeryturze, zostały mi już tylko dyskoteki i dobre bzykanko. Chcecie żebym zatracił swoje jestestwo?
   - Chyba kurestwo kochany...- napomniał go Brodaty, masując obolały od zastrzyku zadek. - Zwyczajnie w świecie się puszczasz.
   - Weź nie pierdol Xabi,to że ty zjeżdżasz na ręcznym bo Anna cię nie chce, nie znaczy że ja mam się katować. Renia Rączyńska nie jest dla mnie!

   W zamęcie, nikt nie zauważył nieobecności Crisa, który pojawił się w klasztorze kilka godzin później.
Podziękował śpiewakowi Ericowi i od razu udał się do dormitorium, które zajmował z resztą kumpli. Na wejściu otworzył drzwi, które z hukiem uderzyły o ścianę.
Stanął w progu taksując kolegów morderczym spojrzeniem.
   - Wy...wy taniochy przebrzydłe!- ryknął na całe gardło. - Zginąłbym a nikt nie przyszedłby mi z pomocą!
   - Gdzieś się wałęsał?- zapytał ze swojego posłania Sergio.
CR7 nie wytrzymał, rzucił się na obrońcę z rozcapierzonymi palcami, chcąc go podrapać, ale w porę odciągnął go Kepler z Ikerem.
   -Puśćcie mnie idioci!- krzyczał.- Jak można było nie zauważyć zaginięcia najważniejszej osoby...
   - Szamoczesz się jak gówno w przeręblu. - odparsknął Kepler, uderzając kolegę w potylicę.- Uspokój się! Alonso był poszkodowany a Guti oberwał prądem po jajach. Nic ci się nie stało!
   - Miałeś jakąś seks przygódkę?- Guti poruszał znacząco brwiami.
   - Spadaj gadzie!- odpysknął Ronaldo.
   - Grzeczniej Cris.- ostrzegł Iker, ale młody napastnik za nic miał zdanie kapitana.
   - Nic nie rozumiecie, pół nocy patrzyła na mnie ta święta Eutanazja!
   - Kto?- zapytał Kepler.
   - No Eutanazja! Ten zezwłok w szklanej gablocie!- jęczał Cris- Jak mogliście chłopacy.- chlipnął przytulając się do Ikera.
   Casillasowi zrobiło się żal napastnika, objął kolegę pozwalając mu się wypłakać. Od zawsze wiedział, że Cris to wrażliwa dusza w ciele próżnego macho.
   - No, już dobrze, dobrze opowiedz nam spokojnie co się stało.
I opowiedział, nie szczędząc kolegom wstrząsających opisów zezwłoku w habicie, który leżał w szklanym sarkofagu w grocie.
    Kepler w trakcie opowieści wymknął się do piwniczki po ojczulku Laurentym, w celu zaopatrzenia kumpli a przede wszystkim siebie w życiodajny, winny trunek.
   Każdy z nich golnął po butelce winiacza za wyjątkiem Alonsa, który wypił tylko dwie rozwodnione lampki.
Guti, zasnął myśląc nad swoją egzystencją i tym, że bzykanko jednak nie ma już tak słodkiego smaku jak za dawnych lat.
     Tymczasem Paloma czekała na Annę w ogrodzie różanym, upewniwszy się najpierw dokładnie, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby podsłuchiwać.
   - O czym chciałaś ze mną porozmawiać? - zapytała nowicjuszka, skromnie spuszczając oczy.
   - Nooo... Chciałam pogadać tak wiesz, jak kobieta z kobietą - Paloma zastanawiała się przez chwilę z kórej strony podejść. - Fajna z ciebie dziewczyna i myślę, że nie powinnaś być zakonnicą.
Twarz Anny stała się tak biała, jak okalający ją kornet.
   - Co ty mówisz? - nowicjuszka cofnęła się o krok. - Dlaczego?
   - Bo być zakonnicą, to zostać zaślubioną Chrystusowi - wyjaśniła cierpliwie konserwatorka. - A ty, mam wrażenie, wolałabyś zostać zaślubiona Xabierowi Alonso.
Teraz na odmianę Anna oblała się ciemnym rumieńcem.
   - Ja... ty... ja nie... skąd wiesz?! Kto ci powiedział?!
   - Iker.
   - Boże... Boże...
Anna przez chwilę stała nieruchomo, zasłaniając twarz dłońmi.
   - Ja nie mogę z nim być - wyszeptała. - Kocham go, ale nie mogę. Skrzywdziłabym go...
Paloma pogłaskała ją uspokajająco po plecach.
   - Opowiedz mi wszystko, kochana. Od początku.
I tak Anna opowiedziała wszystko. O śmierci swojego chłopaka. o wypadku pewnego wielbiciela i o zgonie hotelowego klienta, który się do niej zalecał.
   - A co jeśli Xabi też...? - zapytała dramatycznie.
   - Zaraz, przecież całowaliście sie w bibliotece i żyje - zauważyła Paloma.
   - Ale zleciał z urwiska! - załkała Anna.
   - Ale jednak żyje. Poza tym to może być przypadek. Słuchaj... - konserwatorka zamyśliła się. - Mam znajomych w Sewilli. Zbadam sprawę tego twojego gościa, ale obiecaj mi, jeśli to nie jest klątwa, odejdziesz z klasztoru i dasz szansę Xabiemu. Zgoda?
Wyciągnęła rękę.
Nowicjuszka wyciągnęła drżącą dłoń.
   - Zgoda - szepnęła.
   - No to super. Aaaa, czekaj! - Paloma zatrzymała dziewczynę, która usiłowała już odejść. - Daj to Ikerowi, dobrze?
Podała jej złożoną we czworo kartkę papieru.
   - Dobrze - nowicjuszka spojrzała w oczy Palomy. - Dziękuję ci.
   - A, nie ma za co - uśmiechnęła się malarka, myślami odlatując już ku niedużemu domkowi myśliwskiemu, leżącemu w ustronnej dolince.

__________________________________________________________________________
Witajcie! Nie było tu nas, przeszło tydzień, ale liczymy na Wasze zrozumienie. Obsuwy są spowodowane wakacjami i krótkimi chwilami, które możemy spędzać przed komputerem.
Życzymy Wam miłego czytania a następny rozdział postaramy się dodać w okolicach weekendu. 

                                                                 Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)