czwartek, 17 października 2013
Rozdział 17
Wiadomość o sam na sam Xabiego i Anny ,obiegła zainteresowanych niczym turbobłyskawica. Iker wymknął się z zakonu przekazać Palomie nowiny(i nie tylko), Pepe,Guti i Cris poszli do piwniczki ojczulka Laurentego po trunek, którym zamierzali uczcić rychły powrót do Madrytu a Sergio udał się na spacer po ogrodzie.
Na nocnym nieboskłonie, przybranym w atłasowy granat, niczym diamenty lśniły gwiazdy a księżyc święcił wyjątkowo mocno.
- Księżyc żniwiarzy.- mruknął do siebie Ramos.- Pamiętał jak w dzieciństwie dziadek, opowiadał mu o tym na rodzinnym ranczo.
W tym wyjątkowym dla Xabiego dniu, kiedy Anna w końcu uległa Brodatemu, on Sergio był w wyjątkowo melancholijnym nastroju. Zawsze w takich chwilach wychodził na zewnątrz, by tam spojrzeć na gwiazdy i pomyśleć o swoim życiu. A było to życie spełnione, lecz w całej tej beczce miodu była także łyżka dźiegciu.
Brak miłości!
Czy naprawdę, żadna uczciwa i przyzwoita kobieta, nie jest zainteresowana kimś takim jak on? Prawda, że czasem wyłączał mu się tryb myślenia, ale odpowiednia partnerka z czułością przeprowadziłaby go przez tematy o których nie miał zielonego pojęcia.
Miał Pilar, ale ona nie rozumiała jego potrzeb i nie potrafiła zaglądać do jego duszy. Owszem była posiadaczką najpiękniejszych piersi, jakie w życiu widział a w łóżku potrafiła wyczyniać cuda, ale czuł że wyżycie seksualne nie jest właściwą drogą. Chciał mieć dzieci. Oczami wyobraźni ujrzał małe, czekoladowookie dzieciaki, którymi mógłby się pochwalić po wygranych meczach Los Blanos i Reprezentacji.
Czemu taki ćwiek Pique ma Shakirę a on nie może mieć fajnej dziewczyny? Życie zdecydowanie nie jest bajką a on nie depcze po płatkach róż, co najwyżej po kolcach.
W końcu dał sobie spokój z rozmyślaniami i poszedł do celi w której odbywała się mini libacja. Nie było na niej Ikera i Brodatego, ale to nie przeszkadzało Gutiemu i reszcie wlać w siebie czwartej butelki wina.
Cris stanął na rozklekotanym krześle, wymachując kornetem.
- Auuuu wiśta wio!- krzyczał.
Guti podpełzł do Sergia, podając mu napoczętą, piątą już flaszkę.
- Ramosiulku siusiulku, nie bądź pipką i weź do dzioba panienkę flaszunię!- zarechotał obleśnie. - A jak popijemy to zatańczymy!
Kepler czknął potężnie ogarniając celę rozanielonym wzrokiem.
- Pim pam...hik!- czknął CR7- Już za niedługo Irino... zrobię ci w sypialni kino...
- Pim pam to mój tekst!- sapnął Guti.
- Zapłase ci tę no...tampon za wypożyczenie...hik!- Cris stoczył się z krzesła, spadając u stóp eks zawodnika Realu.
- Że co?!- zapytali unisono Pepe i Guti.
- No tampon! Taki za prawa do piosenki.
- Tantiem idioto! Tyś widział tampon!- Sergio popluł się ze śmiechu winem. - Patrz zjebie portugalski, będziesz mi czyścił habit.
- Na chuj ci habit, blond pedale!- zarecholił Cris.- Powiesz, że miałeś okres jak się siostry czepią.
- Okres na cyckach?- jęknął Kepler.- Powiem wam coś. Na trzeźwo jesteście debilami, ale po pijaku to powiedzieć o was ćwierć mózg, jest obrazą dla prawdziwych ćwierć mózgów.
- I wizawi.- odszczekał Ronaldo.- Ale i tak cię kocham Pepciu, chociaż jesteś brzydką taniochą!
- Spaaaadaj - mruknął Kepler. - Dajcie mi wina! Ja z wami na trzeźwo nie wytrzymam!
Kiedy Iker wrócił nad ranem do klasztoru, tylko Brodaty spał, jak Pan Bóg przykazał, w swoim łóżku. Guti chrapał rozwalony na podłodze, tuląc miłośnie do piersi łydkę Cristiano, ten z kolei spał z głową pod łóżkiem, z którego w malowniczej pozie a'la martwy Enjolras na barykadzie zwisał Pepe. Ramos zaś spał z nosem w czyichś brudnych skarpetkach, skulony w kąciku.
Casillas westchnął, patrząc na swych kumpli z mieszanką dezaprobaty i czułości. Pokręcił głową, po czym wśliznął się do łóżka, zdrzemnąć się chociaż ze dwie godzinki.
Przez całą noc Crisa dręczyły sny. Najpierw śnił, że patrzy w lustro i widzi, że ma wielkie, różowe uszy, jak słoń. Albo jak Gareth Bale. To było tak przerażające, że napastnik Realu aż zwinął się w kłębek i zakwilił przez sen. Potem z kolei miał sen o Mesucie, którego, przyodzianego w białe giezło porywał rechoczący szatańsko Flo Perez i oddawał w łapy potworów z Arsenalu. Cristiano biegł za nim, próbując uratować przyjaciela, ale powietrze było gęste jak jakiś kisiel, więc poruszał się przeraźliwie wolno, kiedy zaś udało mu się jakoś, mocą swej urody przywrócić atmosferę do normalności i już, już miał ich dogonić, okazało się, że Florentino ma odrzutowe buty. A Cris został sam, tylko z welonem Mesuta w ręku.
Ostatni sen za to, och, jaki on był przyjemny! CR7 siedział sobie w wygodnym fotelu, na tarasie, podziwiając przez oszklone drzwi imponującą kolekcję trofeów, w tym pięćdziesiąt Złotych Piłek. Spojrzał na ogród, okiem dumnego gospodarza. Cóż to było za piękne miejsce! Pod kwitnącym rododendronem stał Messi, w czerwonej szpiczastej czapeczce i z wymalowanymi na twarzy rumieńcami, pełniąc funkcję krasnala ogrodowego. Na aksamitnym, zielonym trawniku stał rózowy flaming... ale nie! To nie był prawdziwy flaming, tylko pomalowany na różowo Ibra. Ogrodnik Mou, który właśnie skończył kosić trawę, teraz wbijał paliki, po których piąć się miała winorośl, używając zamiast młotka tego paskudnego brutala z Atletico, Diego Costy. Cris przeciągnął się, zadowolony. Kontemplował właśnie gargulca z twarzą Garetha Bale, gdy rozległ się przeraźliwy ryk.
- Pobudka, misiaczki! - zagrzmiał Xabi.
Cris poderwał się tak gwałtownie, że wyrżnął głową w niebo, które przewróciło się z hukiem. Potarł głowę, rozejrzał się i zrozumiał, że ogród był tylko snem, on zaś siedział na zimnej kamiennej posadzce w klasztornym dormitorium, obok niego leżało przewrócone łóżko, pod nim zaś ktoś klął okropnie po portugalsku.
- Zrywać dupcie! - ryknął znów Brodaty. Stojący obok niego Iker zaklaskał w ręce.
- Ciszej, kurwa! - zażądał stanowczo Ramos, wypełzając z kąta. - Strasznie mnie łeb boli!
- Ora, oooora - zamruczało coś u nóg Crisa, po czy ktoś pocałował go w łydkę.
- Ej, odwal się, pedale jerychoński! - Cristiano wierzgnął desperacko.
Trafiony w ucho Guti przebudził się do reszty i zakwilił.
- Krysiu, no co ty?
Przewrócone łóżko uniosło się nieco i wysunęła się spod niego kędzierzawa głowa Pepe.
- Popierdoliło was? - stoper był wyraźnie nie w humorze. - Może jeszcze na trąbie, kurwa, zagrajcie?
- Panowie, mamy mecz z ekipą biskupa - rzekł Iker, wpadając w swój ton kapitański. - Musimy odbyć chociaż jeden trening!
- Tak więc - Xabi uniósł w górę brwi - zasuwajcie pod prysznic, potem do kościółka, szybkie śniadanko i lecimy trenować. Biegusiem!
Trening odbył się na pastwisku, niedaleko zbocza wzgórza, na którym stał klasztor. Fałszywe siostrzyczki w towarzystwie, Gutiego, nowicjuszki Emanuelli, siostry Tekli, Palomy i Ory zebrały się wokół Ikera. Na czas meczu, matka przełożona udostępniła im stare habity, które skróciła im do kolan.
Emanuella i Ora na widok owłosionych nóg "Argentynek" wpadły w ciężkie osłupienie i konsternację.
- Ja stanę na bramce. - powiedział Iker.- Siostry Sergia, Kepleria oraz Tekla będą obrońcami, Xabieria, Paloma, Emanuella i biskup będą pomocnikami, Crista stanie jako napastnik a Ora cofnie się za nią. Tak zwana fałszywa dziesiątka.
- Brawo, brawko!- Guti zaklaskał w ręce.
Iker spiorunował go wzrokiem a reszta zabrała się za trucht dookoła polany. Tekla i Emanuella a także po części Ora, były zaskoczone sprawnością fizyczną fałszywych Argentynek. Zachwyt wzbudzał Cris, który wyginał się jak rasowy atleta a biegał z taką samą szybkością jak Ussain Bolt. Po treningu i mini sparingu większość graczy wypoczywała rozłożona na soczysto-zielonej trawie u stóp zbocza.
Iker zniknął z Palomą za gaj oliwny a Guti przysiadł obok policjantki Ory.
- Niezła kondycja eminencjo. - zachichotała, gdy ciepła dłoń fałszywego biskupa dotknęła jej kolana. - Dziękuję za komplement... Kondycja pomaga mi w wielu...ekhm życiowych sprawach. - zachichotał.
- Mianowicie?- zapytała z zaciekawieniem.
- No wiesz...- zniżył głos do seksownego pomruku.- Np szybciej wprowadzam konia do bazy...- zarecholił.
- Konia? Eminencja ma konia? Jak się wabi?
- I to jakiego! A nazywa się pimpek, dlatego że robię nim pim pam, pim pam... To jak złociutka? Pomożesz mi ujarzmić tego wierzchowca.
- Z rozkoszą...- odpowiedziała mu zarumieniona. - Ale wieczorem, teraz muszę lecieć na służbę.
- Idź i nie grzesz więcej... póki nie ma mnie w pobliżu - Guti poruszył znacząco brwiami.
Ora posłała mu na pożegnanie równie znaczące spojrzenie, schodząc ścieżką w kierunku miasteczka.
W ślad za Orą poszły Tekla i Emanuella, ponieważ ogrodniczka miała coś pilnego do zrobienia w ogrodzie, czego nie chciała odkładać na później.
- To ja wam pomogę! - zgłosił się Ramos, zrywając się ochoczo z trawy i niemal rozdeptując rozłożonego wygodnie Pepe, który z rękami pod głową gapił się w niebo i gryzł źdźbło trawy.
Cris patrzył przez chwilę na trójkę, wspinającą się na klasztorne wzgórze.
- Jaki to się Sergio skory do pomocy zrobił - mruknął. - Ikerowi rośnie konkurencja do świętości.
- Masz jakiś problem, żelowaty? - zapytał Pepe.
- Mam dosyć tego miejsca - Cristiano zapatrzył się w swoje buty. - Te stare pudła są w sumie fajne, ale wiesz... Ja jestem piłkarzem, a nie zakonnicą.
- Ta - mruknął stoper.
- Coś nie tak, panowie? - rozkosznie potargany Casillas, z welonem w ręce, wyłonił się zza krzaków.
- A weź! - CR7 obrzucił wrogim spojrzeniem fryzurę Ikera, po czym zerwał się i poszedł do klasztoru.
- Co go ugryzło? - zdziwił się bramkarz.
- Nie wszyscy tutaj przeżywają romans życia, Casillas - rzekł Pepe, nie odrywając spojrzenia od nieboskłonu. - Niektórzy tęsknią. On akurat za Realem.
- A ty?
- A ja za Sofią.
Iker stał, drapiąc się w czuprynę i patrząc w ślad za przyjacielem.
Po obiedzie wszystkie siostrzyczki i nowicjuszki karną kolumną wymaszerowały z klasztoru, zmierzając na stadion, na którym zwykle rozgrywała mecze amatorska drużyna z miasteczka. Zawodnicy drużyny biskupa, odziani w fioletowe stroje, już się rozgrzewali, a na trawiastym wale otaczającym boisko mościli się już kibice, czyli miejscowi. Biskup zasiadał na specjalnie dla niego przyniesionym fotelu, tłusty i niezmiernie zadowolony. Sędzią był jakiś typ z okręgówki, którego fałszywe siostrzyczki szczęśliwie nie znały.
- Ty, a jak nas zdemaskują? - Ramos nachylił się do ucha kapitana.
- To powiemy, że robiliśmy to w dobrej sprawie - odszepnął Iker.
- Niezłe byczki - mruknęła z niepokojem Paloma, lustrując spojrzeniem rywali.
- Dawało się radę i gorszym - rzekł Xabi z niezmąconym spokojem, po czym odwrócił się, by spojrzeć na tę część wału, na której siedziały siostrzyczki i nowicjuszki.
Tymczasem matka Germana przyszła dokonać czegoś w rodzaju odprawy przedmeczowej.
- Niech was Bóg prowadzi, moje dzieci - rzekła z namaszczeniem, kreśląc nad zawodnikami znak krzyża. - I skopcie im tyłki!
- Alleluja i do przodu! - ryknął znienacka Guti.
- Alleluja! - odpowiedzieli pozostali.
Od strony ławki rywali dobiegły ich chichoty.
Wreszcie zabrzmiał pierwszy gwizdek.
- No, pingwiny, przygotujcie się na lańsko - zarechotał rosły napastnik rywali, osobnik ryżawy i z krótkim, zadartym nosem. Przypominał z urody prosię.
- Ja ci zaraz pokażę pingwiny! - warknął Pepe spod bramki.
- Te, wieprzowina, gdzie masz piłkę? - zapytał Cris, po czym zamachał nogami w takim tempie, że zamieniły się w rozmazaną smugę, a futbolówka zniknęła sprzed stóp napastnika rywali jak zaczarowana, by wraz z Cristianem znaleźć się znienacka pod bramką biskupich.
Prosiak we fioletach stał jeszcze na środku boiska z rozdziawioną gębą, jego koledzy jednak wyszli z osłupienia nieco szybciej i otoczyli Ronaldo. Ten odegrał do Xabiego, Xabi do Gutiego, Guti perfidnie się z rywalami pobawił, kiwając ich jak dzieci, po czym, założywszy jednemu siatę, dośrodkował perfekcyjnie na nogę Crisa. I było jeden zero dla siostrzyczek.
Kibice oszaleli z radości, siostrzyczki na trawiastej trybunie skakały w górę i krzyczały, nawet matka Germana, oraz najstarsze siostry dały się ponieść chwili. Biskup zdjął okulary, przetarł je, mając wrażenie, że chyba coś źle widzi, bo to przecież niemożliwe, żeby banda zakonnic tak perfidnie ogrywała jego pupilków. Może zaszkodziło mu słońce. Albo te czekoladowe ciastka, których tyle zjadł na deser. W każdym razie to się nie mogło dziać naprawdę.
Fioletowi spięli się w sobie i wyprowadzili kontrę, faulując przy tym brzydko Teklę. Ramos i Pepe wymienili spojrzenia, gdy zakonnica, klnąc na czym świat stoi otrzepywała habit.
Faulującym był wysoki, żylasty typek o bezczelnej mordzie. Zadowolony z tego, że sędzia nie zauważył jego przewinienia, pędził właśnie skrzydłem z piłką, gdy na drodze wyrósł mu Pepe.
- Lubisz faulować starsze panie? - zapytał, uśmiechając się niczym rekin i blokując rywala ciałem.
- Spierdalaj - odparł ten z bezczelną mordą. Jedna z niewielu czynnych szarych komórek w jego czaszce zaczęła się usilnie dopytywać, dlaczego właściwie on nie może przejść tej zakonnicy. No zastawiła go na amen, nóg ma z tysiąc, rąk tyle samo, a przesunąć się nie da.
- Was tam sterydami w tym klasztorze karmią? - jęknął zalewając się potem. - I pokutę na siłce dają?
W odpowiedzi Pepe naparł na niego ciałem, po czym wytrenowanym ruchem, niezauważalnie dla sędziego, wbił łokieć w splot słoneczny rywala, spuszczając z niego całe powietrze. Typ wierzgnął, wybijając niechcący piłkę za boisko i od bramki zaczęły siostrzyczki.
- Żałuj za grzechy, synu - pouczył wstajacego z boiska żylastego typa Kepler.
Po dwóch kolejnych akcjach, w których fioletowi zostali zupełnie i doszczętnie ośmieszeni, prowadzenie siostrzyczek wzrosło do 3:0. Podopieczni biskupa toczyli dookoła błędnym wzrokiem, nie rozumiejąc co się dzieje i jakim cudem zakonnice z prowincjonalnego klasztoru biegają szybciej od nich i generalnie robią z nich bandę idiotów, zabierając im piłkę i bawiąc się nią, podczas gdy oni doborowi zawodnicy Jego Eminencji, biegają bezradnie wokół nich.
- Co się dzieje? - trener zaczął wrzeszczeć, gdy tylko zeszli na przerwę. - Co wy, kurwa, mać robicie? Snickersa mam wam dać? Gracie jak cioty!
Wrzeszczał tak długo i tak mocno, że jego twarz dopasowała się barwą do fioletowych strojów piłkarzy.
Po wznowieniu gry Xabi od niechcenia podwyższył na 4:0, starannie sprawdzając, czy Anna patrzy. Patrzyła.
- Gooooooooooooooooool! Mój Xa... Moja kochana siostra Xabieria! - krzyczała radośnie.
Biskup osunął się w głąb fotela, blednąc i ocierając zroszone potem czoło.
- Skąd siostra wytrzasnęła te megiery?! Przecież nawet do Realu by je wzięli z taką grą!
- Z Argentyny - odparła dumnie Germana.
Dzięki brawurowemu zagraniu Ory Guti wyszedł sam na sam z bramkarzem rywali i już, już składał się do strzału, gdy sędzia odgwizdał spalonego.
- Gdzie spalony, gdzie, Stevie Wonder je... je... Jezusie Nazarejski! - wrzasnęła straszliwym głosem siostra Eufrozyna.
- Okulary se kup! - wtórowała Domitylla. - Sędzia kanarki doić!
Sędzia liniowy spojrzał na obie zakonnice z niedowierzaniem i dezaprobatą.
Do dziewięćdziesiątej minuty Realowcy w habitach, dali fioletowym zasłużone ciry wbijając jeszcze cztery gole. Biskup przybrał kolor swojej swojej piuski, natomiast lokalna ludność wiwatowała na cześć siostrzyczek.
W ostatniej minucie jeden z fioletowych, sfaulował Crisa w polu karnym podcinając go tak, że CR7 przefikołkował upadając boleśnie na plecy.
- Co robisz taniocho jedna?!- ryknął podbiegając do napakowanego księżula.
Sędzia wręczył typowi czerwoną kartę, natomiast pyskujący Ronaldo dostał ostrzeżenie w postaci żółtej. Podyktowano rzut karny.
CR7 czuł się w tym momencie jak egzekutor. Ustawiając piłkę omiótł wzrokiem otoczenie, zadowolonych przyjaciół, wiwatujących fanów.
Bramkarz drużyny przeciwnej zaczęł tańczyć w bramce... Napięcie rosło, Cris zrobił rozbieg, lekko się wycofał a potem huknął ponad bramkarzem.
Tłum zaryczał radośnie. Chwilę po radosnej celebracji gola, główny arbiter zakończył spotkanie.
Anna wypruła przed siebie rzucając się Xabiemu na szyję, ledwie powstrzymując się przed pocałowaniem Alonsa.
- Udało się!- pisnęła zadowolona.
Iker ściskał się z wymęczoną Palomą, której szeroki uśmiech działał na niego jak najlepsze lekarstwo. Guti klepnął Orę w tyłek, myśląc że nikt tego nie widzi a Cris z Keplerem i Ramosem odbierali gratulacje od Germany, Domitylli i Eufrozyny.
Biskup wyglądał jak szlachcic prowadzony na szafot, natomiast jego zawodnicy leżeli na murawie dysząc niczym starożytni gladiatorzy po walce życia.
- Ma nam biskup coś do powiedzenia?- Eurforozyna spojrzała na biskupa uśmiechając się jak Grinch.
- Wygrałyście. - mruknął ledwo dosłyszalnie.
- Nie dosłyszałyśmy. - Kepler wyszczerzył się niczym krokodyl nilowy. - Niech eminencja powtórzy.
- Wygrałyście!- huknął czerwony ze złości biskup.- Zostawiam wam klasztor. - powiedziawszy to odszedł ze spuszczoną głową, pokrzykując na swoich współpracowników.
Germana rozpromieniona niczym słońce w zenicie, przemówiła do fałszywych siostrzyczek.
- Moje złote w imieniu klasztoru i okolicznej ludności wielkie Bóg zapłać! - uroniła łzę wzruszenia.- Sprawiłyście nam wielką radość i zrzuciłyście z nas ogromne jarzmo niepokoju! A teraz zapraszam was na przyjęcie!
- Upiekę czekoladowe babeczki!- Domitylla klepnęła Keplera w plecy.- Pomoże mi siostra wyrabiać ciasto?
- A jakże!- rozochocił się stoper.
Radosny pochód ruszył w stronę klasztoru.
Refektarz tego wieczoru rozbrzmiewał radosnym gwarem. Nowicjuszki, Pepe i Domitylla uwijały się raźno, roznosząc czekoladowe babeczki, specjalny krem karmelowy oraz rozlewając do kieliszków wino, matka Germana bowiem uznała, że ocalenie klasztoru przez argentyńskie zakonnice wymaga specjalnego uczczenia.
Kiedy wreszcie wszyscy zasiedli przy stołach, matka Germana wstała i zadzwoniła w kieliszek.
- Moje drogie, chciałabym, abyśmy wzniosły toast za zdrowie naszych gości i dobrodziejek! - oznajmiła. - Mam także nadzieję, że każda z was będzie się od dzisiaj za nie gorąco modlić!
Fałszywe siostrzyczki skromnie spuściły oczęta, spoglądając w stojące przed nimi miseczki z kremem.
- Wasze zdrowie, moje drogie! - matka wzniosła kieliszek. Siostry i nowicjuszki ochoczo spełniły toast, po czym nastąpiła krótka przerwa, aby napełnić ponownie naczynia, matka Germana bowiem w przypływie euforii zezwoliła na wypicie aż dwóch kieliszków wina.
Kiedy wszyscy znów zasiedli, podniósł się Guti, z wielce uroczystą miną.
- Zróbcie coś, on zaraz coś pierdolnie! - zasyczał nerwowo Cris. - Iker!
- Nie jestem cudotwórcą - odsyczał Casillas. - Co mam zrobić, nogi mu nie podstawię!
- Moje drogie siostry - zaczął Gutierrez z namaszczeniem. - Chciałbym teraz uczcić toastem was, moje piękne... - tu skrzywił się nieco, bo Xabi dźgnął go deserowym widelczykiem w pośladek. - chrześcijańskie owieczki z krętym runem, które tak cudownie ugościłyście i mnie i moje podopieczne.
Ponad stołami poniósł się lekki szmerek zadowolenia, przetykanego skromnością, tymczasem Guti kontynuował.
- Podczas naszego pobytu tutaj wszyscy nauczyliśmy się bardzo, bardzo wiele - puścił perskie oczko do Ory. - I za to właśnie pragnę wam serdecznie podziękować. Wasze zdrowie kochane pin... to znaczy Pan, Pan z wami!
Okryte welonami głowy skłoniły się w podzięce i toast spełniono.
- Te nasze siostry zagrały prawie jak Real Madryt! - rozentuzjazmowała się siostra Felicyda.
- A skąd siostra wie jak gra Real? - zdziwiła się uprzejmie Eufrozyna.
- Oj, przecież siostra wie, że mam bratanka, któy jest kibicem - odparła Felicyda. - A co siostra myśli?
- O Realu? Siostra Crista też chyba jest kibicem, bo dużo mi o nich opowiada - odparła szpitalniczka. - I chyba zaczynam ich nawet trochę lubić, zwłaszcza tego, jak mu tam... No tego z żelem do włosów!
- Ronaldo? - podpowiedziała uczynnie Felicyda.
- Ronaldo, tak - rzekła Eufrozyna. - Sądząc z opowieści Cristy to bardzo miły chłopiec.
Cała ta konwersacja nie umknęła uszom CR7, który znienacka poczuł, że się rumieni.
Parę miejsc dalej, Domitylla rozparła się wygodnie przy stole, klepiąc Pepe po łopatkach.
- A da mi siostra parę swoich przepisów, jak będziemy wyjeżdżać? - dopytywał się stoper.
- Dam, dam, nawet na bułeczki maślane! - Domitylla była w szampańskim nastroju. - Ale najbardziej to się siostrze przyda ten na ciasto drożdżowe! Ten koniecznie siostra musi wziąć!
Pepe zaczął się śmiać.
- A żeby siostra wiedziała, że wezmę, ten przepis to jest rewelacja. Nic mnie tak nie uspokaja!
Fałszywe i prawdziwe zakonnice śmiały się długo i serdecznie.
Kilka godzin później, gdy reszta zakonu spała snem sprawiedliwym w skrzydle fałszywych siostrzyczek nastał czas fiesty.
Grube mury zakonu umożliwiły im puszczenie muzyki z Crisowego iphone'a a alkohol przyniesiony z piwniczki Laurentego dodał im animuszu.
- Fiesta!- Ramos wskoczył na stół robiąc striptiz. Guti przeszukał walizkę w poszukiwaniu portfela z którego jął wyciągać stu eurowe banknoty i wkładać je za bokserki kolegi.
Iker siedział na swojej pryczy, trzymając na kolanach zawianą Palomę a Xabi i Anna zamknęli się w łazience, skąd dochodził ich śmiech.
Cris przysiadł na podłodze pod oknem w ręku dzierżąć kieliszek z winem. Wpatrywał się w rubinową ciecz i to, jak szkło załamywało światło.
Pepe zauważył, że kolegę coś dręczy, usiadł obejmując go ramieniem.
- Co się dzieje Cris?
CR7 upił łyk wina a potem jęknął rozdzierająco.
- Tęsknię za Iriną. Skoro Brodaty już namówił Annę na igraszki w kiblu, to moglibyśmy już wyjechać do Madrytu!
- To kwestia czasu. Daj mu kilka dni.
- Próbuję!- sfrustrował się Cris. - Ale serce mnie boli!
- Walnij sobie transiku!- zaryczał Ramos ze stołu.
- Pierdol się!- odpysknął mu Cris.- Widzisz Pepiku...- wtulił się w ramię Keplera. - Wszyscy mnie tutaj ranią!
- Jak się bawią goście...kiedy zakonnica chla!- Guti przebrał się w habit Xabiego, wlazł na stół i zaczął tańczyć. - Jak się bawią goście...kiedy pingwin śrubę ma...- golnął sobie z flaszki, po czym runął na łóżko.
- Jednego mnie na dzisiaj.- zachichotał Iker.- Odprowadzę ci do domu, gołąbeczko.- pocałował Palomę w same usta.
- Chodź mój świętoszku.- zachichotała.
Z łazienki wyłonił się niekompletnie ubrany Xabi, zaraz za nim człapała zarumieniona Anna.
Cris wskazał na nich potępiająco.
- Ruuuuuuuuuuuuuja!- zaryczał strasznie.- I poróbstwo!
- I pornografia!- dodał Ramos.
- Wiecie co?- Xabi nie miał już do nich cierpliwości.- Idziemy do celi obok a wy dalej rżnijcie głupów!
- Ciau Bambino!- pomachał mu Ramos, układając się obok chrapiącego Gutiego.
Godzinę później cała czwórka runęła w ciepłe objęcia Morfeusza
________________________________________________________________________
Witajcie!
Przerwę miałyśmy dość długą, ale w końcu wyszarpałyśmy trochę czasu na zgranie się i napisanie rozdziału.
Mamy dla Was dobrą i złą informację! Zaczniemy od złej! ^^
Przeczytałyście właśnie przedostatni rozdział Siostrzyczek, ostatni pojawi się znienacka i nikt nie zna dnia ani godziny(nawet prezes PZPNu - Zbigniew Boniek :P).
Pora na dobrą wiadomość!
Po Siostrzyczkach pojawi się nowe opko, również o Realu Madryt, ale chwilowo nie będzie to kontynuacja historii madridistas po wyjściu z klasztoru. Sequel Siostrzyczek- EuroTrip chwilowo przekładamy, ale nie bójcie się ta historia zalęgła nam się w głowach dość mocno.
Wracając do przerwanego wątku. Nowe opowiadanie będzie nosić nazwę "Uzdrowienie anielskie" i możecie już podpatrzyć bohaterów :D
Życzymy Wam miłego czytania!
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :*
niedziela, 15 września 2013
Rozdział 16
Nowicjuszka Bernarda Solari zwykle nie lubiła jutrzni. Trzeba było wstawać obłędnie wcześnie, a potem marznąć z pustym żołądkiem w kościele, który był lodowaty, niezależnie od pory roku i temperatury powietrza na zewnątrz. A zdrzemnąć się nie dało, bo siostry, zwłaszcza ta stara ropucha Eufrozyna, pilnowały jak wściekłe. Tego dnia jednak ujrzała podczas jutrzni coś, co uznała, za znak od Boga, nakazujący jej wytrwać w nowicjacie.
Tym czymś była siostra Ikeria. Argentyńska zakonnica weszła do kościoła promieniejąc nadnaturalnym blaskiem, po czym usiadła w swej ławce i całą jutrznię spędziła wpatrując się w ołtarz z wielkim, ekstatycznym uśmiechem na twarzy i rozanielonym, acz nieco nieobecnym spojrzeniem. Bernarda przyglądała się jej przez dłuższą chwilę, po czym nachyliła się do siedzącej obok siostry Felicydy.
- Proszę siostry, siostra popatrzy na tę Argentynkę - zaszeptała. - Co jej jest?
Felicyda spojrzała, pokiwała głową i uśmiechnęła się z pobłażaniem.
- To jest ekstaza religijna, moje dziecko - odparła. - Rzadko to widuję, ale czasem się zdarza. Wielka, wielka miłość do Pana Naszego...
- Aha - odparła Bernarda z podziwem. Postanowiła, że będzie ćwiczyć i modlić się, aż dojdzie do takich efektów, jak Ikeria.
Ta cała ekstaza musiała dobrze robić na apetyt, co Bernarda stwierdziła przy śniadaniu. Argentyńskie siostrzyczki zawsze cieszyły się zdrowym apetytem, ale Ikeria tym razem jadła za dwie, a może nawet za dwóch.
W zupełnym przeciwieństwie do matki przełożonej, która nie skusiła się nawet na maślane bułeczki, wypiek Domitylli o statusie niemal legendarnym. Piła tylko kawę i nasunąwszy na nos okulary czytała po raz setny to samo pismo. Na jej czole zaś rysowała się coraz głębsza pionowa zmarszczka, a to, jak siostry wiedziały znakomicie, nowicjuszki zaś zaczęły już pojmować, zwiastowało zawsze kłopoty.
- Coś matkę gryzie? - zapytał Pepe, który akurat oblatywał stoły, donosząc więcej kawy. - Nic matka nie je. Jakiś problem?
- Ano jest problem, dziecko, jest - mruknęła matka. - Posłuchajcie, bo to ważne dla nas wszystkich! - podniosła głos.
W refektarzu zapadła cisza.
- Dostałam otóż list od naszego biskupa - matka chrząknęła i poprawiła okulary, które zjechały jej na czubek nosa. - Siostry z Argentyny moga tego nie wiedzieć, ale ustanowiono nam ostatnio nowego biskupa. Ma on plany, związane z klasztorem.
- Jakież to? - zdziwiła się Eufrozyna.
Matka westchnęła.
- Chce tu zrobić swoją letnią rezydencję - oznajmiła sucho. - Dla nas ma już upatrzony dom w Saragossie.
Kosz bułeczek wypadł Domitylli z rąk.
- Ale jak to dom, jak to w Saragossie? - zapytała zdumiona.
- No właśnie? - zapytała Tekla. - Przecież my tu jesteśmy potrzebne.
Nowicjuszka Emanuella wyprysła zza stołu. Na policzkach miała malinowe rumieńce, w oczach zaś ciężką furię.
- Ja nie pozwalam, no! - wrzasnęła. - Kto będzie leczył w miasteczku, kto będzie wypychał ludzi do prawdziwych lekarzy, jak was nie będzie? Kto będzie ludziom tłumaczył, że dzieci to trzeba na studia posyłać jak zdolne? Kto będzie robił te wszystkie dobroczynne fiesty? Ja się nie zgadzam! Może niektórzy mają was za ciemne pingwiny, ale kurde, bez was miasteczko sobie nie poradzi!
- To prawda - przyświadczyła z przejęciem Pepita. - Wy zawsze kupujecie ryby i mięso i inne rzeczy i dobrze płacicie i w ogóle... Będzie ciężko, jak zlikwidują klasztor.
- Nie mogę nic na to poradzić, moje dzieci - westchnęła matka przełożona.
- Coś na pewno da się zrobić! - wyrwał się Ramos.
- No niby jest pewien warunek, ale... - matka Germana podrapała się palcem pod kornetem.
- Jaki? - zapytał Xabi zwięźle.
- Jego Eminencja kocha piłkę nożną - rzekła matka kwaśno. - Powiedział, że zmieni zdanie, jeśli zdołamy wystawić drużynę, która pokona w meczu jego pupilków.
- O masz! - jęknęła Felicyda. - A skąd my tu piłkarzy weźmiemy?
Fałszywe siostrzyczki i fałszywy biskup popatrzyli na siebie nawzajem.
- Chłopaków z miasteczka? - podsunął Pepe.
- Drużyna biskupa gra w jakiejś tam lidze - rzekła Eufrozyna. - Okręgowej, czy jak się to nazywa. Myśli siostra, że chłopcy z miasteczka dadzą im radę? Tu idzie o klasztor!
Panowie spojrzeli po sobie jeszcze raz.
- My zagramy - oznajmił spokojnie Xabi.
Teraz spojrzały na siebie wzajem matka przełożona i siostra szpitalniczka.
Eufrozyna spojrzała podejrzliwie na piątkę siostrzyczek z Argentyny.
- Siostry chcą grać? W piłkę nożną?
- A dlaczego nie? - zdziwił się Iker
- Ale czy to wypada? - wtrąciła się matka przełożona.
- Nasz umiłowany ojciec święty Franciszek popiera ruch na świeżym powietrzu. Sam grywał i był socio drużyny z Bueno Aires. - dodał Xabi
- A ten co dostał koszulkę Messiego? To wasz krajan!- pulchna Domitylla zachichotała, zaraz jednak została niemal zamrodowana spojrzeniem CR7
- Ja nie jestem z...Argentyny!- warknął
- Siostra Crista chciała powiedzieć, że ma korzenie brazylijskie...- wtrącił się Ramos. - Jej rodzice pochodzą z ubogiej lepianki na przedmieściach Rio.
- Rio - rzekła siostra Eufrozyna. - Rozumiem.
- W dzieciństwie całymi dniami grałam w piłkę z chłopakami z faveli - oznajmił Cris z godnością. - Siostry mogą być spokojne, misiaczki biskupa dostaną łomot. Au!
Iker szturchnął go pod stołem w żebra.
- To znaczy, chciałam powiedzieć, że Bóg nam pobłogosławi i obdarzy nas zwycięstwem nad drużyną Jego Ekscelencji - poprawił się Cris.
- A skoro o ekscelencjach mowa, to ja chętnie siostrom pomogę - rzekł Guti z powagą, zatykając kosmyk blond włosów za ucho.
Matka Germana popatrzyła na nich, jakby nie dowierzając.
- No dobrze, ale was jest sześcioro - zauważyła. - O pięć za mało.
- Możemy wziąć tę policjantkę, Orę, jak się zgodzi - Guti wyszczerzył się jak rekin. - Jest twarda jak głaz!
- I Palomę - dodał Iker.
- I ja też zagram! - Emanuella aż podskoczyła. - O ile matka pozwoli, oczywiście.
- O, ona się przyda, jest strasznie szybka! - wyrwało się Sergiowi.
- Też mogę zagrać, a co! - Tekla wzięła się pod bok. - Młoda nie jestem, ale sił mi nie brakuje!
- I ja! - zgłosiła się ochoczo Pepita.
- No to mamy pełen skład - podsumował Pepe.
Refektarz opuszczono w nastrojach bojowych.
Zanim udał się do infirmerii Cristiano zdołał jeszcze dorwać się na chwilę do swojego iphone i pobuszować po internecie. Wieści, które tam przeczytał były jednak druzgocące. Całe przedpołudnie spędził roniąc łzy w maści i lecznicze nalewki, aż się Eufrozyna zatroskała i zbadała mu oczy, przekonana, że ma jakiś problem ze spojówkami. Spojówki Crisa jednak były w porządku, to serce mu pękało.
- Może siostra pójdzie do celi, pomodlić się? - zapytała szpitalniczka, z niezwykłą u niej troską. - Widzę, że coś siostrę boli i to nie oczy, a dusza.
- Może pójdę - smarknął Ronaldo. - Dziękuję siostrze.
Poczłapał do celi, padł na łóżko i dalej ryczał.
Tak zastał go Ramos, który przyszedł się umyć przed obiadem.
- Cuchnę jak kubeł na odpadki! - wrzasnął, wpadając do celi. - Pół dnia kompost przewracałem! Cris, pożycz mi to twoje myde...
Słowa zamarły stoperowi Realu na ustach. Dumny CR7 siedział na swym posłaniu, obejmując ramionami kolana, z twarzą czerwoną, zapuchniętą i zalaną łzami.
- Rany, Cris, co jest? Wyglądasz jak pomidor na rosie!
Ronaldo spojrzał na kumpla a w jego oczach odbijała się czarna rozpacz.
- Bale! Florentino kupił Garetha Bale'a za 100 mln euro! Na dodatek odszedł Mesut i zostałem zupełnie sam!- zawył żałośnie.
Ramosowi ścisnęło się serce, wiedział jak bardzo CR7 jest przywiązany do Oezila. To z podań Niemca wpadało siedemdziesiąt procent bramek Cristiano.
- Nie popadaj w czarną rozpacz.- Sergio próbował jakoś pocieszyć załamanego napastnika, ale nic konstruktywnego nie przychodziło mu do głowy.
- Co nie popadaj?! Jak nie popadaj! To jest tragdia! Ja jestem najdroższym piłkarzem, mam kunszt a ten taniocha jak on śmie przechodzić do Realu? Widziałeś jak wygląda? Ma uszy jak garnek do zupy!- zaryczał wściekły Cris.
Ramos dawno nie widział Portugalczyka tak wściekłego.
- Może nie jest taki zły? Zaprzyjaźnicie się...
- My?!- wykrzyknął Cris.- Mo-wy-nie-ma! Zrywam kontrakt z Realem przenoszę się do Barcelony, albo do Borussi albo gdziekolwiek byle nie grać z Baylem!- powiedziawszy to trzasnął drzwiami niczym obrażona primobalerina i poszedł do ogrodu cierpieć w samotności.
Tymczasem fałszywy biskup, przemierzał nawę przyklasztornego kościoła, gdyż miał przeciek, że w dzisiejszym dniu służby policyjne przyjdą na spowiedź.
Za kilka dni, posterunek lokalnej policji nawiedzi obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, wędrujący z Polski a komendant- człek nad wyraz pobożny, rozkazał wszystkim podwładnym przystąpić do komunii. Ojciec Emiliano, który przyjeżdżał na mszę z miasteczka, nie mógł dzisiaj spowiadać w klasztorze, gdyż rozłożyła go grypa a wikary musiał pojechać z posługą do chorych. Guti zaoferował swoje usługi, nie mówiąc nic kolegom, którzy na pewno wybiliby mu z głowy ten pomysł.
Były piłkarz rozsiadł się wygodnie w przestronnym konfesjonale, czekając na spowiadających się.
Nikt nie nadchodził, więc włączył sobie gierkę na iphonie i zaabsorbowany zabijaniem przeciwnika, nie zauważył nadejścia pierwszego grzesznika.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus...- odezwało się zza gratki.
Guti zaklął pod nosem, gdyż domyślił się kto był właścicielką lekko schrypniętego altu, który wywoływał w nim ekstazę i erekcję.
- Na wieki wieków seks...siostro. Z czym do mnie przychodzisz?- nadstawił ucha.
- Ojcze, zgrzeszyłam myślą mową, uczynkiem i zaniedbaniem. - szepnęła policjantka Ora, gdyż to ona jako jedyna poszła do spowiedzi w miasteczku. Reszta wolała udać się do Saragossy.
- Do rzeczy złociutka.- rzekł biskup.
- Bo widzi ksiądz, popełniłam ciężki grzech rażąc eminencję biskupa prądem po...
- Po czym?- dopytywał się Gutierrez.
- Po kroczu.- odpowiedziała policjantka. - Bardzo tego żałuję, ale na służbie nie mogłam się inaczej zachować.- rzekła ze skruchą.
- To bardzo ciężki grzech. -skomentował fałszywy biskup.- Jak bardzo tego żałujesz?- zapytał.
Ora przysunęła usta do kratek konfesjonału a Guti czując jej oddech na swoim uchu, poczuł, że jego męskość jest już w pełnej gotowości.
- Bardzo...nawet ojciec nie wie jak bardzo...- szepnęła namiętnym głosem.- Biskup wywołuje we mnie nieprzyzwoite wręcz żądze! Mam ochotę...- nie dokończyła, bo roznamiętniony do granic wytrzymałości Guti, prawie wyleciał z konfesjonału i rzucił się na Orę.
Spletli się w namiętnym pocałunku a mężczyzna zaczął ciągnąć policjantkę do wnętrza konfesjonału.
- Och skarbie, odpokutujesz mi za swoje grzeszki.- zarechotał Guti ściągając z policjantki sukienkę. Jego oczom ukazały się piersi, kusząco wylewające się ze skąpego stanika.
Fałszywy biskup niemalże zawył z radości, miętosząc biust policjantki a potem z lubością pozbył się stanika.
Zerwał z siebie biskupią sutannę, szokując kobietę brakiem bielizny pod nią. Kobieta dotknęła dłonią dowodu jego męskości(trzeba dodać, iż dowód był pokaźnych rozmiarów), on w odpowiedzi wsadził rękę w jej majtki.
- Och księże biskupie...- stęknęła Ora, gdy jego fałszywa eminencja pieścił jej kobiecość.
- Książę biskup w ramach pokuty strzaska Orcię po pupie.- zarechotał Guti wpijając się w jej usta.
Czym prędzej oparł kobietę o konfesjonał biorąc ją od tyłu. Pokaźne piersi policjantki uderzały o kratki konfesjonału a ona wydawała nieartykułowane, przepełnione ekstazą dźwięki.
- Och księżę...- jęczała.
- Mów mi Guciu...- dyszał piłkarz.
- Guuuuuuciu...
Ich mały sekrecik nie zostałby zauważony, gdyby do świątyni nie weszła wiejska plotkarka. Chciała wyspowidać się przed świętem maryjnym, przypadającym na koniec sierpnia i gdy uklękła przed kratą konfesjonału zobaczyła dwie uderzające w ową kratę piersi. Po chwili usłyszała potężny ryk a zaraz po nim jęk kobiety.
- Sodomia i Gomoria!- wykrzyknęła niczym inkwizycja, po czym uciekła z kościoła śpiewając psalm apokaliptyczny.
Nowicjuszka Anna stała na dziedzińcu, ogryzając ze zdenerwowania paznokcie. Nie wiedziała co ma uczynić. Powinna teraz iść i natrzeć Xabiego maścią, ale przecież on był w dormitorium sam! Rozbolało go ramię, gdy w bibliotece dźwignął ciężki tom i matka odesłała go, aby odpoczął, a jej, Annie, nakazała się nim zająć, tymczasem jego towarzysze przecież pracowali, w ogrodzie, w kuchni, wszędzie, tylko nie w dormitorium. A to oznaczało, że byłaby tam z nim sam na sam, z nim i z jego muskularną piersią... Annie zrobiło się gorąco, potem zaś skarciła się w duchu. Była słaba, łatwo mogła mu ulec, a to groziło nieszczęściem.
- Cóż tak stoisz, moje dziecko? - z cienia wyłoniła się znienacka Eufrozyna.
- Mam rozterkę duchową - odparła Anna spuszczając oczy, zupełnie jakby się bała, że stara zakonnica odczyta w nich jej myśli.
- Idź więc do kościoła, zapytać Boga o radę - odparła szpitalniczka cierpko. - Poza tym jest tam Paloma, która cię szukała.
Paloma i Iker istotnie już tam byli, wspominając z lekkim rozbawieniem jak nakryli w konfesjonale nieprzystojnie rozoodzianą policjantkę, w towarzystwie Gutiego, który zakrywał się porwaną z podłogi sutanną.
- Guti, załóż jakieś gacie, na litość boską - rzekł Casillas z mieszanką rozbawienia i zdegustowania, kiedy Ora, dopiąwszy sukienkę, wybiegła z kościoła, bąkając coś o okazaniu dowodów rzeczowych.
- A po co mi one? - zdziwił się Guti.
- Bo jak wiatr zawieje i zakonnice ujrzą twoje dowody rzeczowe w pełnej krasie, to będzie problem - Paloma pokładała się ze śmiechu.
- No w sumie - zastanowił się Gutierrez. - Jeszcze się na mnie rzuci któreś z tych starych pudeł. Macie rację!
- Idź już - Iker westchnął, po czym niemal wypchnął przyjaciela z kościoła.
Ledwie Paloma przestała się śmiać na tyle, by mogła wejść na rusztowanie, w kościele zjawiła się Anna.
- Szukałaś mnie? - zapytała.
Paloma odwróciła się, po czym usiadła na deskach rusztowania, machając nogami w powietrzu.
- Mam dla ciebie wiadomości - rzekła. - Dzwoniłam do kumpla, który jest w Saragossie lekarzem sądowym. Ten facet w hotelu dostał udaru.
Anna pobladła.
- To przeze mnie - szepnęła.
- A tam przez ciebie - Paloma wzniosła oczy do niebios. - Czym ty sobie nabiłaś głowę dziewczyno?
- Taki silny mężczyzna umiera na udar, to nie może być przypadek - odparła nowicjuszka smutno.
- Silny, silny, akurat - malarka zaczęła się irytować. - Kumpel dużo mi nie powiedział, bo musiałby pogrzebać w dokumentacji, ale pamiętał tego gościa doskonale. Wiesz dlaczego? Bo pierwszy raz widział kogoś, kto mógłby żyć z takim tętniakiem w mózgu. Mógł mieć krwotok w każdej chwili, a to, że tętniak pękł akurat w hotelu, to czysty przypadek!
- Naprawdę? - zapytała Anna, nie dowierzając.
- Naprawdę - odparła Paloma.
- O Boże... - Anna rozświetliła się wewnętrznym blaskiem, po czym wypadła z kościoła jeszcze szybciej niż policjantka Ora kilka chwil temu.
Przeskakując po kilka stopni wpadła na piętro i ślizgając się na gładkiej, kamiennej posadzce dotarła do drzwi dormitorium. Zatrzymała się przed nimi, przygładziła włosy, poprawiła welon i weszła do środka.
- Przyszłam cię natrzeć - oznajmiła radośnie.
- Mnie? - Guti, leżący na łóżku w porozpinanej sutannie (oraz eleganckich majtkach) i kiwający nogą założoną na nogę wyszczerzył się do niej uwodzicielsko.
- Ojej... znaczy nie, ja... ja do Xabiego przyszłam - speszyła się Anna, zastanawiając się, czy nie uciekać.
- Domyśliłem się - odparł uprzejmie fałszywy biskup i podniósł się z łóżka. Nowicjuszka cofnęła się o krok. - Bez obaw, maleńka, ciebie nie ruszę, boby mnie szlachetny Xabier przerobił na befsztyk tatarski.
To rzekłszy Guti mrugnął do zesztywniałej Anny, ulokował na swej blond fryzurze piuskę i starannie dopiął sutannę.
- Xabi jest w łazience - rzekł, uśmiechając się łobuzersko. - Zostawię was samych.
I wyszedł, nucąc coś pod nosem.
Po chwili zjawił się Xabi, odziany tylko w t-shirt i bokserki. Na widok Anny rozjaśnił się niczym zorza.
- Zdejmij koszulkę - nakazała surowym głosem. - Muszę natrzeć ci bark.
Spełnił posłusznie polecenie i usiadł na łóżku. Anna przysiadła przy nim i zaczęła go nacierać, bardzo, bardzo dokładnie i powoli.
- Rozmawiałam z Palomą - powiedziała. - Ona mówi, że ten facet w hotelu to był wypadek...
- Oczywiście, że wypadek - Xabi odwrócił się do niej, ich twarze dzieliły teraz tylko centymetry. - Ktoś tak cudowny jak ty nie może być przeklęty.
- Tak myślisz? - zapytała niemal bez tchu.
- Tak - odparł.
I pocałował ją. Całował ją namiętnie i gorąco, a ona tym razem nie pozostawała mu dłużna.
- Kiedy tylko wygracie ten mecz - tchnęła mu w usta. - I uratujecie klasztor, wtedy obiecuję, pójdę z tobą wszędzie.
- Wygramy na pewno - mruknął, kładąc ją delikatnie na łóżku.
Pepe, który przyszedł po zapomnianą z rana wsuwkę, bez której kornet zjeżdżał mu na oczy, nie chcąc się trzymać na ledwie odrastających lokach, wiedziony przeczuciem zatrzymał się tuż przed drzwiami. Posłuchał chwilę odgłosów dobiegających zza drzwi, potem zajrzał przez dziurkę od klucza i wyprostował się, uśmiechnięty.
- Bogu niech będą dzięki - mruknął.
Mina siostry Cristy, gdy dowiedziała się za ile Real kupił Bale'a xD - przyp autorek.
_____________________________________________________________________________
Tak wiemy, dałyśmy plamę i zrobiłyśmy prawie miesięczny obsuw. Nie będziemy się usprawiedliwiać, gdyż powód jest prosty jak aparycja przeciętnego chama... Nie miałyśmy czasu a właściwie we dwie nie mogłyśmy się zgrać. Bez tego nie da rady dodać nowego rozdziału. Postaramy się nie robić już tak epickich obsuw, ale też nie gwarantujemy że rozdział będzie co tydzień.
Buźki Fiolka&Martina :*
wtorek, 20 sierpnia 2013
Rozdział 15
Cristiano siedział w kącie celi i pokątnie łączył się z internetem w iphonie. Było mu niewygodnie, bo żeby złapać chociażby jedną kreskę zasięgu musiał unieść tyłek do góry a telefon trzymać pod dziwnym kątem.
- Co?!-ryknął przeraźliwie- Jego fryzura jest lepsza i kuloodporna? Taka taniocha?!
- Co drzesz mordę? - jęknął Ramos
- Bo ten Piszzzzzek ma lepszy żel ode mnie! Skąd on to ma?
- Z Polski?- powiedział spokojnie Iker- Strzygł nas kiedyś fryzjer z Gdańska.
- Polska żela! Muszę mieć! Muszę, muszę, muszę! Umrę jak nie będę miał! - oczy Crisa zalśniły gorączkowym blaskiem.
- Ja umrę, jak Pepe zaraz nie wróci - rzekł Guti. - I to całkiem naprawdę!
Tu fałszywy biskup rozdzierająco jęknął.
- Trzeba było trzymać łapy przy sobie - pouczył Xabi.
- Ty trzymasz i nie dymasz - odciął się Guti. - Za jedną laseczką tyle czasu biegać? Dziewczyna jest jak grypa – kilka dni w łóżku i po kłopocie!
- Gutierrez, ty nic nie rozumiesz - westchnął Rudobrody rozdzierająco. - Boże, z kim ja się zadaję...
Iker nic nie mówił, tylko patrzył w okno, wspominając to, co się stało na polance. Gdyby tylko ten kretyn, Ramos, im nie przeszkodził...
- Room service! - Pepe wtoczył się do dormitorium, obładowany rozmaitymi rzeczami, w tym miską z lodem, zestawem środków przeciwbólowych, słoiczkiem maści na oparzenia i drugim - arnikowej maści na stłuczenia. - To od Eufrozyny, na wasze boleści.
Anna wsunęła się cichutko w ślad za nim.
- Przepraszam sio... panów - szepnęła. - Mam list dla Ikera. Od Palo...
Jeszcze nie skończyła mówić, kiedy Casillas zerwał się ze swego łóżka i wydarł jej liścik z dłoni.
- Przepraszam - rzekł, uświadamiając sobie, że zachował się niezbyt grzecznie. - Nie wiem co we mnie wstąpiło.
- Ale my wiemy - rzekł Pepe pobłażliwie, podając jednocześnie Gutiemu miskę z lodem. - Anno, dobrze, że jesteś, trzeba natrzeć Alonsa maścią.
- A ja? Mnie nikt nie natrze? - zaprotestował Guti.
- Gutierrez! - Iker i Xabi warknęli jednogłośnie.
Cristiano nie warknął, za to zerwał się ze swojego łóżka i za pomocą dwóch zdecydowanych ruchów wsypał Gutiemu całą zawartość miski w gacie.
- Aaaaaaaaaaaaaa! - wrzasnął fałszywy biskup sopranikiem. - Zaaaaaaa cooooo?!
- Jak se schłodzisz interes, to może zaczniesz używać mózgu - wyjaśnił Cris.
Wśród porzuconych przez Pepe na jednym z łóżek specyfików Anna znalazła właściwy słoiczek. Obracając go w dłoniach niepewnie, podeszła do Xabiego.
- Czy mógłbyś... zdjąć koszulkę? - poprosiła.
Xabi spojrzał na nią ogniście i spełnił jej prośbę. To, co pojawiło się w oczach Anny, gdy patrzyła na jego muskularną, owłosioną pierś z całą pewnością nie było niewinne, ani godne zakonnicy.
- A to może pójdziecie gdzieś na stronę? - zasugerował Pepe, patrząc na zaróżowione z wrażenia policzki nowicjuszki.
- Tam taka pojedyncza cela jest, zupełnie wolna, będzie wam wygodniej - dołączył się Cris.
- Nie ma mowy! - wykrzyknęła Anna. - Dopóki... pewne sprawy się nie wyjaśnią nie chcę przebywać sam na sam z Xabim.
- No i masz... - mruknął Ramos. - Zostaniemy tu na zawsze...
Guti cisnął w niego kostką lodu.
- Nie kracz - rzekł.
Tymczasem Anna, z wyrazem twarzy pełnym godności, nacierała maścią posiniaczone części torsu i pleców Xabiego, Iker zaś przeczytawszy liścik dla pewności trzy razy, złożył go starannie, powąchał i schował do kieszeni, po czym spojrzał na zegarek.
- Panowie, muszę się zbierać - rzekł.
- A gdzież to, świętoszku? - zapytał Guti, przerywając na moment wybieranie kostek lodu z bielizny. - Czyżby randka? Baterie w aureolce siadły?
- Paloma zrobiła krótkie spięcie - zachichotał Sergio.
Gdyby Casillas był w nieco gorszym humorze, pewnie zabiłby przyjaciela wzrokiem, ale w tej chwili miał ochotę śpiewać, a nawet tańczyć flamenco.
- A żebyście wiedzieli, że na randkę - odparł zuchwale. - Mamy się spotkać w domku myśliwskim, w dolinie. Idę się umyć, a potem lecę!
- Tak z pustymi łapami? - Pepe pokiwał z politowaniem głową.
- Ale że co, powinienem coś wziąć? - zdziwił się Iker.
- El Capitano, bramkarz z ciebie genialny, ale na uwodzeniu się nie znasz - Cris poklepał go po ramieniu. - Pepe ma rację, coś musisz wziąć.
- No przecież sprzęt ma zawsze ze sobą! - zarżał Guti.
Xabi nie włączał się do dialogu, oddając się bez reszty delikatnemu dotykowi dłoni Anny. Dotykowi, który wprawiał go w ekstazę. Ronaldo zaś porzucił chwilowo swojego Iphone'a i jął grzebać w kosmetyczce.
- Może jakiś kwiat? - zastanowił się Iker.
- Możesz uciąć różę z tego krzaka przy furtce do warzywnika - rzekł uczynnie Ramos. - Tak zakwitł, że nikt nie zauważy, a ma naprawdę piękne kwiaty. Takie namiętnie czerwone. Sekator jest w szopie.
- A ja ci zaraz koszyk z wałówką przygotuję - powiedział Pepe. - W zapasach po ojczulku oblechu jest zajebisty burgund i wiem gdzie Domitylla trzyma specjalne babeczki czekoladowe.
- Specjalne? - zdziwił się lekko oszołomiony Iker. - Znaczy, że jakie?
- Takie z przepisu matki Germany, Domitylla je piecze specjalnie dla facetów i babek co mają problem z libido. Lodowiec by rozpaliły.
Anna popatrzyła na Pepe, wstrząśnięta.
- Siostra Domitylla takie rzeczy...? - zapytała.
- Tylko dla małżeństw przecież - zdziwił się Pepe.
Guti wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Coraz bardziej podoba mi się ten klasztor - oznajmił.
- A nie będzie zła, jak zobaczy, że te babeczki znikły? - zapytał Iker.
Kepler machnął ręką.
- Powiem, że Guti się do nich dobrał. Na biskupa wrzeszczeć nie będzie.
- Mam! - wrzasnął Cristiano, triumfalnie wznosząc w górę dłoń, w której tkwiła buteleczka perfum. - Iker, tym się spryskaj, a na pewno ci się nie oprze!
- ...bo się udusi? - zachichotał Pepe.
- Spadaj, to zajebiste męskie perfumy i wcale nie ciężkie - obraził się Cris.
Dochodziła dwudziesta druga, gdy Iker uzbrojony w bukiet pąsowych róż i koszyk piknikowy wyruszył w drogę do myśliwskiej chatki.
Pepe odprowadził go do bram klasztornych, wcześniej podwędzając z gabinetu przełożonej klucze do furty.
- Ściągaj habit.- szepnął po drugiej stronie, biorąc od kapitana zakonne szaty. - Jak będziesz wracał dzwoń do Crisa, jego iphone będzie leżał na oknie.
- A habit?
- Wyniosę ci go wtedy pod pretekstem wyprawy do piekarni. - Kepler wyszczerzył się niczym krokodyl nilowy na widok zdobyczy.
Iker uścisnąwszy go serdecznie poszedł przed siebie, pogwizdując wesoło, aż do rozstaju dróg. Skręcił w stronę lasu, zapalając latarkę aby oświetlić nią drogę.
Gdy zagłębił się w jego wnętrze poczuł charakterystyczną woń drzew iglastych. Gdzieś w oddali szumiał strumień, pod którym wieczorem przeżył chwilę uniesienia z Palomą. Na samo wspomnienie przyśpieszył mu gwałtownie puls a euforyczne zadowolenie ogarnęło całe jego ciało.
Paloma... Jego jego ukochana gołąbka.
Domek myśliwski okazał się prostą chatką z bali, której kryty gontem dach obejmowały, niczym zielone, opiekuńcze dłonie, gałęzie potężnych świerków. W oknie migotało światło, rzucając ciepły poblask na ścieżkę.
Iker odkaszlnął, przeciągnął palcem pod kołnierzykiem i zapukał do drzwi.
Otworzyły się z cichym skrzypnięciem.
A on stał, patrzył i nie potrafił się ruszyć.
W progu stała bogini, ubrana w czerwoną suknię, uwydatniającą jej boskie, doprawdy, kształty i spływającą kaskadą misternych falban na cudowne nogi. Ciemne, lśniące włosy bogini zaczesane były w kok, usta zaś pomalowane szminką, równie czerwoną jak suknia, a tak ponętne, że Iker na moment stracił rozum oraz oddech.
- Wejdziesz? - zapytała bogini głosem Palomy, patrząc na niego spod rzęs niczym jedwabne wachlarzyki.
- Jasne - odparł, nie bardzo wiedząc co mówi. Poszedł za boginią, potulny jak baranek, nie mogąc oderwać od niej oczu.
Kiedy zniknęła w kuchni, szukając wazonu, Iker rozejrzał się dookoła. Izba w której stał, pełniła funkcje salonu, jadalni i sypialni. Stół, stojący przy wejściu do kuchni, kusił nakryciem na dwie osoby, a solidne, staroświeckie łoże w drugim końcu pomieszczenia wabiło świeżą pościelą. Całość oświetlały świece w kinkietach i rozłożystym kandelabrze, stojącym na blacie stołu.
Kolacja upłynęła mu jak we śnie. Gdyby coś zapytał Ikera co jadł, bramkarz nie miałby pojęcia. Tak się złożyło, że były to znakomicie przyrządzone małże, ale z takim samym zapałem skonsumowałby zapewne potrawkę z wiórków sosnowych i galaretkę z motyli, gdyby mu ją podano. Wino rozgrzewało krew, oczy Palomy lśniły, delikatny rumieniec malował jej policzki , a Casillas czuł coraz wyraźniej, że babeczki matki Germany nie będą mu potrzebne.
Paloma jednak skusiła się na jedną.
- Och, Iker, to jest pyszne - stwierdziła po pierwszym kęsie. - I takie... rozgrzewające!
Bramkarz patrzył jak dziewczyna zlizuje okruchy z ust różowym językiem, jak oblizuje palce i poczuł, że dłużej nie wytrzyma. Ani sekundy.
Wstał od stołu odsuwając krzesło takim gestem, jakim torreador mógłby odsuwać muletę.
- Chodź tu! - rzekł namiętnie, czując jak krew kipi mu w żyłach. Rzecz dziwna, przy Carbonero był kochankiem powściągliwym, wręcz letnim, teraz zaś czuł, że kipi w nim męskość, pierwotna i nienasycona, domagająca się kobiety, tej kobiety, tu i teraz.
Ta kobieta podeszła do niego lekkim krokiem, który podniecił Ikera jeszcze bardziej, chociaż nie sądził, że było to możliwe. Przygarnął ją do siebie i wpił się zachłannie w jej czerwone usta, a kiedy nasycił się nimi, zaatakował namiętnie smukłą szyję i cudowny, krągły biust, wyglądający z dekoltu sukienki.
O ile w Ikerze kipiała pierwotna męskość, w Palomie najwyraźniej zawrzała pierwotna kobiecość. Dziewczyna szarpnęła koszulkę Casillasa, która puściła w szwach i w postaci strzępów wylądowała na podłodze. Po chwili dołączyła do niej suknia, rozlewając się plamą szkarłatu.
Iker spojrzał na Palomę, stojącą przed nim w samej bieliźnie. Był półnagi, w blasku świec wyglądał niczym wojownik, gdy chwycił ją w ramiona i poniósł w stronę łóżka.
Oboje zapadli się w pachnącą lawendą pościel, obdarzając się pocałunkami i pieszczotami tak gorącymi, że mogły swym żarem roztopić największy lodowiec.
Paloma, czuła jak jej ciało topnieje pod delikatnym, acz śmiałym dotykiem dłoni Casillasa. Iker zaś nie mógł oderwać się od jej ust, wnikając w ich wnętrze z coraz większą zachłannością. Po chwili jego wargi, zaczęły wędrówkę po ciele kochanki, pieszcząc brodę, szyję oraz rowek pomiędzy piersiami. Dziewczyna drżała po każdorazowym dotyku jego ruchliwego języka, który wyznaczał wilgotny szlak, po jej rozpalonej namiętnością skórze.
- Och Iker...- wyszeptała Paloma a on oderwawszy się od jej skóry, uniósł głowę napotykając spojrzenie czekoladowych oczu. Jego tęczówki przybrały barwę płynnego złota, przetykanymi brązowymi punkcikami. Oczy, niczym u dzikiego kota który zawsze zdobywa to, czego chce.
Pochylił ciemną głowę do jej ucha, by szepnąć jej cicho...cichuteńko pytanie, na które miał nadzieję otrzymać twierdzącą odpowiedź.
- Chcesz tego?- usłyszała.
Zaraz potem jego język, dotknął wrażliwego miejsca za uchem a ona miała wrażenie, że stado motyki galopuje po jej ciele.
- Tak.- odpowiedziała entuzjastycznie.
Przyjął tę odpowiedź z nieskrywaną radością, unosząc ją do pozycji siedzącej. Szybko pozbył się jej koronkowej bielizny, oraz swoich bokserek, które wylądowały na porożu jelenia, wiszącym nad kominkiem.
Iker opadł na Palomę, od nowa pieszcząc każdy skrawek jej ciała. Gdy była już na skraju ekstazy, delikatnie wsunął się w jej rozgrzane wnętrze. Znieruchomiał na moment, napotykając opór ciała a potem pchnął odrobinę mocniej. Z oczu Palomy popłynęły łzy.
- Wszystko w porządku?- zapytał z uczuciem. - Jesteś...ja...- chciał coś powiedzieć, lecz wzruszenie odebrało mu mowę.
- Tak. Kochaj mnie Ikerze.- szepnęła delikatnie poruszając biodrami.
Casillas, przestał mieć jakiekolwiek wątpliwości.
Kochali się z czułością i delikatnością, wspinając się ku wyżynom rozkoszy, aż na sam skraj nieba. A potem doszli tam razem, unoszeni na obłoku szczęścia, tam gdzie nie ma bólu i zmartwień. Jest tylko miłość, czysta i nieskalana.
Gdy Iker i Paloma przeżywali chwile uniesień, fałszywe siostrzyczki zabijały czas grą w karty.
- Makao wylało!- wrzasnął Cris kładąc na kupkę króla czerwo i jokera, który podwajał ilość kart, które musiał pociągnąć będący za nim w kolejce Ramos.
- Trafiło się raz ślepej kurze ziarno. - mruknął Sergio, wściekły że nie ma czym odparować ataku.
- Wypchaj się sianem, chujozo jeden.- sapnął CR7. - Nigdy, nie możesz pogodzić się z tym, że ja jestem lepszy w te klocki.
- Chyba w klocki lego. - wyzłośliwił się obrońca.
- Mutant!
- Ciota!
- Ciszaaaaaaaaa!- wrzasnął Alonso.- Zachowujecie się jak przedszkolaki. Cris ty zamknij paszczę a ty...- wskazał ręką Ramosa.- Weź się za układanie kart, bo wstrzymujesz kolejkę.
Sergio wyłożył pięć czwórek, przez co Guti musiał odsiedzieć kolejki.
- Poczekam. Nie mam szczęścia w kartach! Co innego w...- nie dokończył bo uderzony poduszką przez Pepe.
- Koniec o dupeczkach, lodzikach i dymanku w dyskotece! Gutierrez ogarnij się przypale, masz trzydzieści siedem lat!- jęknął stoper
- I? Kuśkę mam tej samej długości co byczki w jego wieku!- wskazał rękę na Ramosa.
- Odwal się od mojego penisa!
- A kto chce oglądać taki zwiędnięty szczypior?- zachichotał złośliwie Cris.
Ramos nabrał koloru dojrzałego buraka i tylko interwencja Keplera, uchroniła Ronaldo od zaliczenia strzału w dziób.
- Przestańcie!- jęknął Xabi.- Chwili spokoju z wami nie ma. Wrzeszczycie tak, że zaraz pobudzi się pół klasztoru. Ikera nie ma, więc siedźcie jak trusie.
Guti rozłożył się na łóżku, niczym basza turecki, przybierając wielce kontemplacyjny wyraz twarzy.
- Zazdroszczę mu. - westchnął niczym nadworny mistrel.- Leży zapewne z tą swoją gołąbką i oddając się wichfom namiętności.
- Wichrom czego?- zapytał mało inteligentnie Pepe.
- Nie oglądałeś tej telenoweli z Colungą? Taka, co to on był zubożałym indianinem a ona bogaczką. Potem się dorobił na piractwie i miał wszystkie laski z okolicy. - odpowiedział z powagą Guti. - Wspaniały serial. Taki prawdziwy i te emocje!
Xabi i Ramos nie mogli opanować śmiechu.
- Nie znałem cię od tej strony.- rzekł Xabi
Guti spojrzał na niego melancholijnie.
- W każdym z nas drzemie nutka romantyzmu. - odpowiedział - A ja jestem tylko człowiekiem i pragnę kochać tak samo jak wy.
Chłopaków zamurowało.
Oto największy żigolo Realu Madryt, odkrył w sobie drzemiące pokłady romantyzmu. Rzecz niespotykana i zaskakująca równie mocno, jak hiszpańska inkwizycja.
Iker leżał na plecach, jedną rękę podłożywszy pod głowę, drugą gładził jedwabiste plecy Palomy, wtulonej w jego pierś. Patrzył w sufit, na którym tańczyły cienie, wdychał czysty zapach włosów dziewczyny i myślał o tym co zaszło.
- Dlaczego ty... dlaczego ja... - zaplątał się, nie wiedząc jak taktownie zapytać o to, co go nurtowało. - No wiesz, to twój pierwszy raz i w ogóle... dlaczego ze mną?
- Czekałam na kogoś wyjątkowego - powiedziała. Jej oddech przyjemnie drażnił skórę Ikera. - Kogoś dobrego i szlachetnego.
Podniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
- Na ciebie - pogładziła go delikatnie po szczupłym policzku. - Tamtego dnia, kiedy odwiedziłeś szpital zakochałam się w tobie, chociaż byłam jeszcze dzieckiem. Nie potrafiłam potem nikogo pokochać tak jak ciebie.
Iker przez chwilę nie wiedział co powiedzieć. Zamiast więc silić się na słowa po prostu objął Palomę mocniej.
- Warto było czekać - powiedziała. Jej biodra poruszyły się zmysłowo. Ogień który wcześniej przygasł, teraz na nowo zapłonął w lędźwiach Casillasa.
Tymczasem na zewnątrz, w mroku nocy, pośród drzew niczym posępne wieże, skradał się Jose Alfonso, przepełniony urażoną dumą i zazdrością. Jego zwykle nieskalana fryzura teraz przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy, potargana i zmoczona wieczorną rosą, na jasnym garniturze zaś kwitły zielone plamy, pozostawione przez korę i smugi błota.
- Już ja wiem po co ona poszła do tego domku - mamrotał. - Myśli, że jestem idiotą, ale ja jej pokażę!
Zgubił się kilka razy, potem jednak znalazł ścieżkę, która doprowadziła go do domku myśliwskiego. W oknach migotało światło. Aha!
Jose Alfonso przycisnął nos do szyby, patrząc ze zgrozą na niewyraźną w półmroku, panującym w izbie, plątaninę ciał.
- Wiedziałem - wyszeptał ze zgrozą.
Bez namysłu runął na drzwi, po czym spłynął po nich malowniczo. Poderwał się i dla odmiany je kopnął. Otwarły się z hukiem.
- Paloma! Ty lesbijko, ty! Z zakonnicą się gzisz, z tym babochłopem! - ryknął potępieńczo, łapiąc najbliższą świeczkę i unosząc ją w górę.
Iker podniósł się bez słowa z posłania i stanął przed psychiatrą. Drżące światło świecy oświetliło go całego, ze wszystkimi szczegółami anatomicznymi.
- Chłop, jak widzisz, się zgadza, ale babę bym jednak wykluczyła - rzekła Paloma, zakrywając się kołdrą.
- O kurwa, o Matko Boska - psychiatra patrzył w osłupieniu na niezaprzeczalne dowody męskości Casillasa. - Ty, ty, ty transwestyto poświęcany, ty! Zabieraj łapy od mojej kobiety!
Odstawił świeczkę na stłó i ruszył ku Ikerowi. Bramkarz bez wysiłku odparował jego sierpowego, po czym wykręcił mu rękę i oparł kolano o jego plecy.
- Twoja, to może być krowa, jak ją se na jarmarku kupisz - objaśnił głosem spokojnym, chociaż w środku aż się gotował z gniewu. - Paloma należy do samej siebie, zrozumiano?
- Nie daruję ci tego! - wrzeszczał Jose Alfonso. - Zabrałeś moją... aaaauuaaaa!
Iker wykręcił mu rękę jeszcze mocniej. Wyglądał teraz, pomyślała Paloma, zupełnie jak kot jej ciotki, kiedy był rozzłoszczony.
- Denerwuję się, kiedy tak o niej mówisz - objaśnił kapitan Realu. - A jak się denerwuję, to mogę być niemiły. A nawet brutalny.
Jose rzucił mu mordercze spojrzenie tuż znad podłogi.
- Powiem wszystko pingwinom - powiedział. - To stare truchło Germana na pewno się ucieszy, że w jej klasztorze mieszka zbok.
- Nie zbok, tylko bramkarz Realu Madryt! - obruszyła się Paloma. - To jest Iker Casillas, głąbie!
- Myślisz, że jej to zrobi różnicę? - zapytał psychiatra jadowicie.
- Jej nie, ale tobie powinno - rzekł Iker. Nie podobało mu się to, co zamierzał zrobić, ale nie miał za bardzo wyjścia. - Wyobraź sobie, że znam wielu wysoko postawionych ludzi. Jeśli zechcę, zabiorą ci licencję i jak zarobisz na żel do włosów oraz solarę?
Jose Alfonso przełknął nerwowo ślinę.
- Nie zrobisz tego, to by było okrutne! - pisnął. - Jak ja będę wyglądał bez solarki, taki blady?
- Dlatego właśnie będziesz trzymać gębę na kłódkę oraz siebie z dala od Palomy - pouczył Casillas. - A jeśli wyjdziesz teraz stąd grzecznie i do jutra nie narobisz siary, to dam ci pieniądze, żebyś zmył się stąd w siną dal i nie wracał. Jasne?
- A jeśli odmówię? - zapytał Jose.
Poczuł jak kolano bramkarza napiera silniej na jego kręgosłup.
- Mogę ci złamać rękę - rzekł Iker, jakby w zamyśleniu.- Chociaż nie chciałbym. To byłoby wbrew madridismo.
Jose Alfonso uznał wyższość tego argumentu i już wkrótce pędził kłusikiem ku iskrzącym się wśród wzgórz światłom miasteczka.
__________________________________________________________________________
Witajcie!
Wakacje wsysają człowieka całkiem tak samo jak Matrix! Złapałyśmy się za głowę, bo odkryłyśmy jak wielką mamy obsuwę a wiemy, że czekacie na kolejne przygody siostrzyczek. Opowiadania powoli będzie zmierzało do końca, ale jak już zapewne kiedyś Fiolka pisała, mamy w zanadrzu drugą serię.
Życzymy miłego czytania!
Fiolka&Martina :)
poniedziałek, 5 sierpnia 2013
Rozdział 14
Iker i Paloma całowaliby się na pewno znacznie dłużej, gdyby nie to, że jeden z pobliskich krzaków, rozkaszlał się jak stary gruźlik. Przeraźliwe rzężenie, charkanie i kasłanie przerwało brutalnie ciszę romantycznej chwili, odbijając się echem wśród drzew i płosząc zabłąkane stadko przepiórek.
- Jezu, co to? - Iker odruchowo zasłonił sobą Palomę.
- Ktoś chyba potrzebuje pomocy? - malarka wyjrzała zza ramienia bramkarza.
- Może to to dziecko? - zasugerował Iker?
- Wykluczone, Dulce nie pali dwudziestu paczek fajek dziennie. I ma bardzo zdrowe płuca. Wiem, bo często wrzeszczy na swoje rodzeństwo pod moim oknem - orzekła Paloma.
- Czy wy już, no tego, skończyliście? - zapytał krzak, głosem jakby znajomym.
Iker zakrył dłonią twarz.
- Wyłaź, idioto - rzekł. - Czy ja nie mogę liczyć na chwilę prywatności?
Krzak zatrząsł się febrycznie, uwalniając ze swego splątanego wnętrza Sergio Ramosa, w przekrzywionym kornecie i potarganym habicie.
- Chciałem tylko powiedzieć, że znaleźli dziecko - rzekł obrońca z urazą. - Pepe znalazł.
- Chwała Bogu! - zakrzyknęli Iker i Paloma równocześnie.
- A gdzie jest świ... chciałem powiedzieć pan psychiatra? - zapytał bramkarz. - Ktoś go pilnuje?
Ramos spęczniał z dumy.
- Przekonałem go, że powinien zbadać dziewczynkę i poszedł z policjantami i małą do miasta - odparł. - Straszny z niego idio...
Urwał, zmiażdżony wzrokiem Ikera.
- Przepraszam za niego - Casillas zdjął mordercze spojrzenie z Sergia i przeniósł je, zmieniwszy zawarty w nim rodzaj emocji, na Palomę.
- Ale nie ma za co, Jose Alfonso jest idiotą - odparła konserwatorka uprzejmie.
- I nie jest, eee, no... - Iker miął w rękach brzeg habitu. - Nikim ważnym dla ciebie?
- Nawet go nie lubię - odpowiedziała. - Kiedyś zrobiłam błąd i poszłam z nim na randkę, od tamtej pory umaił sobie, że jesteśmy parą i snuje się za mną jak smród za wojskiem. Upiorny typ.
Iker poczuł się wniebowzięty. Głęboko uszczęśliwiony. Wręcz był gotów przenieść Pireneje do Portugalii na własnych ramionach, gdyby zaszła taka potrzeba.
Kolejna eksplozja gruźliczego kaszlu oderwała Casillasa od kontemplowania urody dziewczyny.
- Co jest? - zapytał zniecierpliwiony.
- Guti potrzebuje pomocy. Znaczy jego emitencja Gutierrez - rzekł Ramos.
- Eminencja, Sergio - poprawił Iker.
- Tak myślałam, że to jeden z was - zaśmiała się Paloma. - Co mu jest?
- Podrywał policjantkę i dostał paralizatorem po... - Sergio zmieszał się i łypnął w stronę Palomy. Po klejnotach rodowych.
Iker z lekkim wysiłkiem pohamował chęć chwycenia się za własne klejnoty.
- I co, nie może chodzić? - zapytał.
- Nie bardzo. Pepe próbuje go prowadzić, ale coś im nie wychodzi. A nowicjuszki nie chcą się zbliżać.
- A Alonso?
- Zleciał z urwiska, zabrali go do jakiegoś dziwnego lekarza.
Iker zamknął oczy.
- Zostawić was na chwilę samych... - mruknął.
- A właściwie co wy robicie w tym klasztorze? - zapytała Paloma.
Casillas westchnął.
- To długa historia - rzekł. - Opowiem ci po drodze.
Gdy Alonso i Anna zamknęli się z doktorem Hu w jego gabinecie, Cris postanowił pozwiedzać. Zamek, budził w nim najgorsze wspomnienia z dzieciństwa, gdy jego brat Hugo, pod nieobecność rodziców, udawał ducha z klasztoru na Maderze.
Mały Cris, zawsze piszczał a potem moczył się w majtki z czego rodzeństwo miało niezły ubaw. Teraz, nie wspominali tej niewygodnej prawdy, bo on Cris był bogaty i piękny i mógł z nich zrobić milionerów!
Nie czuł do nich urazy, bo nie był pamiętliwym człowiekiem, ale zadra w duszy pozostała na zawsze.
Rozmyślając nad swoim dzieciństwem, zaszedł korytarzem tak daleko, że kompletnie nie wiedział jak znaleźć się z powrotem w hallu. Kompletnie stracił orientację a w dodatku zgasło światło.
Poszedł po omacku w stronę, która wydawała mu się najwłaściwsza i najpewniej prowadziła tak, skąd przyszedł.
Szedł najbliżej ścian, co jakiś czas obmacując je, czy nie ma tam klamki do pomieszczenia w którym znalazłby cokolwiek do oświetlenia.
- Ach, gdyby tak mieć iphone'a albo chociaż latarkę, lub świeczkę! - powiedział po cichu.
Nie zauważył, jak władował się w coś metalowego i runął razem z nim na kamienną podłogę.
Gdy ujął w rękę, metalową rękę zapiszczał ze strachu uskakując w bok. Nogą nacisnął wystającą wajchę a po chwili zapadnia na dole otworzyła zapadnię, pod którą ziała ciemna dziura. Cristiano wleciał do niej, drąc się wniebogłosy. Po kilkunastu sekundach wleciał na coś sprężystego i miękkiego. Najpewniej był to materac, ale po co komu zsyp w sypialni? Kim jest ten powalony lekarz?
Miejsce w którym się znalazł, ani trochę nie przypominało komnaty ani nawet pralni czy śmietniska.
Wyglądało jak najprawdziwsza jaskinia z tym, że w ścianach zainstalowano nowoczesne żarówki typu led.
Napastnik, rozglądał się po grocie, całej ozdobionej medalikami i różańcami w pewnym momencie jego wzrok, przykuła szklana gablota.
Zszedł z materaca, kierując się ku gablocie a gdy zobaczył jej zawartość, jego wzrok padł na martwą postać, odzianą w mnisi habit, leżącą w obitej atłasem trumnie.
- Jezus Maria!- wyszeptał, padając na kolana.
Klęcząc przeczytał złotą tabliczę na której wygrawerowano następującą treść:
Św Eufrazja de Piemont- umiłowana służebnica Chrystusa, zmarła tragicznie w wieku 30 lat w 1689 roku. Pan powołał jej duszę, by zasiliła grono świętych, lecz jej dziewicze ciało, zostało nienaruszone, naznaczone Duchem Świętym!
Kanonizowana przez papieża Jana XXIII w 1959 roku.
Cris zaśmiał się histerycznie, to truchło to nie żyje od przeszło trzech wieków i nic mu nie zrobi!
Powoli dochodził do siebie, myśląc logicznie, jak wydostać się z tej przeklętej jaskini.
Gdy próbował znaleźć wyjście, nagle z ciemnej czeluści, ziejącej za szklanym sarkofagiem zabrzmiała organowa muzyka. Po niej nastąpiła treść, wprawiająca Ronaldo w stan osłupienia.
- Christine, Christine... - rozległ się donośny głos, którego mrok przenikał aż do samych kości.
- Cristiano...- zapiszczał CR7
- Niezwykły duet nasz, usłyszy nooooc...bo mam nad tobą już, nadludzką moooooc. A chodź odwracasz się...spoglądasz w tył...- śpiewał baryton z nutą rockowych wstawek a jego głos zlewał się z waleniem w organy.
Cristiano obejrzał się zgodnie z nakazem upiornego głosu, drżąc za każdym razem gdy patrzył na ziejącą pustką grotę.
- Ale kim pan jest?- zapytał niezwykle uprzejmie.
- Toooooooooooo jaaaaaaa to upiór z tej opery! O tak... jam Upiór tej opery i maaam we władzy sny...- odezwało się ponownie.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!- zafalsetował przerażony piłkarz.
- Śpiewaj mój aniele muzyki!- ryczało głosisko.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa- piszczał Cris.
- Śpiewaj Christine!
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
- Śpiewaj dla mnie!
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!- zakończył Ronaldo, po czym padł zemdlony na kamienne podłoże, nabijając sobie potężnego guza.
Zza sarkofagu wynurzył się drobny jegomość z burzą poplątanych loków w małych aptekarskich okularkach.
Zobaczywszy zemdloną zakonnicę, począł ją cucić, lecz gdy klepanie po twarzy nie dawało efektu, postanowił sięgnąć po drastyczniejsze środki.
Podszedł do źródełka podziemnego, które płynęło nieopodal i nabrał do metalowego kuba trochę wody.
Wylał jej zawartość na zemdlonego Cristiano a ten momentalnie się przebudził. Ujrzawszy osobę, która nie wyglądała na upiora zamrugał oczami.
- No hej.- odezwał się mężczyzna.
- Hej...- odpowiedział słabo Cris.- Kim jesteś?
- Eric Adelfa do usług!- przedstawił się, pomagając Crisowi wstać. - A siostra?
- Cristian...Crista Aveiro- odpowiedział fałszywie. - Czy mógłby pan pomóc mi się stąd wydostać?- zapytał z nadzieją.
- Pewnie, tutaj jest wyjście. - wskazał na ścianę nad którą widniał podświetlony napis EXIT.
Cris zaczął się nerwowo śmiać.
Człowiek w okularkach poprowadził go przez ciąg wąskich korytarzy i krętych schodów, aż wyszli na powierzchnię.
Powierzchnia jednak nie znajdowała sie w hallu doktora Hu, tylko w jakiejś małej dolince, a żeby na nią wyjść trzeba było przejść przez zabytkową kapliczkę.
- Gdzie my jesteśmy? - jęknął Cris. - Jak ja wrócę do klasztoru?
- Odprowadzę siostrę - zaofiarował się Adelfa.
Wszystkie grupy poszukiwawcze, niektóre dosyć mozolnie, dotarły w końcu do klasztoru. Tam, czekał na nie posiłek, pożywne risotto, przygotowane przez zapobiegliwą Domityllę. Dwóch poszkodowanych, czyli Xabi i Guti (wyjaśnił, że funkcjonariuszka Ora Maria prezentowała mu na jego życzenie działanie paralizatora i nieszczęśliwym przypadkiem trafiła go w... czuły punkt) otrzymało posiłki w dormitorium. Do opieki nad Xabim matka przełożona wyznaczyła Annę, co się zaś tyczy Gutiego, poleciła go trosce Argentynek.
- Już my się nim zajmiemy - obiecał Pepe, biorąc porcję dla Gutiego. - Zapamięta naszą troskę na zawsze.
Fałszywy biskup leżał, wyciągnięty na łóżku, z ramionami pod głową. Na widok Anny z tacą poderwał się jak na sprężynie.
- O, widzę obiadek piękne rączki przyniosły - rzekł uwodzicielsko.
- Gutierrez, odwal się od tych rączek, jeśli nie chcesz, żebym połamał ci twoje - rzekł Xabi, z łóżka naprzeciwko.
Anna zarumieniła się.
- To nie dla pana, tylko dla Xabiego - powiedziała.
- Mam być głodny? - zaprotestował Guti żałośnie.
- Stul dziób - warknął Pepe, wkraczając na salę. - I żryj!
Postawił mu tacę z rozmachem na kolanach.
- Aaaaaaaaaaaauuu! - zawył fałszywy biskup. - Ostrożnie!
- To ja już pójdę - Anna oderwała sie od podziwiania urody Xabiego.
- Nie idź! - wyrwało mu się tęsknie.
- Idź, idź, Paloma chciała z tobą pogadać - rzekł z naciskiem Pepe.
Nowicjuszka opuściła dormitorium, odprowadzana spojrzeniem Xabiego.
- Musiałeś? - Alonso spojrzał z wyrzutem na Keplera.
- Ciii, Paloma jest z nami w zmowie - odparł Pepe. - Iker jej wszystko powiedział. Przepyta Annę i wtedy pomyślimy nad rozwiązaniem.
- Nie przypuszczałem, że Iker myśli fiutem - rzekł Guti. Zajrzał do miski.- Umm, kurczaczek. I papryczka. Pyszności!
- Odezwał się ten, któremu policjantka musiała przypalić przyrodzenie - prychnął Pepe.
- Ostra laseczka - w głosie Gutiego brzmiało uznanie. - Ale zobaczycie, jeszcze będzie moja! Ora, Ora, Ora...gdy przyjdzie pora... wyleczę swojego wora...a nawet gladiatora... Przybędę do ciebie po dobroci... i będziemy do rana się grzmocić - zanucił.
- Gutierrez czy ty myślisz tylko o jednym?
- A o czym mam myśleć?- oburzył się były piłkarz. - Jestem na emeryturze, zostały mi już tylko dyskoteki i dobre bzykanko. Chcecie żebym zatracił swoje jestestwo?
- Chyba kurestwo kochany...- napomniał go Brodaty, masując obolały od zastrzyku zadek. - Zwyczajnie w świecie się puszczasz.
- Weź nie pierdol Xabi,to że ty zjeżdżasz na ręcznym bo Anna cię nie chce, nie znaczy że ja mam się katować. Renia Rączyńska nie jest dla mnie!
W zamęcie, nikt nie zauważył nieobecności Crisa, który pojawił się w klasztorze kilka godzin później.
Podziękował śpiewakowi Ericowi i od razu udał się do dormitorium, które zajmował z resztą kumpli. Na wejściu otworzył drzwi, które z hukiem uderzyły o ścianę.
Stanął w progu taksując kolegów morderczym spojrzeniem.
- Wy...wy taniochy przebrzydłe!- ryknął na całe gardło. - Zginąłbym a nikt nie przyszedłby mi z pomocą!
- Gdzieś się wałęsał?- zapytał ze swojego posłania Sergio.
CR7 nie wytrzymał, rzucił się na obrońcę z rozcapierzonymi palcami, chcąc go podrapać, ale w porę odciągnął go Kepler z Ikerem.
-Puśćcie mnie idioci!- krzyczał.- Jak można było nie zauważyć zaginięcia najważniejszej osoby...
- Szamoczesz się jak gówno w przeręblu. - odparsknął Kepler, uderzając kolegę w potylicę.- Uspokój się! Alonso był poszkodowany a Guti oberwał prądem po jajach. Nic ci się nie stało!
- Miałeś jakąś seks przygódkę?- Guti poruszał znacząco brwiami.
- Spadaj gadzie!- odpysknął Ronaldo.
- Grzeczniej Cris.- ostrzegł Iker, ale młody napastnik za nic miał zdanie kapitana.
- Nic nie rozumiecie, pół nocy patrzyła na mnie ta święta Eutanazja!
- Kto?- zapytał Kepler.
- No Eutanazja! Ten zezwłok w szklanej gablocie!- jęczał Cris- Jak mogliście chłopacy.- chlipnął przytulając się do Ikera.
Casillasowi zrobiło się żal napastnika, objął kolegę pozwalając mu się wypłakać. Od zawsze wiedział, że Cris to wrażliwa dusza w ciele próżnego macho.
- No, już dobrze, dobrze opowiedz nam spokojnie co się stało.
I opowiedział, nie szczędząc kolegom wstrząsających opisów zezwłoku w habicie, który leżał w szklanym sarkofagu w grocie.
Kepler w trakcie opowieści wymknął się do piwniczki po ojczulku Laurentym, w celu zaopatrzenia kumpli a przede wszystkim siebie w życiodajny, winny trunek.
Każdy z nich golnął po butelce winiacza za wyjątkiem Alonsa, który wypił tylko dwie rozwodnione lampki.
Guti, zasnął myśląc nad swoją egzystencją i tym, że bzykanko jednak nie ma już tak słodkiego smaku jak za dawnych lat.
Tymczasem Paloma czekała na Annę w ogrodzie różanym, upewniwszy się najpierw dokładnie, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby podsłuchiwać.
- O czym chciałaś ze mną porozmawiać? - zapytała nowicjuszka, skromnie spuszczając oczy.
- Nooo... Chciałam pogadać tak wiesz, jak kobieta z kobietą - Paloma zastanawiała się przez chwilę z kórej strony podejść. - Fajna z ciebie dziewczyna i myślę, że nie powinnaś być zakonnicą.
Twarz Anny stała się tak biała, jak okalający ją kornet.
- Co ty mówisz? - nowicjuszka cofnęła się o krok. - Dlaczego?
- Bo być zakonnicą, to zostać zaślubioną Chrystusowi - wyjaśniła cierpliwie konserwatorka. - A ty, mam wrażenie, wolałabyś zostać zaślubiona Xabierowi Alonso.
Teraz na odmianę Anna oblała się ciemnym rumieńcem.
- Ja... ty... ja nie... skąd wiesz?! Kto ci powiedział?!
- Iker.
- Boże... Boże...
Anna przez chwilę stała nieruchomo, zasłaniając twarz dłońmi.
- Ja nie mogę z nim być - wyszeptała. - Kocham go, ale nie mogę. Skrzywdziłabym go...
Paloma pogłaskała ją uspokajająco po plecach.
- Opowiedz mi wszystko, kochana. Od początku.
I tak Anna opowiedziała wszystko. O śmierci swojego chłopaka. o wypadku pewnego wielbiciela i o zgonie hotelowego klienta, który się do niej zalecał.
- A co jeśli Xabi też...? - zapytała dramatycznie.
- Zaraz, przecież całowaliście sie w bibliotece i żyje - zauważyła Paloma.
- Ale zleciał z urwiska! - załkała Anna.
- Ale jednak żyje. Poza tym to może być przypadek. Słuchaj... - konserwatorka zamyśliła się. - Mam znajomych w Sewilli. Zbadam sprawę tego twojego gościa, ale obiecaj mi, jeśli to nie jest klątwa, odejdziesz z klasztoru i dasz szansę Xabiemu. Zgoda?
Wyciągnęła rękę.
Nowicjuszka wyciągnęła drżącą dłoń.
- Zgoda - szepnęła.
- No to super. Aaaa, czekaj! - Paloma zatrzymała dziewczynę, która usiłowała już odejść. - Daj to Ikerowi, dobrze?
Podała jej złożoną we czworo kartkę papieru.
- Dobrze - nowicjuszka spojrzała w oczy Palomy. - Dziękuję ci.
- A, nie ma za co - uśmiechnęła się malarka, myślami odlatując już ku niedużemu domkowi myśliwskiemu, leżącemu w ustronnej dolince.
__________________________________________________________________________
Witajcie! Nie było tu nas, przeszło tydzień, ale liczymy na Wasze zrozumienie. Obsuwy są spowodowane wakacjami i krótkimi chwilami, które możemy spędzać przed komputerem.
Życzymy Wam miłego czytania a następny rozdział postaramy się dodać w okolicach weekendu.
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
środa, 24 lipca 2013
Rozdział 13
Ogrodzenie posiadłości oplecione było dzikim winem, w większości martwym, festony uschłych pędów zwisały też z żelaznej, ręcznie kutej furtki. Spomiędzy nich szczerzyła się zastygła w metalu paszcza jakiegoś potwora.
- Strasznie tu - szepnęła Pepita, żegnając się znakiem krzyża.
- Ja wam mówię, to szaleniec - oznajmiła Bernarda, podtrzymująca z jednej strony poobijanego Xabiego. - Powinniśmy uciekać!
- Ktoś może by otworzył? - zasugerował Ronaldo z drugiej strony Alonsa, nie ukrywając irytacji. Rudobrody był ciężki, poza tym wymagał obejrzenia przez lekarza, a te gęsi tu stały i klekotały bez sensu.
Anna spojrzała na pobladłą twarz Xabiego, wzniosła oczy w niebo, po czym nacisnęła klamkę.
- W imię Boże....! - rzekła.
Furtka otworzyła się, wydając przy tym przeciągły, powolny zgrzyt, jak każda szanująca się furtka rodem z horroru. Pięcioosobowa grupka wstąpiła na chodnik z kamiennych płyt, popękanych i poprzerastanych trawą i mchem, jak również jakimiś dziwnymi, małymi grzybkami.
- Czy mi się wydaje, czy ja słyszę Procol Harum? - zdziwiła się Bernarda. - No wiecie, ten ich przebój, "Bielszy odcień bieli"?
- Coś słyszę - potwierdziła Anna z wahaniem.
- Ja też - powiedział Cris. - Muzykę.
Pepita zmarszczyła czoło, myśląc intensywnie.
- Bernarda, a skąd ty taką muzykę znasz? - zapytała.
- Mój ojciec tego słuchał w kółko, zwłaszcza jak się najarał - odparła Bernarda. - No jak bonie dydy, to jest Procol Harum!
- Dobiega zza drzwi - rzekł z lekkim wysiłkiem Xabi.
Wszyscy spojrzeli na masywne, dębowe drzwi, rzeźbione w skomplikowane, wężowo-potworne ornamenty, kryjące się w cieniu masywnych kolumn ganku.
- Faktycznie - stwierdził Cris. - Doktor Hu ma dziwny gust do muzy.
Dotarli wreszcie pod same drzwi. Anna ujęła w dłoń mosiężną kołatkę i załomotała.
Przez chwilę panowała głucha cisza, rozcieńczana jedynie sączącą się ze środka muzyką.
Potem drzwi otworzyły się, również poskrzypując, zupełnie jakby pochodziły z horroru wytwórni Hammer.
Drżąca i przerażona grupka (nawet Ronaldo podzwaniał zębami) weszła do wielkiego hallu o ścianach wyłożonych drewnem i dawno nie odkurzanych, o czym informowały powiewające tu i ówdzie pajęczyny. Na przeciwległym końcu hallu znajdowały się imponujące, drewniane schody, owijające się wokół obudowanego mosiężnymi kratami szybu staroświeckiej windy.
- Rany, tu Dracula mieszka, czy coś? - zapytał osłupiały Cris, patrząc na przykurzoną rycerską zbroję, ustawioną pod ścianą.
- Nie, doktor Hu - odparła Bernarda z irytacją. - Mówiłam, że jest walnięty.
Straszliwy rzęgot i dzwonienie zagłuszyły końcówkę jej wypowiedzi. Cała grupka, z wyjątkiem poturbowanego Xabiera, podskoczyła w górę, zaskoczona i przerażona. To stary zegar szafkowy wybił godzinę.
Winda szczęknęła, zgrzytnęła, po czym w szybie pojawiła się zjeżdżająca z góry kabina. Z chrobotem zatrzymała się na parterze, po czym ktoś znajdujący się w jej wnętrzu odsunął z chrzęstem mosiężne kraty.
- Jak się macie? - zapytał nieznajomy, wysoki i szczupły mężczyzna z imponująco rozczochraną fryzurą, odziany jedynie w szkarłatny, jedwabny szlafrok i czarne skórzane spodnie. - Wybaczcie, nie ma dzisiaj mojego wiernego lokaja, dałem mu wychodne.
- My mamy tu chorego, ale chcieliśmy tylko zatelefonować.- odezwała się nieśmiało Anna.
- Zróbcie coś!- jęknęła gruba Bernarda.
-Co?- pisknął Ronaldo.
- Cokolwiek! - zasyczała Pepeita.
Xabi czuł jakby w głowie rozdzwoniły mu się wszystkie dzwony z Asturii.
- Och jest pani stało?- zapytał zaaferowany doktor mrugając, jak się wydawało wytuszowanymi rzęsami. - Och kochaniutka zarost pani rośnie? Czy pani czasem nie jest słodziutką transwestytką z transseksualnej Transylwanii?- zapytał kokieteryjnie.
Ronaldo nie mógł powstrzymać śmiechu, Anna zaczęła kaszleć a nowicjuszki patrzyły na wszystko z autentycznym przerażeniem.
- Nie jestem transem!- wycharczał Alonso.
- Nie?! No nie powiedziałbym.- zarechotał doktor.- Proszę do mojego gabinetu a panie pingwiny zostaną przed drzwiami, wejdzie tylko ta ślicznotka z oczami jak sarenki. -spojrzał w stronę Anny.
- Ale ja muszę...- wyjąkał Cris, nie chcąc by przyjaciel został zdemaskowany. Kto wie co temu świrowi może przyjść do głowy. A jak przeszczepi Alonso mózg i Brodaty oszaleje na dobre? Jak stanie się dziwadłem albo gejem?!
- Skarbeńku...musi to na Rusi...- odpowiedział doktor.- Pachniesz czosnkiem a ja...- poruszał ustami muśniętymi błyszczykiem.- Nie lubię tego zapachu.- puścił mu buziaka, po czym pomógł Annie wgramolić Alonsa do gabinetu.
Ciężkie, dębowe drzwi zatrzasnęły się za nimi z hukiem a Cris został sam z przerażonymi nowicjuszkami, które padły na kolana i zaczęły się modlić.
Tymczasem grupa Gutierreza podążała przez wzgórza, porośnięte gęstymi krzakami. Grupa to była skromna, zaledwie czteroosobowa, złożona z Gutiego, Pepe, pięknej, blondwłosej policjantki i młodego policjanta, tego samego, który obwieścił w klasztorze zaginięcie dziewczynki.
Pepe od razu dojrzał, gdzie mianowicie koncentruje się spojrzenie Gutiego i nie poczuł się zdziwiony, ogniskowało się ono bowiem na kształtnym tyłeczku idącej przed fałszywym biskupem policjantki.
- Guti, opanuj się - wysyczał półgębkiem. - to glina!
- Władza mnie podnieca - odparł Guti, również szeptem.
- Powstrzymaj swojego rumaka.
- Widząc taką dupeczkę?- zapytał fałszywy nuncjusz.- Jakbym jej wjechał w te bimbałki, to zobaczyłaby kto ma właściwą władzę.- zarechotał Guti.
Pepe tylko jęknął w duchu. Kroiła się katastrofa.
Grupka podążała wytrwale przez zarośla. Policjantka co chwilę pochylała się i rozgarniała krzaki, w poszukiwaniu dziewczynki.
Guti wreszcie nie wytrzymał.
Kiedy piękna funkcjonariuszka pochyliła się po raz kolejny, poklepał ją po tyłku. Przedstawicielka władzy wyprostowała się gwałtownie.
- Spałował ktoś kiedyś eminencję? - zapytała wrogo.
Guti chwycił się pod bok.
- Byłabyś pierwsza, maleńka - odparł zalotnie.
- Niech eminencja trzyma ręce przy sobie - odparła nieprzejednana przedstawicielka prawa.
- Nie mogę, dziecko - odparł Guti. - To zew natury!
- Chyba zlew.- mruknął pod nosem Pepe.
Gutierrezowy chamski podryw przerwał dziecięcy płacz. Policjant poświecił latarką w stronę zarośniętej leszczyną, leśnej dróżki. W odległości kilkunastu metrów stała mała, umorusana, dziewczynka a jej ciemne oczy wyrażały ogromny strach. Pepe nie namyślając się długo zakasał habit i wypruł w stronę dziecka jak rasowy sprinter. Pochwycił ją w ramiona, przytulając do siebie.
- Jestem u Bozi?- zapytała mała Dulce.
- Nie, ale jesteś bezpieczna kochanie.- odpowiedział stoper.
- Jakie to wzruszające!- załkał fałszywie Guti łapiąc policjantkę za tyłek, za co dostał pałką po rękach. - Auaaa! Za co?
- Nie lubię mazgai.- odpowiedziała policjantka z jadowitym uśmiechem.
- Dla ciebie maleńka mogę być nawet supermenem!- Gutierrez nie zamierzał odpuścić.
Ora Maria, bo tak miała na imię policjantka podeszła do niego kręcąc zgrabnym tyłeczkiem. Nie zauważył, że w prawej ręce trzyma niewielkich rozmiarów przedmiot. Dziewczyna przysunęła się do niego sunąc dłońmi w stronę jego spodni a gdy zbliżała się do dowodu jego chwały, poczuł jakby sam Zeus przyładował mu błyskawicą w krocze.
Gutierrez złapał się za klejnoty, zginając się jak scyzoryk i spektakularnie padając na ściółkę leśną.
Nikt nie miał zamiaru mu współczuć, bo grupka cieszyła się z odnalezienia dziewczynki.
Tymczasem grupa Ikera i Ramosa przedzierała się przez wyjątkowo krzaczastą część lasu w stronę migającego światełka.
- Co to u licha jest?- zapytał Sergio zabijając wyjątkowo jadowitą komarzycę, która udziabała go w szyję.
- Wygląda jak chatka w lesie.- Paloma przyjrzała się dokładniej, wychodząc na przód grupy. Nie zauważyła gęsto porastającego krzewu naszpikowanego wystającymi kolcami i z impetem wsadziła tam nogę.
Zawyła z bólu łapiąc się za stopę a w jej stronę od razu ruszyła reszta grupy.
- Nic ci nie jest?- Iker złapał ją, żeby nie upadła co bardzo nie spodobało się Jose Alfonsowi.
- Odsuń się pingwinie, jestem lekarzem!- próbował odepchnąć Ikera, ale cicha do tej pory nowicjuszka Maria Sanz pacnęła go po głowie latarką.
- Trochę szacunku dla habitu człowieku małej wiary!
Świrolog oburzył się, jakby właśnie ktoś stwierdził, że nosi damską bieliznę i nadymał się jeszcze bardziej.
- Wszystkie jesteście takie same! Chwalicie Chrystusa a co tam wyrabiacie pod habitami to Bóg jedyny raczy wierzyć.
- Jose!- syknęła Paloma.- Natychmiast przeproś siostry Ikerię i Sergię a także Marię. Zachowujesz się jak ostatni bucyfał bez mózgu.
- A ty jesteś zaślepiona tą babochłopką! Co to jest Xena Wojownicza zakonnica?- ryknął świrolog. - Jesteś moja!
- Nie jestem krową na targu! - odpowiedziała mu hardo.
Sergio przyglądał się wszystkiego z rosnącym zażenowaniem a w Ikerze gotowało się gorzej niż kotle czarownic.
Ramos zauważył, że jego kumpel lada moment wybuchnie i wtedy obaj się zdemaskują. Nie można do tego dopuścić!
- Dasz radę chodzić?- Iker przytrzymywał Palomę, która z ufnością oparła się o jego szerokie barki. Czuł nacisk jej zgrabnego ciała i miał wrażenie, że zaraz przerzuci ją sobie przez ramię i uprowadzi jak najdalej od tego padalca. Chciał ją mieć tylko dla siebie. Święty, po raz pierwszy zgubił gdzieś swoją aureolę i nie zamierzał nigdzie jej szukać.
- Wbiłam sobie cierń.- odpowiedziała słabo. - Między dużym palcem.
- Może zostańcie tu a my sprowadzimy pomoc?- zapytała nowicjuszka.
- To dobry pomysł.- przytaknął Sergio.- Damy wam dodatkową latarkę. Niedaleko słychać strumień, może trzeba przepłukać ranę.
- Ależ ja się kategorycznie nie zgadzam!- oburzył się Jose Alfonso. - Nie zostawię cię z tą walkirią!
Ramos bez ceregieli pociągnął go za koszulę, tak żeby Maria i Paloma nie mogły usłyszeć o czym rozmawiają.
- Te Michal Anioł!- zaczął spokojnie.
- Co?-
- Idź przypudrować nos.
- Co? - powtórzył Jose Alfonso.
- Wypierdalaj!
- Jak śmiesz tak się do mnie odzywać?!
- Albo pójdziesz z nami grzecznie, albo zobaczysz co to znaczy obraza stanu zakonnego. A chyba nie musimy cię zapewniać o sile argentyńskich służek Jezusa?- Ramos uśmiechnął się demonicznie,składając ręce niczym do modlitwy.
- A gdzie przykazanie miłości bliźniego?! - kwiknął Jose Alfonso.
- No jak to gdzie? - zdziwił się Ramos. - Przecież ja to tylko z miłości robię, chcę cię uchronić przed grzechem, synu.
- Niewybaczalne - zabulgotał jeszcze świrolog, ale zaraz potem posłusznie potruchtał za Sergiem i nowicjuszkami w stronę tajemniczego światła.
Tymczasem Iker wziął Palomę na ręce i zaniósł na trawiasty brzeg niewielkiego strumyka, toczącego swe wody pomiędzy drzewami i krzewami. W jednym miejscu ów brzeg był na tyle szeroki, by tworzyc coś w rodzaju łączki, porośniętej miękką trawą i jakimiś kwiatkami, białymi, żółtymi i błękitnymi. Tam właśnie Casillas posadził dziewczynę, po czym natychmiast pożałował, że nie jest malarzem. Paloma w kwieciu wyglądała niczym jakaś nimfa, albo driada, w pełni godna uwiecznienia pędzlem najlepszego artysty.
Po chwili dotarło do niego, że gapi się na konserwatorkę jak cielę na malowane wrota, wzrokiem z całą pewnością nie przystojącym zakonnicy, więc odwrócił czym prędzej twarz.
- Em, tego... to ja obejrzę tę twoją nogę - rzekł, przyglądając się swoim paznokciom.
- Czy moja fizyczność siostrę przygnębia? - zapytała Paloma, prosto z mostu.
- Mnie? A dlaczego?
- Bo siostra jak coś do mnie mówi, to nie patrzy. Mam coś na twarzy? Zajad? Bo czasem jak mi taki skur...kowaniec wyskoczy...
- Nie, nie masz.. wręcz, no, przeciwnie - rzekł Iker, czując, że uszy zaczynają mu płonąć zapowiedzią rumieńca.
- Naprawdę? - Paloma drążyła temat. - To czemu siostra odwraca wzrok?
Iker czym prędzej zdjął jej but i zaczął oglądać stopę. Istotnie, między wielkim palcem, a jego mniejszym sąsiadem tkwił paskudny kolec. Usunął go, jak najdelikatniej potrafił, a gdy podniósł głowę, napotkał bursztynowe oczy Palomy, wpatrzone w niego.
- Nie bolało? - rumieniec zaczął się wylewać na policzki Casillasa.
- Ani trochę - odparła dziewczyna. - Siostra jest bardzo delikatna.
Przez chwilę Iker nie wiedział co powiedzieć.
- To bardzo przyjemne, co siostra robi - zamruczała Paloma, uśmiechając się jak sfinks.
Bramkarz spojrzał na swoje dłonie i uświadomił sobie, że wciąż trzymają stopę dziewczyny, a jeden z jego kciuków gładzi jej podeszwę delikatnym, okrężnym ruchem.
- Ja, eee, jaaa... - cofnął zdradzieckie ręce.
- Siostra co? - zapytała Paloma, przysuwając swoją twarz do jego twarzy. - A może powinnam powiedzieć: Santo?
W czaszce Ikera huczało jedno słowo: demaskacja! Co robić? Co robić?
Uciekać?
Wypierać się?
- Mylisz mnie z kimś, dziecko - rzekł drżącym głosem.
Pokręciła głową, śmiejąc się.
- Nie Iker, ciebie się nie da pomylić - powiedziała. - Poza tym już się wcześniej widzieliśmy.
- Tak? - spytał głupio, a emocje szalały w nim jak pożar w fabryce fajerwerków.
- Kilka lat temu, kiedy byłam chudą nastolatką z bardzo chorymi nerkami. Odwiedzaliście wtedy klinikę w Madrycie. Wielki Iker Casillas odwiedził bandę chorych dzieciaków i okazał się fajnym facetem, a nie nadętą gwiazdą. Zostałeś wtedy moim idolem! - roześmiała się.
Z zakamarków umysłu Ikera wychynęło nagle wspomnienie, zrazu zatarte i niepewne, potem ostre i wyraźne. Wielkie bursztynowe oczy, patrzące smutno ze szpitalnego łóżka pod oknem...
- Miałaś aparat na zęby i zaplatałaś włosy w mnóstwo warkoczyków! - wykrzyknął radośnie. - I rysowałaś wszystkim portrety, mnie też, ja ten portret wciąż mam, wisi u mnie w sypia... - uświadomił sobie, co powiedział. - O rany. No to się wysypałem.
- Nie bój się Santo - rzekła Paloma pieszczotliwie. - Przecież cię nie wydam.
Pocałowała go delikatnie w usta i więcej Ikerowi nie było trzeba. Chwycił ją w objęcia i jął namiętnie oddawać pocałunki. .
W gabinecie doktora Hu, Xabi modlił się intensywnie o zmiłowanie Pańskie. Ekscentryczny doktorek , powiewając połami rozpiętego szlafroka, zaprosił go na kozetkę. Ponieważ jednak nic w ty dziwnym domu nie wyglądało normalnie, z gospodarzem włącznie, kozetka miała kolor intensywnej czerwieni i kształt namiętnych ust. Z lekkim wahaniem Xabi opadł na ów mebel, czekając na to, co nastąpi dalej.
- A więc, cóż to się siostrze stało? - zapytał doktor. Na jego pociągłej twarzy odmalowała się ciekawość, podkreślona jeszcze uniesieniem zamaszystych, ciemnych brwi.
- Spadłam z urwiska - odparł zwięźle Xabier. - Boli mnie głowa, łokieć i staw skokowy.
- Zechce się siostra - doktor uśmiechnął się szeroko. - Rozebrać.
- Wykluczone - rzekł Xabi. -
- A to dlaczegóż? Przed lekarzem nie ma wstydu!
Xabiemu w sukurs przyszła Anna.
- Siostra Xabieria złożyła śluby czystości - rzekła z pełną powagą. - Nie wolno jej pokazywać swego ciała żadnemu mężczyźnie. Może najwyżej zdjąć welon i podkasać habit.
doktor Hu westchnął.
- Niech zdejmuje.
Obejrzał uważnie i obmacał delikatnie głowę piłkarza.
- Cała - zakomunikował. - Zalecam odpoczynek dzisiaj i jutro, na wypadek wstrząsu mózgu. Wie siostra, żadnych ciężkich modłów. I jeść dużo bananów, banany są dobre!
Potem obejrzał łokieć Xabiego, pomachał nieco jego ręką, orzekł, że to niegroźne stłuczenie, wreszcie przeszedł do kostki, skromnie wystawionej spod habitu.
- Ładne ma siostra futerko na łydkach - zauważył. - Pierwszy raz widzę kobitkę z takimi chaszczami.
- Niech się pan skoncentruje na mojej kostce - warknął Xabi.
- Siostra Xabieria jest bardzo czuła na punkcie swej cnoty - wyjaśniła Anna.
- Sorry, nie lubię futrzaczków, cnota siostry jest niezagrożona - odparł nonszalancko doktor, obmacując kostkę. - Na moje oko tylko skręcona. Zimne kompresy, mało ruchu i będzie w porządku. A na razie dam zastrzyk przeciwbólowy.
- Zastrzyk? W co mianowicie? - zaniepokoił się Xabi.
- W siostry świątobliwe zawzięcie- wyjaśnił doktor.
Alonso i Anna spojrzeli na siebie.
- Poproszę koc - zażądała nowicjuszka. - Muszę siostrę przykryć. Śluby, rozumie pan.
Doktor wywrócił oczyma, ale koc dał, po czym jął szperać w szafkach i szufladach. Tymczasem Xabi podciągnął habit, spuścił nieco majtki, a spłoniona Anna owinęła kocem górne rejony jego nóg.
- No dobrze - doktor wyprostował się, dzierżąc w dłoni strzykawkę jednorazową, wypełnioną bezbarwną cieczą. - Allons-y!
- Alonso - poprawił odruchowo piłkarz, po czym ugryzł się w język.
____________________________________________________________________________
Witajcie!
Jak już zdążyłyście zauważyć(a niektóre nawet bezlitośnie nam wypomnieć) mamy epicką obsuwę.
Nie wyrobiłyśmy się w weekend, ani po weekendzie a dzisiejsza publikacja również była mocno zagrożona. Powód? Choroba.
Jeśli jedna choruje to druga, nie ma obowiązku przejmować jej roboty bo działamy w systemie parowym. Każdy rozdział piszemy wspólnie a oprócz Siostrzyczek, każda z nas ma także swoje projekty i opóźnienia. Mamy nadzieję, że się nie gniewacie i nas jednak zrozumiecie.
I jeszcze przypomnienie. Żadnych Liebster Awards i tego drugiego plebiscytu pod rozdziałami, jeśli ktoś naprawdę czuje potrzebę nominowania nas(chociaż nie mamy czasu się w to bawić) to można wrzucić to do zakładki SPAM!
Dziękujemy za uwagę!
Pozdrawiamy serdecznie
Fiolka&Martina ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)